Rozdział 13

319 18 11
                                    

   Po dotarciu na miejsce ze spuszczoną głową zdałam raport.

   Zdawało mi się, że będzie zła, ale kiedy na nia spojrzałam zobaczyłam, że ma łzy w oczach.

   - Coś się stało...? - zapytałam - mamo...? - dodałam po chwili zastanowienia.

   - Mimo wszystko jest on twoim ojcem. Znaliśmy się. Bylismy przyjaciółmi... przez chwilę nawet kimś więcej... - szlochała. - Chcę dla niego jak najlepiej. Musimy znaleść sposób, aby mu pomóc.

   - Ale jak? Skoro opętała go ciemność , czy da się jakoś to odwrocić? - zapytałam.

   - Jest pewien sposób... dość niebezpieczny-

   - Daj spokój - przerwałam jej. - Wszystko tutaj jest niebezpieczne! Nie spodziewam sie prostej drogi do celu.

   Mama spojrzała na mnie. - No dobrze, a więc trzeba przyrządzić miksturę. To niebezpieczne i trudno, ponieważ nie wiadomo gdzie dokładnie znajduje się główny składnik i podobno bronią go nadprzyrodzone siły - rzekła.

  Wzruszyłam ramionami - to nic nowego - dodałam. - Więc jak wygląda ten kwiat?

   - Jest niesamowity. W pełnym rozkwicie jest różowy, błyszczący i wygląda jakby miał w woim wnętrzu tysiąc brylantów...

   Coś mi zaświtało....

   - Tak naprawdę jedyna wskazówka to to, że rośnie w lesie - dodała.

   Teraz pamiętam! Zdjęłam szybko swój plecak z ramion i zaczęłam siłować się z zamkiem.

   - Co robisz, córko?

   - Poczekaj, a zobaczysz - wyjęłam z plecaka różowy, jeszcze nie rozkwitnięty do końca kwiat. - To ten? - zapytałam.

   - C-co ale jak?! - widać, ze była w szoku.

   - Ach, znalazłam w lesie. Wydawał mi się ładny, więc chciałam go sobie ustawić w pokoju - westchnęłam. - Teraz z tego nici... - dodałam ledwosłyszalnie. (Dopisek od autorki: Oj idę na łatwiznę)

   - No dobrze - powiedziała wciąż zaszokowana. - Straże! Tu macie listę! Przynieście mi pozostałe składniki! - niewiadomo skąd wyjęła kartke i podała ją stojącym nieopodal rycerzom.

   Stałam w miejscu i zastanawiałam się, co mam teraz robić. Prawda jest taka że odkąd wróciłam jestem okropnie śp-...

                                    ***

   Obudziłam się w swoim pokoju. Wyglada na to, że zemdlałam. Wstałam i wyjrzałam za okno. Wygląda na to, ze jest kolejny dzień. Wygląda... ale może tak nie jest...? Dobra jest, po prostu mi odwala z powodu braku snu.

   Natychmiast poszłam poszukać królowej.

   - Mikstura jest gotowa - odezwała się zza moich pleców. Nie powiem... prawie na zawał zeszłam! Podała mi bez słowa małą zatkaną korkiem buteleczkę.

   - I co teraz? - zapytałam.

   - Nie jestem pewna... myślę, że powinnaś iść w to samo miejsce co wczoraj i dziś. O tej samej porze rzecz jasna. Może on pomyśli o tym samym...

   Mam taką nadzieję... bez słowa wziełam eliksirek i zrobiłam transportejszyn. Tak sobie myslę, że dość milczący dzisiaj dzień.

   Kiedy przybyłam na miejsce i rozejrzałam się po lesie nie zauważyłam nikogo.

   Postanowiłam więc chwilę poczekać. Usiadłam pod drzewem i czekałam. Senność na mnie napierała, ale nie pozwoliłam jej przejąć kontroli.

   Po kilku godzinach dostrzegłam jakiś ciemny kształt wychodzący spomiedzy drzew.

   - Witaj. Tak myślałem, ze wpadniemy na ten sam pomysł - uśmiechnął się lekko, bezsilny.

   - To był pomysł mojej matki nie mój - wykręciłam się. Rzuciłam mu fiolkę. - To ma wyędzić z ciebie ciemność i dodatkowo ją osłabić. Może nawet przy odrobinie szczęścia uda się Ją zabić. - Teraz szczęście to jedyne co może nam pomóc...

   Otworzył ją, zbiliżyl do ust... i juz wydawało się, że zaraz będzie po sprawie kiedy durna ciemność przejęła kontrolę!!!

   Chciała rzucić buteleczką o ziemię. Mój "ojciec" resztką woli utrzymywał ją tuż nad ziemią. Zdawało się jednak, ze przegrywa tę bitwę...

   - Walcz! DALEJ! Wystarczy szybko wypić! - dopingowałam go.

   Wreszcie przemógł się. Szybkim ruchem wypił całą zawartość buteleczki.

   Na chwilę zamarł bez po czym rozejrzał sie i ze zdumieniem ukazanym na twarzy powiedział - jestem wolny...

- A co żeś myślał!? Ze to podrobka jakaś? Idziemy do pałacu, do mamy. - Zawróciłam nawet nie patrząc czy idzie za mną. Niewiem czemu, ale miałam już tego dość.

  W mgnieniu oka dotarliśmy do pałacu. Gdy tylko zobaczyłam wzruszoną matkę juz wiedziałam, że kiedys go kochała.

   Rzuciła mu sie w ramiona. On także objął ją mocno. Wydawało mi sie nieodpowiednie patrzeć na więc odwróciłam się.

   Po dłuższej chwili mama odwróciła sie tyłem do taty i zwróciła do mnie.

   - Dziekuje ci. Świetnie sie spisałaś.

   Mówiła cos jeszcze ale nie usłyszałam... mój niby ojciec trzymał rękę za plecami i patrzył na nas dziwnym wzrokiem.

   Postanowiłam się tym nie przejmować. Zamknęłam oczy i przytuliłam matkę pozwalając jej wypłakać się.

   Nagle opadła. Myslałam, że zemdlała badź zasnęła lecz kiedy otworzyłam oczy zauważyłam nóż utkwiony w jej plecach i stojącego za nią Davida z nikczemnym uśmiechem...




   Hej, cześć i czołem, kluski z rosołem!😹Przychodzę do was z nowym rozdziałem. Pierwszy raz od bardzo dawna rozdział pojawił sie stosunkowo szybko w porównaniu do poprzedniego. Jestem dumna zarówno z tego jak i z zakończenia rozdziału. To ja dodam już tylko, że planuję jeszcze tylko jeden rozdział i epilog, a potem koniec❤😍

Cztery żywiołyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz