Rozdział 5

651 36 14
                                    

   Och! Zaczyna się... ciekawe jaki długi będzie ten monolog. 10, a może 30 minut?

   - Aniu, to było okropnie nieodpowiedzialne. Izabella trafiła do szkoły zaledwie wczoraj, a ty już pakujesz ją w wojnę! - Prawie to wykrzyczał.

   - Ale ona sama chciała...

   - Jest amatorką - prychnęłam. Założę się, że potrafię więcej niż on. Dobra, dobra. Przyznaję skromna to ja nie jestem.

   - Nie jestem AMATORKĄ - wręcz wyplułam to słowo.

   - Ach tak? Tak uważasz?

   - Tak, tak właśnie uważam. Założę się, że potrafię więcej niż pan.

   - Normalnie nie walczę, ale czuję, że trzeba dać ci nauczkę.

   - No nareszcie jakaś walka. Po tej z lordem w ogóle się nie zmęczyłam - pochwaliłam się. No, ładnie. Kłamstwo! Byłam wykończona! Ale co tam. Poradzę sobie. Bywają gorsze rzeczy od takiej krótkiej potyczki.

   - Dobrze. Aniu, potrzymaj marynarkę. - Podał ją mojej przyjaciółce i podszedł do mnie. - Możemy zaczynać.

   Ustawiliśmy się naprzeciw siebie i czekaliśmy na znak. Gdy nadszedł rzuciliśmy się na siebie.

   Ja posłałam na niego tornado. Natomiast on kulą ognia je zniszczył. Ogień uderzył mnie w brzuch. Szybko ochłodziłam go powietrzem a następnie wzleciałam w górę i posłałam na niego serię ostrych cięć (tak nazwałam ruch którego użyłam na mackach).

   Dyrektor skulił się nieco lecz szybko posłał na mnie jakieś zaklęcie. Nie wiedziałam, że tak można. Myślałam, że władamy żywiołami nie zaklęciami.

   W ramieniu poczułam ostry bol, jednak ku memu zdumieniu nie miałam tam rany. Rana znajdowała się w moim wnętrzu.

   Rzucił jeszcze dwoma kulami, które natychmiast powaliły mnie na ziemię. Nie mogłam się podnieść. Zwijałam się z bólu.
   - Widzisz. Jesteś amatorką. - Powiedział.

   Rany! To takie denerwujące słowo! W ogóle cały świat jest denerwujący. Ale dyrektor najbardziej. Kipiała ze mnie wściekłość. Czułam, że zaraz wybuchnę!

   Podniosłam się tak, że mnie nie usłyszał. Pomyślałam o kuli powietrza. Wciąż w złości zebrałam moc w rękach i szybko stworzyłam kulę. Większą niż te dyrektora.

   Ku mojemu późniejszemu zdziwieniu kula nie była z powietrza lecz z ognia, ale wtedy o tym nie myślałam. Ogień uderzył bruneta w sam środek pleców.

   Krzyknął... i... poleciał na ziemię jak długi. Okey... to było... dziwne, zadziwiające i jednocześnie wspaniałe.

   Dopiero wtedy dotarło do mnie, że to był ogień. Dyrektor także spojrzał na mnie w zdumieniu. Wtedy przypomniałam sobie o ramieniu, które teraz strasznie szczypało.

   - Proszę cofnąć zaklęcie. - Rozkazałam.

   - Bello, czy to był ogień, czy mnie się tylko wydawało?

   Dyrektor cofnął swój czar. A ja wciąż nie byłam pewna.

   - Ogień? Chyba... tak, to był ogień. Tak to był ogień! - Uśmiechnęłam się szeroko. Mam dwa żywioły! Odtańczyłam swój taniec szczęścia. Tak mam taki taniec. Od lat.

   - Jesteś hybrydą! - Ania powiedziała to co zalęgło się w głowach wszystkich. Prawdę.

   - Czyli mój ojciec jest magiem ognia, - powtórzyłam ostrożnie - a matka powietrza.

Cztery żywiołyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz