- Nie ma mowy! Nikt nie może się dowiedzieć! Moje moce, moja decyzja! - krzyczałam.
Tego już za wiele. To ja będę decydować kto może wiedzieć, a kto nie.
- Ale on może nam pomóc - protestowala Ania.
- Naprawdę... - dołączył się nieśmiało Liam.
- Widzieliście moje moce, prawda? - kiwnęli powoli głowami niewiedzac do czego zmierzam.
Nie zostawie tak tego. Zapytacie: co zamierzam zrobić? Odpowiem: w rzeczywistości nic, ale oficjalnie...
- Powiedzcie cokolwiek... a nie ręczę za siebie - powiedziałam.
Ania zrobiła zdziwioną minę. Tego się chyba nie spodziewała...
- Czy ty mnie grozisz? - zapytała ostrożnie.
Tak.
- Nie - skłamałam - tylko ostrzegam, uprzedzam. Taka przyjacielska porada...
Źle się czułam grożąc i jednocześnie kłamiąc przyjaciółce, ale było to konieczne.
Ze względu na moje dobro. No może to trochę samolubne, ale co poradzę. Taka już jestem.
Zobaczyłam w jej oczach ból. Nic dziwnego. Jej najlepsza przyjaciółka...
- Dobrze, przepraszam. Nie chciałam. Jestem przewrażliwiona. To zwaliło się na mnie zupełnie niespodziewanie. W głębi duszy wcale tego nie pragnęłam. Przerasta mnie to. Nie chce żeby ludzie to wiedzieli - powiedziałam szczerze - znaczy magowie - poprawiłam się.
Naprawdę tak sądziłam. Nie podobało mi się to, że sądzili, że mogłam nim zostać, ale nie chciałam tego.
- Nic się nie stało. Znam cię od piaskownicy. Wiem, że nie myślisz tak naprawdę. Jesteś miła, zabawna i utalentowana. I za to cię kocham. - Wyznała.
Mocno ją przytulilam. Łzy leciały ciurkiem po moich policzkach.
- Ja ciebie też - wychlipiałam.
- No. No fajnie i w ogóle, ale chyba musisz się nieco poduczyć - powiedział - mogę ci pomóc z magią wody - zaoferował swoja pomoc.
Miło z jego strony. Na prawdę. Ale niestety...
- Dziekuję, ale nie. Wolę się uczyć w samotności.
- A tak... jasne - powiedział.
Podrapał się w plecy w geście zażenowania.
- No to... pa! - krzyknęłam odchodząc z Anią.
Co teraz będzie? Będę musiała walczyć? Narażać życie? A nawet zmienić swoje dotychczasowe życie!?
Kiedy odeszłyśmy kawałek rozpłakałam się. Nie mogłam już wytrzymać. To... nie dla mnie.
W obecności Ani zawsze mogłam być sobą. Nie musisłam udawać twardzielki.
Ania szła w milczeniu. Wiedziała, że czułe gesty mi nie pomogą.
Dotarłyśmy do akademika.
Szybko zamknęłam się w pokoju i rozryczałam się na maxa.
Wyjęłam pomoc z szuflady obok. Dawno tego nie robiłam. Może nie warto...
Nie. Nie mogę. Nie wytrzymam. Za duża odpowiedzialność.Złapałam mocno żyletkę i zrobiłam zdecydowane nacięcie.
Ostatnio robiłam to kiedy nie radziłam sobie w szkole.
Wiem. Głupi powód. Ale mama i tata ciągle się wściekali, a ja nie mogłam już wytrzymać.
Przywołałam z bólem to wspomnienie.
Rok wcześniej
- Za dużo czasu spędzasz przed komputerem! Nie uczysz się! Nie pracujesz w domu! Nic nie robisz!
- Bo nie prosisz o pomoc! - odkrzyknęłam - pomyślałaś może, że po prostu nie daje rady! Ta głupia fizyka, chemia, geografia! To wszystko! Nie mam czasu! Nie mogę! - krzyczałam.
Wbiegłam na górę i zrobiłam TO. To co teraz.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Wytarłam łzy i założyłam czarny sweter, żeby nie było widać rany.
Czarny to mój ulubiony kolor. Zapewne na to nie wygląda, ale tak.
- Kto tam? - zapytałam.
- Kolacja. Słuszałem, że jesteś nowa. Sala 105. - Powiedział... ktoś.
- Ok, dzięki!
Wyszłam z pokoju. Stanęłam twarzą w twarz z brunetem o pieknych niebieskich oczach.
Serce zabiło mi mocniej. Był zabójczo przystojny.
A raczej... jest! Był, jest i napewno jeszcze będzie...
- Ty pewnie jesteś Izabella - zapytał.
Pokiwałam ochoczo głową.
W moich oczach prawie napewno tańczyły teraz wesołe ogniki. Ba! Na bank oczy zrobiły się niesamowicie zielone.
- Ja jestem William, ale mów mi Will. - Zalecił.
- Ok - powiedziałam, bo więcej nie mogłam.
Naprawdę. W moim brzuchu latała masa motyli. Czułam dziwną radość. I nawet nie wiedziałam dlaczego.
Okazało się, że tak jak ja chodzi do pierwszej klasy. A nawet do tej samej klasy!
Nie mogłam tego pojąć. Jak mogłam go wcześniej nie zauważyć. Jest taki... zauważalny.
Doszliśmy na stołówkę gdzie spotkałam Anię.
- Już ci lepiej - spytała życzliwie.
Już otworzyłam usta gotowa skłamać...
- O niebo - odparłam.
... i nagle zdałam sobie sprawę, że to prawda. Nigdy się tak nie czułam.
Tak... żywo i... po prostu wspaniale! A może był powód?
- Czy ten chłopak z którym przyszłaś to czasem nie William Hitler - zachichotała.
Spojrzalam na nią pytającym wzrokiem.
No dalej! Pośmiejemy się razem!
- Ty na serio się nie uczyłaś. Józef Hitler mordował dzieci. Był podły. To przecież historia! - wytłumaczyła.
- Wydaje się mega miły - powiedziałam.
Teraz to ona spojrzała na mnie wzrokiem pytającym o wszystko.
Lecz nagle wzrok zmienił uczucie. Zrozumienie.
- Podoba ci się - uśmiechnęła się szeroko.
- Co? Nie! - zaprzeczyłam. - No może trochę... - przyznałam.
- Podoba ci się BARDZIEJ niż trochę - podkreśliła słowo "bardziej".
Spojrzałam na niego, a on posłał mi jeden ze swoich pięknych uśmiechów.
I tak oto najgorszy dzień życia zmienił się w najlepszy!
To wszystko. Głosujcie.
CZYTASZ
Cztery żywioły
FantasyIzabella to zwykła dziewczyna, która mieszka w zwykłym świecie i ma zwyczajne życie. Ale czy napewno? W dniu 16 urodzin zauważa u siebie niezwykłe zdolności. Kim naprawdę jest Bella? Jakie ma zdolności oraz co ukrywa ten świat?