Rozdział 14

301 18 12
                                    

   Byłam zaskoczona. Rzecz jasna! Negatywnie! I zła. Bardzo.

   Czemu lekarstwo nie pomogło? Przecież zrobiłyśmy wszystko tak jak trzeba było.

   - Opanuj się! Znowu owładnęła tobą ciemność! Przejmij nad tym kontrolę! - próbowałam nakłonić go.

   On jednak słysząc moje słowa tylko zaśmiał się gorzko.

   - Naprawdę uwierzyłaś w całą tą gadkę o ciemności i przejmowaniu kontroli? - wydawał sie tym naprawdę zadziwiony. Ja jednak byłam zdezorientowana.

   - O-o czym ty mówisz...? - zapytałam drżącym głosem.

   - Jeszcze się nie domyśliłaś?! Ale z ciebie idiotka! - zawsze gdy czytałam książki nie mogłam uwierzyć, że czyiś śmiech może zabrzmieć tak złowieszczo.

   A jednak...

   - Skoro tak to wszystko ci wyjaśnie. A wystarczy do tego kilka słów... otóż zmyśliłem to wszystko - powiedział.

   - Na-nadal nie rozumiem...

   - Wymyśliłem tą całą historyjkę o ciemności tylko po to aby zdobyć twoje zaufanie i dostać się do pałacu - sprostował swoją wypowiedź.

   W mojej głowie powoli wszystko zaczęło się układać. Zmyślił to. Tak naprawde był zły bo chciał. Sam z siebie. A teraz moja mama... - nie mogłam dokończyć tej myśli. Szybko się wykrwawiała. Szanse były marne.

   W tej sytuacji jedyne co mogłam zrobić to walczyć. Jak pomyślałam, tak zrobiłam.

   Rzuciłam we wroga kulą ognia. Kiedy to nie podziałało spróbowałam kulą ziemi. Szczerze? To też nawet go nie zadrapało. Ale ziemia szczypie w oczy. Więc przez chwilę zamarł.

   W tym czasie wyszeptałam zaklęcie, które sprawiło, że spod ziemi wyrosły korzenie. Złapały mojego niby ojca za nogi unieruchamiając go.

   Wykorzystałam to aby obrzucić go kolejnymi atakami. Z bliska, z daleka. Powoli zaczęło to odnosić jakieś skutki.

   Widać było, że robi sie zmęczony. Podejrzewałam, że nałożył jakieś zaklęcie ochronne i to dzięki niemu nadal nie stało się nic poważnego.

   Jednak powoli Jego wytrzymałość malała. Wtedy jednak wyrwał  się z korzeni, które z czasem słabły.

   Zaczął odpierać ataki. Rzucił we mnie shurikenem (też chce taki) dzięki czemu zadrasnął mój policzek.

   Dalej atakowałam. Podeszłam bliżej i mocno kopnęłam go w nogę (pewnie gdybym usłyszała cos takiego wyobraziłabym sobie marudne dziecko z lizakiem kopiące jakiegoś pana co stoi mu na drodze, ale uwierzcie mi, nie tak to wyglądało). Usłyszałam chrząst. Chyba złamałam mu kość udową. Ojoj. Jak przykro.

   On jednak wykorzystując moje rozproszenie chwilowym tryumfem dźgnął mnie nożem w bok.

   Na chwilę trochę mnie zamroczyło. Potem trochę bardziej. Potem błysnęło światło, a jeszcze potem zemdlałam.

***

   Obudziłam się w białym pomieszczeniu. Zwykła sala szpitalna... juz chciałam z powrotem odpłynąć...

   Ale...

   Chwila...

   CO Z MAMĄ!? - nie zdawałam sobie sprawy, że wykrzyczałam to na cały akumulator dopóki nie przybiegły zaniepokojone pielęgniarki.

   Podały mi bez słows cos do picia i jedzenia po czym wyszły.

   Po kilku minutach weszła babcia.

   - Och skarbie tak mi przykro... - miała łzy w oczach.

   - Dlaczego ci przykro? Nie rozumiem - powiedziałam nadal będąc trochę odrętwiała.

   - Och! - przeraziła się. - Nie powiedzieli ci? - musiałam mieć bardzo nietęgą minę bo po kilku sekundach zrozumiała, że nic nie wiem.

   - T-twoja mama - zaczęła chlipiąc między słowami. - Poświęciła się aby uratować świat. Wydała ostatnie tchnienie na potężne zaklęcie... kt-które ją z-za-zza-biło - dokończyła roztrzęsiona.

   - A co z wrogiem? - zapytałam. Myślę, że nadal nue rozumiałam co się dzieje.

   - Martwy.

   - Kochanie... ja woem, ze to nie najlepszy moment... ale masz wybór - powiedziała.

   - Jaki znowu wybór? - zapytałam. Robiłam się coraz smutniejsza.

   - Możemy wymazać ci pamięć. Zapomnisz o tym świecie i o wszystkim z nim związanym. Wrócisz do normalnego życia. Do rodziców. Prawdę mówiąc wypełniłaś swoje zadanie jako dziedzic. Może jeszcze nie zauważyłaś, ale straciłaś swoje moce. Właśnie urodziła się kolejna osoba, która odziedziczy moce... - muszę to przemyśleć.

   Po pomyśleniu tego powiedziaļam te same słowa na głos

***

Myślałam, przez kilka dni gorączkowo zastsnawiajac się nad każdym pozytywem i negatywem. W międzyczasie opłakiwałam też matkę. Aż w końcu... po 2 tygodniach... podjęłam decyzję...

   CHCE ZAPOMNIEĆ

   Witajcie moje ptaszyny. Rozdział jeszcze krótszy niż zwykle, ale nie było innej opcji. Ogółem to jeszcze dziś pojawi się epilog. Będzie on raczej krótki i na zawsze zakończy historię Izabelli. C:

Cztery żywiołyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz