♡6♡

139 11 0
                                    

Chyba troszkę przemokłam. W sumie gdy podczas kręcenia się, wpada się w poślizg i ląduje się na trawie, to jest to nie uniknione. Ręce mi zmarzły, ale było napawdę przyjemnie.

Dlatego też tą sobotę spędzę w łóżku z książką. Oczywiście tą, którą polecił mi Remus. Baśnie już przeczytałam.
Została mi ,,Akademia Pennyroyal", która zapowiada się bardzo ciekawie.

Chyba mam katar, ale nie ma co się przejmować.

Łóżko wydaje mi się dzisiaj wyjątkowo wygodne. Mogłabym w nim zostać na zawsze. No może prawie.

Samantha jeszcze śpi, a ja cieszę się z powodu, że nie jest ona jedną z osób co chrapie.

Raczej nie pójdę na śniadanie, w senie do Wielkiej Sali, tylko podskocze później do kuchni, bo jest stanowczo bliżej.

Tak też zrobiłam. Po przeczytaniu paru rozdziałów, od których miałam problem się oderwać, przebrałam się, spiełam włosy w koka na czubku głowy i wyszłam z pokoju wspólnego na korytarz.

Połaskotałam gruszkę na obrazie, a ona przeobraziła się w klamkę, którą pociągnęłam i weszłam do kuchni.

Skrzaty zawsze witają nas z otwartymi ramionami i lubią jak się jest dla nich miłym, i się je chwali. Od dłuższego czasu w soboty większość Puchonów przychodzi właśnie do kuchni tylko w różnych godzinach. Na stole zawsze są jakieś przysmaki i kilka talerzy. Zrobił się z tego już mały zwyczaj, dlatego też w Wielkiej Sali w sobotę nie ma wielu Puchonów na śniadaniu.

Zauważam Olivera i Oscara siedzących właśnie przy stole. Dyskutują o czymś, prawdopodobnie mnie nie zauważyli. Siadam na ławce pomiędzy nimi musiałam się troszkę wcisnąć na ale.  Zabieram jeden z tostów z talerza, który znajduje się przed Oscarem.

- Witam was panowie. Jak wam mija ten słoneczny poranek? Gdzie zgubiliście śpiocha Watsona? - Śmieje się do nich i pociągam nieznacznie nosem.

Oni wyciągają ręce i obejmują mnie.

- Jak sama zdążyłaś zauważyć, śpi.

- To tak samo jak Samantha. Patrzcie ile oni mają z sobą wspólnego. - Uśmiecham się do nich i biorę kęsa tosta. Przecieram nos przy okazji.

- A mówiłaś, że się nie przeziębisz. - Śmieje się Oscar.

- Nic podobnego sobie nie przypominam, a po za tym to tylko katar. Tak w ogóle to smacznego wam. - Uśmiecham się i podnoszę lekko do góry moje śniadanie.

- I nawzajem. - Odpowiada Oliver.

- Jakie macie plany na dziś?

- Muszę dziś zrobić zadania, w końcu kiedyś pasuje zacząć się uczyć. - Oliver drapie się w szyję. - A potem obiecałem Sarze, że spędzę z nią trochę czasu.

- Uuu coś tu się zaczyna kroić. To ta młodszą Puchonka, z którą wybyłeś ostatnio? - Dopytuje.

- Tak, ale my po prostu się przyjaźnimy. - Tłumaczy.

- Ja bardzo bym chciała się chociaż przyjaźnić z Remusem. - Uśmiecham się w jego stronę.

- A ty Oscar? - Spoglądam w stronę blondyna. - Nie chciał byś czasem się wyrwać od naszej zgraji? Mamy już szesnaście lat, no powiedz nie masz kogoś na oku? Wydajesz się coś dziwnie zamyślony. Swojej przyjaciółce nie powiesz? - Szturcham go łokciem w bok, na co on wylewa na siebie trochę soku, trochę wypluwa i zaczyna kaszleć.

Klepie go w plecy.

-Przepraszam nie przewidziałam tego. - Uśmiecham się przepraszająco.

Oliver wybuch śmiechem, a Oscar zrobił się czerwony na policzkach.

- Czyli jednak, trafiłam w sedno. Co to za szczęściara? - Mówię piskliwym, podekscytowanym głosem i praktycznie podskakuje z wrażenia, i zakrywam usta dłonią.

Przytulam Oscar.

-Wreszcie odetchniesz chwilę od naszej paczki.

Obejmuje obu przyjaciół ramieniem.

- Patrz Oliver, Oscar wkońcu zaczyna dorastać.

- Ale ja wcale nie. - Zaczyna Oscar, ale ja zakrywam mu usta dłonią.

- Weź, daj chwilkę się rozkoszować tą chwilą radości.

Śmiejemy się razem z Oliverem.
Ściągam dłoń z jego ust a chłopak wzdycha.

- A po za tym to dlaczego nie powiedziałeś wcześniej. - Patrzę na niego pytająco.

Zarumieniony chłopak drapie się w szyję i spuszcza wzrok.

- Cieszę się razem z tobą, choć miałam nadzieję, że mi powiesz tak jak ja wam powiedziałam. - Dodaje przekszywiając głowę.

- Nie ma z czego się cieszyć. - Odpowiada zawstydzony.

- Ale dlaczego? - Patrzę na niego niezrozumiale.

Blondyn spogląda na Olivera, jakby szukając pomocy.

- To bardziej skomplikowana sprawa niż się wydaje. - Zaczyna tłumaczyć Oliver.

-Acha czyli ty wiesz?

-Do on jest chłopakiem. Wiesz są sprawy, które załatwia się tylko między chłopakami i inne tylko między dziewczynami. Sama z resztą wiesz, to jedna z tych bardziej skomplikowanych  spraw. - Tłumaczy się Oscar, po czym spuszcza głowę.

Spoglądam na Olivera.

- Ale czemu nie lubi cię? Przecież ciebie nie da się nie lubieć. - Patrzę na obu zdziwiona.

- Nie no, nie oto chodzi. Ona go lubi, ale nie jest nim zainteresowana w ten sposób.

- Skąd możesz być tego pewien? A może jednak. Albo może się nim dopiero zainteresować. Trzeba być dobrej myśli. Nie zawsze po dziewczynach widać od razu co i jak.

- Po prostu tak jest i nic na to się nie poradzi. - Ciągnie dalej Oliver.

- Ale... - Próbuje tłumaczyć dalej.

- Podoba jej się inny. Nie jest zainteresowana mną, bo jest zainteresowana innym. Czasami pozytywne myślenie nic nie daje. Nie da się być dobrej myśli i cieszyć się jak ona chodzi całą w skowronkach bo spędziła z nim trochę czasu. To po prostu czasem naprawdę boli. Ale nie jestem samolubny więc zadowole się tym, że ona jest szczęśliwa nawet jeśli to nie dzięki mnie. Zwyczajnie poczekam, będę cierpliwy, bo mi naprawdę na niej zależy- Patrzy na mnie z wyrzutem i wstaje od stołu.

Mnie momentalnie robi się głupio, że tak na niego naciskałam.

- Ja nie chciałam, ja po prostu. - Biorę głęboki oddech.

- Jak zawsze chciałaś znaleźć pozytywne strony. - Wcina się Oscar patrząc na mnie już łagodniej. - Jest w porządku po prostu nie wiedziałaś, a na przyjaciół nie można długo się gniewać. Miałaś dobre chęci. - Uśmiecha się delikatnie do mnie.

- Życzę wam smacznego. Ja już pojadłem. Idę do pokoju poczytać trochę. - Mówi Oscar i wychodzi.

Spoglądam na Olivera.

- Ale mi teraz głupio. Po co ja tak na niego naciskałam? Ale mam nadzieję, że jakoś się mu ułoży. Nie wyobrażam sobie jak bym się czuła, gdybym dowiedziała się, że Remusowi podoba się jakaś dziewczyna. Ale z drugiej strony ja nie liczę na wiele. - Wzdycham.

- Nie przejmuj się on musi się po prostu oswoić z tą myślą. A ty musisz się zacząć na nowo uśmiechać, bo pomimo wszystko dziwnie jest widzieć cię smutną. - Uśmiecha się do mnie, a ja odwzajemniam uśmiech, lecz jest on słaby.

Urocza Puchonka || Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz