Rozdział 4

698 33 20
                                    

   - Szybko! Ewakuacja! Nasza szkoła została zaatakowana! - Wołał dyrektor szkoły.

   Ciekawe jaką ma moc? Może Ania wie? Rozmyślałam dalej. Nagle dotarły do mnie jego słowa. Szkoła? Zaatakowana? Ciekawe przez kogo (Czujecie sarkazm? Mam nadzieję że, tak). Jasne, że przez lorda Montoi.

   Przewróciłam oczmi. Podbiegłam do Ani.

   - A kto będzie walczyć - spytałam.

   - Ten kto jest w stanie. Na przykład ja. - Odpowiedziała.

   - No to ja też! - Jest siła. Jest moc. O tak! Ania zaśmiała się.

   - Sorry, ale jesteś tu od wczoraj. - Zrobiła współczującą minę - nie opanowałaś jeszcze żywiołu. Lepiej idź się schroń.
   Prychnęłam. Chyba śni.

   - Opanowałam. Spójrz. - Utworzyłam nad dłonią małe tornado.

   - Podstawy - zignorowała mnie. O nie! Tak się nie będziemy bawić.

   Udowodnię jej. Rozumiem. Zły dzień. Akademia zaatakowana. Walka. Ale żeby zaraz we mnie nie wierzyć.

   Cichutko uniosłam się w górę i podleciałam do niej. Położyłam się w locie, a kiedy Ania na mnie spojrzała udałam, że ziewam.

   Blondwłosa spojrzała na mnie swoimi wielkimi ze zdziwienia oczami.

   - Podstawy - powiedziałam. I co?

   - Dobra, dobra. Szybko się uczysz. Chodź - spojrzała na mnie - albo leć - dodała. I kto jest zwycięzcą? Ja! Och yeah! Wybiegłyśmy na plac.

   Zobaczyłam mężczyznę w czerni. Gdyby nie to, że 1. Jest zły, 2. Właśnie atakuje naszą szkołę pomyślałabym, że jest naprawdę przystojny.

   Brązowe włosy delikatnie opadające na oczy, które są orzechowe, gładka skóra, lekko zadarty nos. Och! Dlaczego ci źli zawsze muszą być tacy przystojni?! Co dziwne był bardzo podobny do mnie.

   Gdy mnie ujrzał na chwilę stracił orientację przez co kilku magów powaliło go na ziemię.

   Z pomocą przyszły mu dziwne oślizgłe macki. Wzdrgnęłam się. Obrzydlistwo. Jest ich cała armia. To zapewne jego wojownicy. Może to był zły pomysł?

   Niepewnie postawiłam krok do tyłu. W powietrzu! Nie, nie i jeszcze raz nie. Będę walczyć. Zmierzały ku mnie cztery czarne macki. Machnęłam ręką w prawo, w lini poziomej. Podmuch wiatru w jednej linii jest jak ostry miecz.

   Powietrze przecięło wszystkie na pół. Stojacy obok mag podpalił je.

   - Odradzają się. Trzeba je zniszczyć co może zrobić tylko ogień - cierpliwie wytłumaczył.

   Skąd tyle spokoju! W głowie poleciała mi piosenka "Spokój". Co poradzę. Kocham muzykę. " Dlaczego spokój mam choć zginie świat".

   I love it. Do porządku przywołały mnie kolejne macki. Kolejne ostrze powietrza. Tak nazwałam tan ruch. Fajne, nie. Cała ja. Wszystko, aby nie myśleć o bitwie.Po dwóch godzinach walki. Poddali się.

                      Lord Montoi
   Niemożliwe! To ona. Nie widziałem jej tyle lat. Wyrosła na piękną dziewczynę. Wygląda identycznie jak niegdyś Laura. Mała Bella.

Cztery żywiołyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz