× Twenty Two ×

2.3K 157 236
                                    


— Idiota... — Mruknąłem cicho i Ubrałem się.

Poszedłem do chłopaka Który leżał na łóżku i położyłem się obok niego.
Wtuliłem się w jego bok, Killua objął mnie ramieniem i dalej Przeglądał coś w telefonie. Chyba z kims pisał ale nie jestem pewny co do tej teorii.

Już prawie spałem kiedy poczułem że mnie puścił i odsunął. Teraz mi zimno, meh meh...

Uchyliłem jedno oko i zerknąłem na chłopaka Który ubierał bluzę.

— Idziesz gdzieś?... — Spytałem i opatuliłem się kołdrą.

— A muszę wyjść na chwilę. Jak ktoś będzie pukał to nie otwieraj, siedź w domu i Czekaj aż wrócę. Nie będzie mnie max dwie godziny.  — Powiedział i szybkim krokiem podszedł do mnie. Złożył na moim czole krótkiego buziaka i wyszedł z pokoju.

Usłyszałem tylko zamknięcie drzwi wyjściowych.

Skoro powiedział że mam siedzieć w domku to przeleże cały czas czekania na niego w łóżku.

Jest mi zimno, zostawił mnie, mogłobyć gorzej?

No wsumie mogłem zostać zaatakowany przez jego chorego psychicznego brata, To chyba byłoby gorsze.

 
    
  

××××××××××××××××××××××××××××××××

  

Kurde chwilke temu może sie martwiłem tylko trochę, teraz martwię się o niego jak cholera.

Mija już chyba piąta godzina odkąd go nie ma. Zresztą nie wiem, nie liczę od drugiej godziny.

Miał wyjść na max dwie godziny, to czemu go dalej nie ma?

Koniec tego jeśli nie wróci do trzydziestu minut to ide go szukać.

Wstałem i odrazu wróciłem na łóżko po dotknięciu zimnych paneli.

Czemu podłoga musi być taka zimna?

No to jakoś nałożyłem skarpetki takie mięciutkie, zimowe i poszedłem do kuchni. Zgarnąłem szybko jabłko i wróciłem do góry. Wziąłem telefon i wybrałem numer Killui, może odbierze...

— Killua, odbierz do Cholery... — Mruknąłem ściskając mocniej telefon w dłoni. Oczywiście nie odebrał a moje zamartwianie się o niego sięgnęło zenitu.

Zadzwoniłem jeszcze z conajmniej dziesięć razy, za każdym razem dostawałem tylko pocztę głosową.

Oczywiście wysłałem dużo wiadomości.

Gdzie jest ten biały debil do cholery!?

Każe mi sie o niego zamartwiać, czy on serca nie ma.

Od razu wybrałem numer do Kurapiki. Pisał mi że miał dziś być z Kolegą na jakimś stażu w mieście to może go widzieli. Walić to że jest po pierwszej w nocy, nie pamiętam ale chyba w nocy mieli łazić więc akurat.

Po trzech sygnałach odebrał.

Z tego co słyszałem  po wietrze to dalej był na dworze.

— No hej Gon.

— Hej, Kurapika sprawa jest...

— Co się dzieje? — Spytał zmartwionym głosem.

— Bo Killua wyszedł chyba z pięć Godzin temu z domu, a miał być trzy godziny temu spowrotem. Mówiłeś że masz jakiś staż w mieście, może go widziałeś? — Zapytałem z nadzieją że jednak go widział. To by mi pozwoliło chociaż trochę się uspokoić.

— Chyba go nie widziałem, bynajmniej nie pamiętam. Raczej nie, a mówił ci gdzie wychodzi?

— Właśnie nie i w tym problem... — Westchnąłem zagryzając wargę ze stresu.

— No nie wiem, chce ci tylko przypomnieć że on jest z rodziny Zoldycków nie dałby się porwać lub zabić.

Wsumie Kurapika miał rację, Killua nie dałby się tak łatwo zabić.

— Może i masz rację, no nic jeśli nie przyjdzie za dwadzieścia minut to ide go szukać.

— Gon lepiej nie wychodź, jest ciemno i późno jeszcze się zgubisz lub co gorsza ktoś się porwie i zabije.

— Nic mi nie będzie.

— Masz siedzieć w domu i sie nie wychylać z pokoju, Jeśli zobaczę cie chociaż na sekunde na dworze to przysięgam że zamknę cie w pokoju i przypnę do kaloryfera.

— Czemu aż tak mnie bronisz przed wyjściem na dwór?

— Bo o tej godzinie kręcą się w naszym mieście niebezpieczne typy.

— Umiem się bronić.

— Tak, tak bardzo umiesz się bronić że gdy na placu cie zaatakowała pięcio letnia dziewczynka to dałeś się skopać. — Wypomniał mi historie sprzed chyba trzech miesięcy.

— To było dawno i nie prawda. Dałem jej fory...

— A gdy Leorio do ciebie podszedł od tyłu i dotknął twojego ramienia a ty się wystraszyłeś i uciekłeś do mnie z prawie płaczem. Uwaga cytuje "Kurapika ktoś chciał mnie porwać!"

— Nie moja wina że zaszedł mnie od tyłu. Poza tym miałem zły dzień wtedy.

— Albo jak zgubiłeś się w lesie i potem wystraszony i sparaliżowany strachem, nie wychodziłeś z domu przez tydzień.

— No bo w tym lesie były wilki!

— Tak, a ja jestem świętym Mikołajem, dobra muszę kończyć jak go zobaczę to do ciebie zadzwonię.

— Jasne, Paa.

— Pa.

Rozłączył się a ja Westchnąłem cicho.

Odłożyłem telefon na łóżko i sam na nie usiadłem, dobra Kurapika ma rację. Może lepiej nie będę wychodzić.

Moje rozmyślania przerwało mi pukanie w szybę. Odrazu pisnąłem w duchu, co do cholery!? Podszedłem nie pewnie do okna i nie zobaczyłem nikogo, może mi się przesłyszało...

Spowrotem położyłem się na łóżku lecz znów usłyszałem ten okropny dźwięk pukania w szybę.

Dobra może ktoś po prostu robi sobie ze mnie żarty.

Wkurzony i przestraszony podszedłem do okna. Wyjrzałem przez zamknięte okno a moim oczom ukazywała się zwykła łąka z kilkoma drzewami. Killua mieszkał na nawet ładnym terenie...

Nim zdążyłem odejść od szyby usłyszałem głos.

— Tutaj jestem...

𝚃𝚊𝚗𝚒𝚎𝚌.. | | | 𝙺𝚒𝚕𝚕𝚞𝙶𝚘𝚗 ✔︎ | 𝚉𝙰𝙺𝙾𝙽𝙲𝚉𝙾𝙽𝙰 |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz