8. Aleks

5 0 0
                                        

Widzę, jak wchodzi z powrotem do domu i wpatruję się w nią może nieco zbyt natarczywie, ale szczerze mówiąc, mam to gdzieś.

Towarzyszy jej ten chłopak z jej klasy, który jednocześnie mnie niemiłosiernie wkurza, a z drugiej strony go uwielbiam, bo widać, że zajmuje się Melą. Ona przynajmniej ma jakiegoś przyjaciela, kogoś bliskiego.

Tylko nie potrafię zrozumieć, dlaczego ja nie mogę nim być.

Od 2,5 roku niczego już nie rozumiem.

Zawsze liczyła się tylko ona.

Wszyscy mówią na nią Ami lub Amelia. Ja od dzieciństwa mówię na nią Mela. Poznaliśmy się na podwórku. Mała dziewczynka o brązowych włosach związanych w dwa mysie ogonki siedziała za blokiem, w którym mieszkałem. Nigdy wcześniej jej nie widziałem, a mieszkałem tam długo. Musiała być nowa.

Była zwinięta w kłębek i ramiona jej drżały. Płakała. Najpierw stałem nieruchomo, nie mogąc się zdecydować, czy do niej podejść, czy nie. Ale szybko podjąłem decyzję.

- Cześć.

Uniosła głowę i spojrzała na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami i już wtedy byłem stracony. Nie było dla mnie ratunku.

Mierzyła mnie nieufnym wzrokiem, pewnie zastanawiając się, kim jestem i rozważając, czy może mi zaufać. Podszedłem bliżej, usiadłem obok i zacząłem bawić się źdźbłami trawy. Siedzieliśmy tam długi czas w ogóle się do siebie nie odzywając. Po prostu przebywaliśmy w jednym miejscu - razem.

Gdy już miałem się odważyć i zapytać ją, czemu płakała, rozległo się wołanie. Pamiętam że pomyślałem wtedy, że ten głos był bardzo nieprzyjemny. Brzmiał jak głos wrednej starej ciotki, a nie troskliwej mamy. Zasmuciło mnie to.

- Amelia!

Amelia. Jakie ładne imię - pomyślałem. Jakby je skrócić - Mela.

Spotkaliśmy się jeszcze kilka razy - z daleka, w sklepie czy w oknie, ale tak naprawdę porozmawialiśmy pierwszy raz na huśtawce. Śmiała się, gdy podszedł do niej jakiś mężczyzna i zaciągnął ją za ramię do domu.

Nie widziałem jej potem przez miesiące. Aż do czasu, gdy poszliśmy do szkoły. I zatrzasnęliśmy się w szatni. Wyłączając jedno spojrzenie po tym, gdy zainterweniowała, gdy tamci starszacy chcieli mnie zlać.

Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.

Do czasu.

Do czasu, gdy wszystko się zniszczyło i nie zostało już nic.

Nigdy jej nie powiedziałem, że od początku wiedziałem, że jesteśmy tacy sami.

Obserwuję ją w szkole. Patrzę, jak się śmieje i jak jest ponura. Wyobrażam sobie, że nic się nie zmieniło i jest jak dawniej.

Gdy wchodzi, objęta ramieniem przez tego gościa, mam ochotę podejść do niego i nakrzyczeć, że to ja powinienem tam być. Ale wiem, że wtedy ona nakrzyczałaby na mnie. Nic by się nie zmieniło, a byłoby jeszcze gorzej. Teraz jestem jej obojętny, a wtedy by mnie znienawidziła.

Nie mogę do tego dopuścić. I dlatego cieszę się, że ma kogoś bliskiego, niezależnie jak bardzo mnie boli, że ja nim nie jestem.

Muszę uszanować jej decyzję bez względu na to, jak bardzo mnie ona boli.

Mela i Oskar siadają w kącie i rozglądają się wokół, a ja zastanawiam się, dlaczego zniknęła. I dlaczego zniknął on. Może już są parą?

Odganiam od siebie te myśli, bo natychmiast zaciskam pięści.

- Hej, przystojniaku - słyszę i mam ochotę przewrócić oczami, ale tego nie robię.

Kiwam tylko głową Alce, na co marszczy brwi. Myślę, że dawno temu pogodziliśmy się z tym, że nasze relacje nie są już takie same, a wręcz nie istnieją. Jeśli nie istnieje trio, nie może istnieć duet. Po tym, co się stało, Alka znienawidziła mnie na zawsze i dopiero po dwóch latach była w stanie na mnie spojrzeć. Co, poza tym ostatnim, szczególnie mi nie przeszkadzało. Nie zrobiłem jej nic złego.

- Jak się bawisz? - zaczyna bawić się włosami i prawie parskam śmiechem, bo myślałam, że robią tak tylko plastikówy z filmów, których jak widać Alicja się naoglądała za dużo.

A tak w ogóle, co jej odbiło, że nagle ze mną rozmawia? I to w taki sposób?

Wzruszam ramionami, a ona prycha i odchodzi, przerzucając włosy na ramię, a ja uśmiecham się z ulgą. Wreszcie spokój.

Z nikim tu nie gadam. No bo z kim? Przyglądam się tylko Meli i wychodzę dziesięć minut po nich. Nic tu po mnie. Wysyłam esemesa do Dawida, po czym czekam pod domem.

- Nieładnie tak wychodzić z imprezy, nie pożegnawszy się z gospodynią.

Bezgłośnie wzdycham i odwracam się. Znowu się napatoczyła. Wiem, nieuprzejmie tak mówić, ale, do cholery... Ona jest wkurzająca.

- Wybacz - mówię i odwracam się. - Spieszę się.

- Dokąd? - parska śmiechem.

Ta rozmowa jest irracjonalna. I nie ma żadnego sensu.

- Aleks, może przestańmy się ignorować i porozmawiajmy - mówi zmysłowym głosem albo przynajmniej próbując taki mieć.

- Nie mamy o czym. To koniec, Alka. Okej? Koniec nastąpił już dawno temu.

W końcu podjeżdża Dawid i zabiera mnie spod jej domu. Odjeżdżając, wciąż widzę jej wkurzoną minę.

- Czym wkurzyłeś tę malowaną lalę? - śmieje się pod nosem i po chwili ja też wybucham śmiechem, mimo tęsknoty, która od jakiejś godziny miażdży mi serce. A może od 2,5 roku?

Wzruszam ramionami.

- Podpadłem jej.

Mój przyjaciel jednocześnie kręci głową i kierownicą.

- Jesteś ewenementem. Czemu nie chcesz po prostu pójść z nią do łóżka, czego ona najwyraźniej pragnie?

- Nie wykorzystuję dziewczyn. Nawet obrzydliwie bogatych i równie obrzydliwie zepsutych.

- Ewenement.

Nie protestuję, tylko patrzę bez słowa za okno, wypatrując nie wiem sam czego. Chociaż może wiem.

Ucieknijmy stądOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz