Rozdział 10

490 33 6
                                    


   - Aniu... - zaczął pan Lekso.

   - Kontynuuj. Zezwalam ci - odpowiedziałam popijając herbatkę.

   - Niestety nie mamy więcej czasu. Musisz zawalczyć z lordem Montoi już jutro.

   Z wrażenia wyplułam herbatę prosto na garnitur nauczyciela.

   Wyprostowałam się.

   - Eeee... przepraszam, ale chyba się przesłyszalam. Mówił pan, że mamy jeszcze czas.

   - Cóż, myliłem się - odparłam.

   - Nie pierwszy raz - mruknęłam pod nosem.

   - Mówiłaś coś? - spojrzał na mnie ostro.

   - Nic, nic... - podrapałam sie po głowie. - Sądzi pan, że jestem gotowa?

   - Szczerze? Nie, ale nic nie poradzimy na to.

   - Dzięki wielkie - rzekłam ironicznie.

   - Nie ma za co? Radziłbym ci nie ćwiczyć za dużo, lecz zregenerować moc... - spojrzał na mnie ukradkiem oka - ...lub zastanowić się co zrobisz już po bitwie.

   - Spoko.

    I znów to mordercze spojrzenie. Westchnęłam ciężko.

   - Dobrze, proszę pana. - Przewróciłam oczami - to może ja się prześpię.

   Jak powiedziałam tak zrobiłam. Godzinę potem spałam jak suseł.

   Budząc się nie mogłam zapanować nad sprzecznymi emocjami.

   Czułam jednocześnie radość i podekscytowanie, że to się wreszcie skończy, ale także smutek i strach, że może mi się nie udać.

   Wziełam nóż i wyruszyłam w drogę. Nic innego mi nie potrzebne.

   Walcząc z wściekłym, zimnym powietrzem oraz śniegiem bałam się, że zamarznę.

   Przypomniały mi się zajęcia profesora... zbierz w dłoniach moc ognia i rozrzuć wokół siebie.

   Oooo... udało się. Boszzz, jak tu gorąco! Może drobny wiaterek? Nie, dobra nie będę kombinować.

   Z daleka dostrzegłam jaskinię - miejsce pobytu lorda Montoi.

   Lecz wchodząc nie zastałam go. Rozglądałam się za jakimąś wskazówką. I o to na podłodze zastałam lekko przemoknięty kawałek papieru z napisem "Wanstak".

   Znałam to miasto! Stamtąd pochodzi moja biologiczna mama!

   Naprzód!!!

   I wtem zdaję sobie sprawę, że to nie w tę stronę... ludzie! Czy tylko ja tak mam?! Zawracamy i idziemy dalej.

   Przemarznięta i opuszczona z nadzieii wreszcie dotarłam do miasta.

   Niestety to było wieeeeelkie miasto i w tym żywocie napewno nie znajdę lorda.

   Wyjęłam z kieszeni karteczkę, którą dała mi mama przed wyjazdem. Byłam ciekawa co na niej pisze.

   Dziwne, ale skoro tak nakazuje mama... włączyłam nawigację w telefonie i ruszyłam pod podany adres.

   Miasto było okropne. Zatłoczone, zasmrodzone, pełne ludzi i samochodów.

   Stanęłam pod przepięknym choć małym domem. Zadzwoniłam dzwonkiem. Otworzyli mi ludzie w wieku jakiś siedemdziesięciu latach.

   - Przepraszam, to chyba pomyłka...

   - Nie, nie, nie! Proszę wejdź - życzliwie zaproponowała moja babcia?

   - Ty pewnie jesteś Izabella! Juleczka tak wiele nam o tobie opowiadała! - zaśmiałam się na te słowa.

   - Miło mi.

   - Chłopcy pewnie się za tobą uganiają, co? Jesteś taka ładna... gdybym ja tak wyglądała w twoim wieku żyłoby mi się lepiej - spojrzała ukradkiem na dziadka.

   Czyli jednak typowa babcia. Myślałam, że będą młodsi, wynioślejsi czy jakoś tak.

   Rozejrzałam się ukradkiem po przedpokoju. Kanapa, dywan, stolik, regały, bla bla bla. No trzeba przyznać, że dom był dość nowoczesny.

