Rozdział 2

1K 41 23
                                    

   Pędziłam gładko przed siebie. Miałam wiatr we włosach. A za mną podążał on we własnej osobie. Tak, gonił mnie wiatr. Głupie nie? Próbował mnie gdzieś zawiać, ale nie dałam się. BUM!

   Nie chwal dnia przed zachodem słońca. Teraz unosiłam się w powietrzu, a wiatr prowadził mnie już w innym kierunku. Nienormalne? Na bank! Nagle powietrze się zatrzymało, a ja (no kto by się spodziewał) wyrżnęłam twarzą w ziemię.

   Powoli się podnosiłam, kiedy przedemną nagle wyrósł blok z ziemi. Obróciłam się z zamiarem ucieczki, ale ziemia zamknęła mnie w czterech ścianach. Naczynie od dołu wypełniało się wodą. Gdy dotarła do czóbka głowy niespodziewanie zleciała do pasa w dół, a z góry zaatakował mnie ogień.

   Woda wyparowała, a ja zwijałam się z bólu w męczarniach. Krzyczałam i płakałam, ale zdawało się, że w okolicy nikogo nie ma. Ogarnęła mnie zgroza. Oparzenia miałam na całej skórze, która piekła mnie teraz niemiłosiernie. I jak ja z tym wyjdę na ludzi? Przecież zostaną blizny...

   Ból odwracał uwagę wszystkiego. Czułam, że zaraz padnę trupem. Podniosłam się z krzykiem, łzami w oczach oraz potem na czole. Może wcale nie wydaje się straszne, ale sam to przeżyj. Wtedy pogadamy.

   - To był tylko sen, tylko sen, to sen - powtarzałam jak słowa ulubionej piosenki. Ubrałam prostą białą bluzkę i czarne dżinsy. Spojrzałam na zegarek. Jeszcze wcześnie.

   Weszłam do kuchni wyjmując po drodze mleko, miskę oraz płatki. Zimne najlepsze! Jadłam powoli rozważając nad snem. Co on oznaczał? Nie miałam pojęcia. Może to po prostu głupi sen, który jest wymysłem mojej chorej wyobraźni? Tak, na pewno.

   Wykręcałam z domowego numer Mai. Nie odebrała. Walnęłam ręką w czoło. Dzisiaj moje urodziny! A ja zapomniałam! Powoli szłam do szkoły podziwiając naturę i czując się dziwnie lekko.

   W połowie drogi zorientowałam się dlaczego. Nie wzięłam plecaka!!! I z powrotem.

   Chciałam wziąść plecak, ale niewiadomo jak odsunął się on, a na mojej dłoni poczułam przyjemne zimno. Spróbowałam znowu. Za każdym razem odsuwał się coraz dalej. W końcu przystanęłam.

   Odetchnęłam głęboko kilka razy i ponowiłam próbę. Tym razem wszystko było dobrze. "Pewnie wciąż śnie" przemknęło mi przez głowę. Trudno! I tak pójdę do szkoły.

   Dotarłam. Przywitałam się z przyjaciółką. Spojrzałam na nią. Nie wyglądała inaczej niż zwykle. Może po prostu zapomniała o urodzinach? Nadzieja matką głupich, jak to mówią.

   - Przygotuj się na odjechane przyjęcie!

   - Ehemm.

   Mów dalej. I tak cię nie słucham. W zamyśleniu wyjrzałam przez okno. Rozpoczynała się wiosna. Piękna pogoda. 08.03.2002. Moja data urodzenia.

   Zadzwonił dzwonek. Na przerwie siedziałam i rozmawiałam z Mają o tym co się wydarzyło dokładnie rok temu. Reszta lekcji zleciała szybko.
  
   Powoli wyszłam ze szkoły i ujrzałam wysoką dziewczynę z blond włosami i jasnoniebieskim pasemkiem... Kto to? Ania! Whatt?! Podbiegłam do niej i mocno ją przytuliłam.

   - Co ty tu robisz? - szepnęłam jej do ucha.

   - Nie mogłam przegapić urodzin najlepszej kumpeli.
   Mocniej zacieśniłam uścisk.

   - No już bo mnie udusisz.
   - Tęskniłam.

   - Ja też - powiedziała. Najlepszy dzień ever.

   - Och! Ja też chcę!!! - Maja podbiegła do nas i dołączyła do przytulasa. Chwilę później odsunęłyśmy się od siebie.

   - A teraz czas na imprezę!!! - Raju... Mówiłam jej kiedyś jak bardzo jest energiczna? Nieważne. Kocham i ją i Anię. Best friends forever.

Cztery żywiołyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz