12. Ami

6 0 0
                                        

I wanna heal, I wanna feel
Like I'm close to something real.
I wanna find something I wanted all along,
Somewhere I belong.

Linkin Park, Somewhere I belong


Ami

Wybiegam z klatki, potykając się i oddychając ciężko. Zatrzaskuję za sobą drzwi i opieram się o nie, a potem powoli zjeżdżam po nich na ziemię. Jestem bezpieczna. 

Nie płaczę. Nigdy tego nie robię. Nauczyłam się nie płakać już dawno temu. To tylko wszystko pogarszało.

Kołatanie serca ustaje, gdy dopiero je zauważam. Dziwne, myślałam, że pękło. Dlaczego jeszcze bije?

Nagle nachodzi mnie refleksja, że wolałabym, by nie biło, ale szybko ją odganiam.

Siadam na schodach klatki i spoglądam w niebo. Jak zawsze zachwyca mnie jego piękno i widzę już tylko setki pięknych gwiazd. Uwielbiam duże miasta, ale w tych małych nieporównywalnie najlepsze są gwiazdy.

Zachwyca mnie, że ono zawsze jest piękne i zawsze jest nad nami. Cokolwiek by się nie działo, zawsze jest niebo i zawsze jest tak samo piękne. To ono tyle razy mnie ratowało. Zawsze czuję się lepiej, gdy na nie patrzę. Czuję się sobą. I zapominam o złych rzeczach.

Zwijam się w kłębek na schodach, by zachować trochę ciepła. Nie wzięłam bluzy i nie zamierzam po nią wracać. Czy zamierzam przesiedzieć całą noc tutaj, bo nie mam gdzie iść? Tak.

W takich przypadkach szłam do cioci Basi. Ale jej nie ma.

Po prostu tu zostanę, przecież nic się nie stanie.

- Mela?

Natychmiast się podrywam, zastanawiając się, czy ten głos jest snem? Bo przecież nie jest rzeczywistością. Tylko jedna osoba mówi na mnie Mela. To pewnie moja głupia, masochistyczna głowa wymyśla sobie jakieś...

Ale wtedy zauważam go w ciemności. Nie, to nie sen.

- Nie bój się - mówi cicho i dopiero wtedy zauważam, że czołgałam się jak najdalej od niego, w kierunku kąta mojego schronienia. Zatrzymuję się, ale na wszelki wypadek zostaję na swoim miejscu.

- Co tu robisz? - pytam.

- Zaznaję rozkoszy wieczornego spaceru.

Przewracam oczami i natychmiast zastanawiam się, czy to nie był zbyt poufały gest. Mimo wszystko muszę pamiętać, że przecież go nie znoszę.

- Chyba nocnego.

Wzrusza ramionami i kiwa głową jednocześnie.

- Chyba tak.

Krzyżuję ramiona i patrzę na niego spod byka.

- Serio pytam.

- Prędzej to ja powinienem pytać ciebie, czemu siedzisz na schodach w środku nocy.

- Patrzę na gwiazdy - warczę, i na potwierdzenie tych słów odwracam się od niego i wbijam wzrok w niebo.

Słyszę, jak wzdycha, a po chwili czuję, że siada obok mnie. Stanowczo zbyt blisko.

Nie to, żebym tego nie chciała.

Zaraz, czy ja to właśnie pomyślałam?

Idiotka.

Siedzi obok i oboje milczymy i patrzymy w niebo. Doceniam to, że nie wierci mi dziury w brzuchu. Zawsze szanował moją skrytość, może dlatego, że sam jest taki sam. W przeciwieństwie do Alki, którą chyba raniło to, że nie mówię jej wszystkiego, bo nie potrafiła tego zrozumieć. Na szczęście teraz ma koleżanki bardziej podobne do siebie (co znaczy - tak samo snobistyczne i irytujące), a ja, zahukana, zamknięta w sobie, aspołeczna i introwertyczna szara myszka mam święty spokój.