   - Co cię tu sprowadza dziecko? - zapytał pan(troche dziwnie mówić na niego dziadek. W końcu dopiero go poznałam!).

   - A jak wiele powiedziała wam mama? - zapytałam.

   - Że wreszcie się odnalazłaś i może wpadniesz - rozwiała wątpliwości babcia.

   - Tak myślałam, czyli praktycznie nic... - mruknęłam pod nosem.

   - Mówiłaś coś, skarbie? - takkkkk... dopiero cośmy się poznały, a już skarbie.

   - Nie, nic - zaczerpnęłam powietrza. Streszczę to najlepiej jak umiem. - Żyłam sobie w swoim mieście jak normalny człowiek z rodzicami, aż tu nagle zaczęły objawiać się moje moce! Dowiedziałam się, że mam moc powietrza, a moi rodzice nie są moimi rodzicami. Musiałam się przenieść do tutejszej szkoły, gdzie objawiła się moja kolejna moc. Myślałam, że jestem hybrydą do czasu aż objawiła się moja kolejna moc. Okazało się, że jestem awatarem, a moje oczy zmieniają kolor z emocjami które odczuwam w danej chwili. - Mówiłam szybko. Bardzo. - Długo uczyłam się jak posługiwać się moimi mocami, ale czasu i tak nie starczyło, bo jestem tu teraz, bo musiłam już wyruszyć na walkę. W siedzibie wroga znalazłam karteczkę z nazwą tego miast, a na kartce od mamy wasz adres znalazłam wasz adres i jestem tutaj. - Widzę jak babcia? podnosi rękę więc dodaje. - I tak zdaje sobie sprawę z błedów gramatycznych.

   Zapadła cisza.

   - Możesz powtórzyć? Nic nie zrozumiałem - przyznał dziadek.

   - Ja też nie - dołączyła się babcia.

   Więc wytłumaczyłam wszystko jeszcze raz. Powoli.

   - Aaaa i wszystko jasne, wnuczko.

   Dziwnie się czyłam kiedy mnie tak nazywała. Babcia i dziadek moich przybranych rodziców nieraz tak do mnie mówili ale... to jest coś całkiem innego.

   - Nie jesteście zdziwieni? - zapytałam gdy dotarło do mnie co powiedział dziadek.

   - A niby czemu mielibyśmy być zdziwieni? - serio wyglądali jakby nie wiedzieli...

   - No cóż... mag który opanował wszystkie cztery żywioły to  rzadkość i... no ten... - próbowałam to wytłumaczyć na swój sposób.

   - Co ty, dziecko?! Myślisz, że ważniejsza od innych jesteś?!

   - Po pierwsze to wcale tak nie powiedziałam. Po drugie... noooo... w sumie po części tak... w końcu to ja mam uratować świat tak czy nie?!

   Kobieta uderzyła mnie lekko w tył głowy. Ej, no wiesz co? To bolało!

   - Śpisz na materacu. Dziadek już ci rozłożył. Śpij, jutro pogadamy.

   - Eeee... nie mogę! Wróg idzie dalej. Ucieknie mi!

   - Bzdura. Idź spać! - powiedziała tonem który nie znosił sprzeciwu.

   Tak więc zrobiłam to bojąc się babci. Dopiero ją poznałam, kto wie do czego jest zdolna?

   Powiem tak: nie pisałam przeszło 3 miesiące i pewnie nikogo tu już nie ma, ale totalnie mi się nie chce. Planuję jak najszybciej skończyć tę książkę. Ale... napewno skończę! Nie zawieszę, ani nie porzucę na lata. Rozdział jest krótki i według mnie okropny. Pierwsze rozdziały były spoko, a dalej trochę nie miałam pomysłów. Więc serio przepraszam. Postaram się napisać kolejny rozdział szybko, ale nic nie obiecuję!😀😘

   Druga sprawa. Proszę zwracajcie mi uwagę na błędy! Przeglądałam moja książkę szukając błedów i zorientowałam się, że na tego chłopca co podoba się Belli przedstawiam jako Willa, a potem Setha!

Cztery żywiołyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz