Voldemort odliczał sekundy do momentu, w którym będzie mógł odpowiednio uwolnić się od swoich doradców, którzy, szczerze mówiąc, byli bardziej zbędnym balastem niż doradcami, i wyruszył do swojej nowo założonej siedziby w Wiltshire. Ogromna posiadłość nosiła wcześniej nazwę Malfoy Manor, ale wkrótce nazwa ta będzie musiała zostać zmieniona, by pasowała do nowego pana; w końcu łupy trafiają do zwycięzcy. Dłużej niż zwykle trwało uciekanie przed nabożnym uwielbieniem jego pracowników, którzy byli dość straumatyzowani pozornym porwaniem Voldemorta przez windę z Jedenastego Piętra wcześniej tego dnia. To było raczej obrzydliwe, że jego własna świta uważała go za tak bezużytecznego, że naprawdę uwierzyli, że faktycznie został uwięziony w windzie. Jednak dla Voldemorta korzystne było, aby nie być postrzeganym jako Voldemort, ale raczej jako sprytny, choć ludzki minister Riddle. Kilka dostrzegalnych słabości w jego wizerunku będzie korzystne.
Ale jak go to denerwowało.
Gdy ostatnie uderzenie tarczy zegara wybiło koniec godziny, Voldemort ruszył szybko, zanim jego doradcy zdążyli go uwikłać w jakąś absurdalnie nieważną debatę na temat nowych projektów ustaw, które przechodziły przez Wizengamot. Z czarującym, pobłażliwym uśmiechem Voldemort wkroczył do komnaty przesłuchań swojego osobistego biura i w mgnieniu oka wyszedł na marmurowy hol wejściowy swojej nowej rezydencji.
I od razu zamarł.
Cienkie smugi magii swobodnie unosiły się po dworze, przechodząc przez marmurowe ściany i okna niczym widma, ledwo dostrzegalne dla ludzkiego oka. Ale Voldemort nie był zwykłym człowiekiem. Jego starannie wyostrzony instynkt natychmiast rozpoznał wstęgi unoszące się przez dwór:
Bariery.
Starożytne zabezpieczenia starannie wplecione w posiadłość zostały wyrwane z samych fundamentów, nie zniszczone, ale z pewnością obezwładnione, ponieważ swobodnie latały po posiadłości, nie zakotwiczone i nie przywiązane do swoich łańcuchów.
Baza operacyjna Voldemorta była w tej chwili bezbronna. A Voldemort nawet nie zauważył rozbrojenia swojej fortecy, dopóki nie stanął dosłownie u jej bram.
Z tłumionym drgnieniem uświadomił sobie, co to oznaczało.
Harry Potter-Black.
Voldemort jęknąłby, ale nie pozwolił sobie na tak prostackie reakcje. Przynajmniej tak sobie wmawiał. Zirytowane warczenie odbijające się echem po korytarzu wejściowym można było z łatwością przypisać naturalnemu przesunięciu fundamentów budynku. Tak, to było to.
Voldemort uszczypnął mostek swojego nosa, głęboki wdech i wydech, a potem ruszył przez dwór, jego ostry chód odbijał się echem po marmurowych ścianach, jak irytujący punkt interpunkcyjny do każdego trzaskającego kroku, jego starannie zbudowany spokój był cienkim fornirem zawierającym wściekły cyklon gniewu.
Przyspieszył kroku, a jego myśli stały się muliste, gdy maszerował przez dwór.
Harry Potter-Black z pewnością nie był tym, co przewidział. Voldemort być może pozwoliłby sobie na krótkie kłamstwo, że odkrycie faktu, iż chłopiec w jakiś sposób posiada niezgłębione pokłady warstw, było przyjemnie zaskakującym odkryciem, ale Voldemort nie mógł pozwolić sobie na tak ogromne samooszukiwanie. Można by powiedzieć, że lubił niespodzianki dokładnie tak samo, jak lubił spędzać czas z Dumbledorem. To znaczy: w ogóle.
Harry Potter-Black był wyjątkowo potwornym stworzeniem, wykreowanym ręką samego Voldemorta - ale nie, to nie była prawda. Małe dziecko zawsze było czymś potwornym; duże, matowe oczy ukryte za okularami w kształcie denek po butelce i pochylona sylwetka tak zupełnie nieciekawa, że Voldemort nawet by się nad nim nie zastanawiał, gdyby jego ciało nie było pokryte krwią tamtej pierwszej przeklętej nocy w Hogwarcie.
CZYTASZ
The Untouchable || tłumaczenie Tomarry
FanfictionKiedy był mały, Harry odkrył coś Bardzo Specjalnego: potrafił sprawiać, że jego życzenia się spełniały. Dosłownie. Ku uciesze chaosu. Tłumaczenie "The Untouchable" (Nietykalny) Autor: TreacleTeacups Link w opisie profilowym Poznamy tu historię chłop...