9. Ami

7 0 0
                                    

Trzy miesiące później

- Proszę otworzyć podręczniki na stronie dziewiętnastej...

Cicho wzdychając, opieram głowę na ręce, drugą otwierając podręcznik na stronie dziewiętnastej. Kolonizacja Ameryki. Ziewam, zakrywając usta, żeby nie zwrócić na siebie uwagi nauczycielki. Wypracowałam sobie opinię ambitnej, pracowitej uczennicy i głupio by było ją sobie zepsuć. Coś za coś - mam dobrą opinię wśród nauczycieli, ale wśród rówieśników jestem nielubiana - a raczej można by powiedzieć, że niezauważana.

Nie jestem nieukiem i nie chcę być zarozumiała, bo nie znoszę zarozumiałości, ale już to wszystko wiem. Nie uważam się za jakąś mądrą, raczej mam po prostu dobrą pamięć, dużo wolnego czasu, sporo ambicji i perfekcjonizmu, przymus nad sobą i marzenie o wyrwaniu się stąd, które może spełnić właśnie ładne świadectwo, dobre opinie i dobrze zdana matura. Odliczam dni do tego dnia. Dnia uwolnienia.

Nie będę już dłużej jakąś tam sierotą. I nie będzie mnie to definiować, jak teraz. Wszyscy postrzegają mnie jako biedną sierotę z rodziny zastępczej, koło której trzeba chodzić na paluszkach, a nie jako Amelię Mazurkiewicz, zwykłą dziewczynę z klasy drugiej, nieco nieśmiałą, ale raczej zadziorną. Z wyjątkiem Oskara - mojego jedynego, najlepszego przyjaciela.

Oskar dołączył do naszej klasy rok temu. Jedyne wolne miejsce było obok mnie - i, dzięki Bogu, to nas połączyło.

- Amelio, skoro siedzicie razem, może oprowadzisz nowego chłopca po szkole i pomożesz mu się zaaklimatyzować?

I pomogłam. Raczej nie to miała na myśli wychowawczyni, mówiąc o oprowadzaniu, bo zamiast pokazać mu szkołę, dałam mu mnóstwo rad jak przetrwać w tej dziczy, jak się nie narazić i jakich miejsc unikać oraz pokazałam mu legendarne, osławione miejsca i wyrysowałam mapę szkoły, oferując Oskarowi dostarczanie go pod drzwi każdej lekcji, dopóki nie minie zagrożenie, że się zgubi.

- Przeprowadzałem się sześć razy i to jest najlepsze oprowadzanie, jakie kiedykolwiek przeżyłem.

Najpierw dostarczałam go pod drzwi, a potem zaczęliśmy dostarczać się razem.

Nie powiem, że się nie bałam. Że nie myślałam nad tym, że nie powinnam tego zrobić. Że powinnam siedzieć w kącie w swoich czarnych ciuchach nad książką i nie pozwolić nikomu się do mnie zbliżyć. Tak na pewno byłoby bezpieczniej, bo nie istniałoby ryzyko, że ktoś odkryje mój sekret. Że nikt więcej nie zostanie przeze mnie skrzywdzony. Ale ilekroć próbowałam odsunąć się od Oskara, on zbliżał się do mnie bardziej. Oskarżycielskim tonem nazywał mnie Amelią, bo wiedział, że tego nie znoszę, po czym pytał mnie, gdzie się podziewałam. Gdy mnie przytulał, już zupełnie przestawałam mieć wątpliwości.

Wierzyłam, że będzie inaczej.

Tym razem.


Ucieknijmy stądOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz