To był spokojny poranek, wypełniony ponurym deszczem i niewielką ilością światła. Harry podniósł wzrok znad książki, gdy lekki dreszcz przeszedł mu po przedramionach, czując, jak dziwna emocja omiata jego klatkę piersiową.
Od Incydentu w małym mieszkaniu Hermiony na Arniston Alley minęły prawie dwa tygodnie. Spędził ten czas na wertowaniu starożytnych tomów i tekstów w obszernej bibliotece Grimmauld Place, chłonąc każdy skrawek informacji o legendzie i historii Śmierci. Jak dotąd, niewiele udało mu się znaleźć. Co dziwne, najbardziej przekonujące informacje, pasujące do jego własnych doświadczeń, były ukryte w poezji i literaturze opartej na mitologii. Harry byłby zaskoczony, gdyby był osobą mocno wierzącą w badania lub fakty (lub, czytaj: gdyby był Hermioną). Jednak Harry wiedział z własnego doświadczenia, że często rzeczywistość bywa dziwniejsza od fikcji, więc istnienie Rose wydawało mu się z każdą chwilą coraz pewniejsze.
Harry zgiął kark i odłożył na bok misterne, choć nieco szalone rozmyślania Konieczności o Kryptowym Czytaniu Starożytnych Rumuńskich Przygód, zastanawiając się, czy spacer dobrze by mu zrobił.
Harry czuł się dziwnie zmuszony do odwiedzenia Alei Pokątnej. Minęły lata, odkąd zagościł na tym gwarnym zakątku kultury czarodziejskiej. Od czasu spalenia gabinetu swojego starego psychiatry unikał tego miejsca, choć wątpił, by dawno zmarły człowiek za nim tęsknił (i zastanawiał się biernie, czy Voldemort nadal prowadzi sesje z innymi pacjentami - choćby dla rozrywki).
Harry wparował do Dziurawego Kotła, ledwie musząc życzyć sobie, by być Niewidzialnym. Choć świat mugoli był bliski jak zawsze, czarodzieje wydawali się mniej zainteresowani odwiedzaniem pozbawionej magii kultury. Zamiast tego czarodzieje ponownie zagłębiali się w czarodziejską wiedzę, skupiając się na wzmacnianiu własnej kultury. Wyglądało na to, że bycie staromodnym znów powróciło do społeczeństwa.
Harry błąkał się po na wpół spokojnych uliczkach Pokątnej, mijając sklep meblowy, w którym po raz pierwszy usłyszał słowa "galeon" i uśmiechając się łagodnie do siebie. Podążył starą ścieżką do Gringotta, zatrzymując się na krótko przed jego drzwiami, zanim zdecydował się nie wchodzić. Podczas, gdy Harry zgromadził ogromną ilość złota (bycie dziedzicem Potterów, Blacków i mniej znanego rodu Lupinów przyniosło mu wymierne korzyści finansowe), nie był zainteresowany kontaktem z goblinami. Ich gatunek wciąż żywił do niego urazę z pierwszego spotkania, mimo że od tego czasu oczyścił swoje imię. Harry wiedział, że przeraża gobliny swoją niecodzienną magią (plotki głosiły, że mają własnego smoka, którego wolałyby, aby Harry nie spotkał ani nie oswoił) i nie był zainteresowany niepokojeniem tych uroczystych stworzeń.
Harry szedł więc dalej, czując, że ciągnie go do starego sklepu. W końcu stanął przed "Osobliwe Zwierzęta Puddington". Minęło sporo czasu, odkąd Harry stał tu po raz ostatni. W zasadzie był pewien, że nie był tu od czasów, gdy chodził jeszcze do Hogwartu.
Spojrzał przez szkło witryny, podziwiając widok zaczarowanych drewnianych figurek tańczących delikatnie na wystawie, prezentujących gatunki, które sklep miał do zaoferowania swojej klienteli.
- Szukasz zwierzaka? - Zapytała grzecznie starsza kobieta z otwartych drzwi.
Harry odwrócił się do niej, gdy jesienna bryza świstała obok, a nostalgia ściskała jego kości.
- A czemu nie. - Odpowiedział Harry, podążając za kobietą do sklepu.
Przed Harrym, niecałe trzy stopy dalej, gnieździła się najpiękniejsza śnieżna sowa. Była potargana, wytarta, a w jej dumnej, puchatej szacie gdzieniegdzie pobłądziło piórko. Jasne, onieśmielające żółte oczy obserwowały ruchy Harry'ego z ostrą inteligencją, jakby zaglądając do wnętrza jego głowy i wyłapując myśli z jego umysłu.
CZYTASZ
The Untouchable || tłumaczenie Tomarry
FanfictionKiedy był mały, Harry odkrył coś Bardzo Specjalnego: potrafił sprawiać, że jego życzenia się spełniały. Dosłownie. Ku uciesze chaosu. Tłumaczenie "The Untouchable" (Nietykalny) Autor: TreacleTeacups Link w opisie profilowym Poznamy tu historię chłop...