A Aleks zawsze po prostu siadał obok i ze mną przebywał. Sama jego uspokajająca obecność sprawiała, że czułam się lepiej. On po prostu ma w sobie coś, co uspokaja i sprawia, że ludzie w jego otoczeni czują się wyjątkowi. Dlatego lgną do niego, ale on, tak samo jak ja, woli być sam. Chociaż do mnie nie lgną.

Staram się na niego nie zerkać i powtarzam sobie w głowie, że nie mogę z nim rozmawiać. Tak musi być. Ale mimo to jego długie, ciemne włosy i ciemne oczy, patrzące na mnie...

Zaraz.

Odwracam głowę, żeby im nie ulec.

Muszę-trzymać-się-od-niego-z-daleka.

Może gdy powtórzę to sobie wystarczającą ilość razy, w końcu w to uwierzę.

Nie wiem, ile czasu już tak siedzimy. Wystarczająco długo, żebym zaczęła drżeć z zimna, a moje oczy zaczęły się zamykać.

Podskakuję gwałtownie, gdy Aleks nagle wstaje.

I dobrze, niech sobie idzie i zostawi mnie w spokoju - próbuję przekonać samą siebie.

Ale on staje nade mną i, zanim zdążę zareagować, podnosi mnie ze schodów i przerzuca sobie przez ramię.

Co on wyrabia, do jasnej cholery?!

- Co ty robisz?! - piszczę i szamoczę się w jego uścisku, ale trzyma mnie tak mocno, że nie udaje mi się uwolnić, więc godzę się ze swoim ponurym losem, nieco obrażona, że nawet mnie łaskawie nie spytał o zdanie, że postanowił mnie gdzieś wynieść. 

Idzie sprężyście w kierunku parkingu, jakbym nic nie ważyła i jakby miał gdzieś moje zdanie, czy z nim pójdę.

- Uspokój się, bo jakiś twój sąsiad nas zobaczy i pomyśli, że cię uprowadzam.

- A tak nie jest?

Aleks śmieje się cicho, na co lekko się uśmiecham, bo tak dawno nie słyszałam tego miłego dźwięku.

Nie wspominając o tym, jak wspaniale czuję się w jego ramionach, mimo że właśnie mnie uprowadza.

Chyba coś jest ze mną bardzo nie tak.

I ten zapach. Chyba nie robię afery, że mnie uprowadza właśnie dlatego, że tak na mnie działa. Pachnie domem. Jest zbyt uspokajający.

Albo ja zbyt śpiąca.

Nie idziemy - to znaczy on nie idzie, bo ja wciąż jestem przewieszona przez jego (umięśnione, męskie... zamknij się, Ami) ramię - zbyt długo. Chwilę potem jesteśmy na parkingu.

Aleks w końcu stawia mnie na ziemię, ale nie oswobadza z uścisku, chyba żebym nie uciekła z krzykiem. W sumie mam na to ochotę, ale jestem zbyt ciekawa, dokąd mnie zabiera.

Głosik w głowie szepczący, że nie powinnam i nie mogę już dał mi święty spokój i milczy, bo chyba po prostu moja głupota spuściła mu łomot.

Otwiera drzwi (Aleks, nie głupota) i patrzy na mnie wymownie.

- Wskakuj.

- Niby z jakiej racji?

Wzdycha i kręci głową, jakby miał do czynienia z rozkapryszonym dzieckiem.

- Bo cię o to proszę. Zamierzasz tu siedzieć całą noc? Jeszcze przyjdzie jakiś żul i na serio cię uprowadzi.

- Nie nas, tylko mnie. A poza tym...

- Nie - ucina. - Jedziesz ze mną i tyle w temacie.

- Gdy powiesz mi, gdzie zamierzasz mnie wywieźć.

Znowu wzdycha.

- Do mojego domu.

Po czym porywa mnie na ręce (znowu) i wciska na fotel pasażera.

Cholera. Chyba powinnam przytyć. Jestem zbyt łatwa do uprowadzenia.


Ucieknijmy stądOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz