1.49

2.3K 180 19
                                    

Zielonooki z uśmiechem zawinął się w szlafrok i ruszył do kuchni.

Alfa z głośnym warknięciem odłożył słuchawkę białego stacjonarnego biurowego telefonu na widełki. Po do tej pory wypełnionym ciszą gabinecie rozległ się huk upadającego krzesła gdy na poły wściekły na poły zmartwiony czarnowłosy szybko podniósł się z miejsca. Stosik papierów, który trzymał w dłoni w chwili gdy zadzwonił telefon leżał teraz rozsypany po całym biurku. Część kartek była pognieciona przez jego silne dłonie zaciskające się w stresie na papierze gdy w słuchawce usłyszał nazwę kliniki Hanji. Miał w głowie najgorsze scenariusze. Poród miał nastąpić dopiero za kilkanaście dni, przewidywany termin cesarki został wyznaczony na za trzy dni, a Eren w ciągu ostatnich dwóch dni spędzonych na obserwacji zarzekał się, że czuje się dobrze. Czyżby go okłamał? Nic bardziej mylnego. Omega na prawdę nie czuł się źle nie licząc tego, że dzieciaki ciągle mu dokuczały urządzając sobie zawody w kopaniu oczywiście przeszkadzało mu też to, że jest z dala od domu, a Levi nie może być przy nim cały czas. Pech chciał, że alfa miał w tym czasie na prawdę dużo pracy przez co spędzał ze swoją przygotowującą się do porodu omega maksymalnie kilka godzin dziennie. Odwiedzał go przed pracą i również po. Tak samo było tego dnia. Z rana przywiózł swoim małym skarbom ubrania i trochę słodkości, o które Eren prosił nawet bardziej niż o czułości. Rozmawiali przez dłuższą chwilę o wszystkim. W szczególności o ich samopoczuciu. Eren chciał też wiedzieć czy Levi przypadkiem gotując sobie obiad nie spalił domu i czy składane w pocie czoła mebelki przez aż trzy alfy z czego jedna była jego lekarzem, a dwie przełożonymi się nie rozleciały. Droczyli się i i dokuczali sobie dopóki Hanji nie wyprosiła czarnowłosego z sali tłumacząc to porannymi badaniami. Levi w tym czasie otrzymał wiadomość od Erwina i szybko musiał stawić się w pracy. Nawet nie zdążył się pożegnać ze swoją małą rodziną. Już wtedy towarzyszyło mu to dziwne odrobinę złowrogie przeczucie, że coś się stanie. Cały ten poranek przeczuwał, że będzie to niezapomniany dzień jego życia mimo, że właściwie wszystko było tak jak zwykle. Nawał pracy, Eren narzekający na swoją zniszczoną przez ciążę sylwetkę i Petra nieudolnie flirtująca z chłopakiem z działu kadr. Wszystko po staremu, a jednak coś było inaczej. Siedząc za biurkiem nie mógł skupić się na niczym. Siedział jak na szpilkach oczekując tego jednego wydarzenia niezależnie od tego czy miało być dobre czy złe. Chciał mieć to już za sobą i wtedy zadzwonił telefon. Szybko odebrał przekonany,, że to pewnie jakiś klient skoro dzwoni na numer bezpośrednio do jego gabientu. Taki numer posiadało tylko wąskie grono osób. Zazwyczaj trzeba było najpierw zadzwonić na recepcję lub do sekretarki, która przekierowywała rozmowę do niego, jednakże tym razem nie był to zaufany klient, a recepcjonistka z kliniki. Podniósł słuchawkę ze swoim zwyczajowym "Czego?" na ustach. Gdy usłyszał, że chodzi o jego omegę przeraził się, ale potem usłyszał dwa najcudowniejsze słowa na świecie. W przypływie dziwnego impulsu postanowił wytatuować sobie taki napis z dzisiejszą datą, ale szybko się opanował. Komunikat był prosty i przejrzysty, a jednocześnie wywoływał jego uśmiech i łzy, wiadomość przekazana mu przez recepcjonistę brzmiała : "Urodziły się." Alfa wybiegł z gabinetu roztaczając wokół siebie dziwną aurę przepełnioną jego dużo bardziej słodkim i radosnym zapachem. Rudowłosa asystentka zerwała się z miejsca i zmierzyła przełożonego pełnym obaw spojrzeniem. Ktoś tak poważny jak on nigdy się tak nie zachowywały więc musiało stać się coś niesamowitego.

- Wszystko w porządku Panie mecenasie? - Ral odgarnęła z oczu wysuwającą się z koka grzywkę i zaniepokojona wyszła zza biurka by odrazu podążyć za zaaferowany szefem na korytarz ich piętra wciąż czekając na odpowiedź. Levi był tego dnia dziwny. Nawet jak na samego siebie był dziwny. Miała nadzieję poznać powód tego zachowania, ale widząc rozbiegany szaleńczy wzrok przełożonego coraz bardziej powątpiewała w otrzymanie sensownego wytłumaczenia. Może dostał jakiego ataku? Może ujawniła się choroba psychiczna? Opcji było wiele, ale nie mogła niczego przesądzać dopóki nie usłyszała odpowiedzi

- Nigdy nie było bardziej w porządku Petra! Urodziły mi się dzieci!- czarnowłosy wykrzyknął szczęśliwy uśmiechając się szeroko czym zwrócił na siebie uwagę ciakawskoch pracowników. Wszystkie głosy ucichu, ludzie chodzący w tą i spowrotem zatrzymali się w miejscu. Wszystkie spojrzenia skierowały się na zadowolonego i przepełnionego dumą świeżo upieczonego tatusia. Rudowłosa zamarszczyła brwi i westchnęła cicho uśmiechając się lekko po czym skinieniem dłoni kazała reszcie zająć się pracą

- W takim razie gratuluję szefie. Mam rozumieć, że nie ma pana dla innych do końca dnia?- mruknąłem krzyżując ręce na piersi

- Dnia? Może nawet i tygodnia Ral. Niech nikt nawet nie próbuje zawracać mi głowy bo i tak będę miał go w dupie - warknął obrzucając już bardziej podobnym do samego siebie spojrzeniem pozostałych ludzi obserwujących tą scenę. Jego wzrok wyraźnie kazał się nie wtrącać więc wszyscy posłusznie to zrobili i zawarli milczący pakt udawania, że nic nie miało tutaj miejsca. Alfa z szerokim uśmiechem ruszył do windy powstrzymując łzy szczęścia cisnące mu się do oczu.

***

Gnał ulicami miasta siedząc w swoim samochodzie modląc się przy tym w duchu aby nie spowodować żadnego wypadku. Dziwnie głupio byłoby zginąć w dniu gdy twoje dzieci przyszły na świat. Był już pewien, że złamał większość zakazów i ograniczeń prędkości obowiązujących w tym mieście, ale nie dbał o to. Nie obchodziło go to. Trost był miastem, w którym wszędzie miał znajomych więc nie musiał się martwić mandatami przynajmniej na razie. Po niecałych dwudziestu minutach był już na parkingu przed kliniką. Wysiadł z samochodu i wbiegł do budynku. Kilka par oczu spojrzało na niego z dezaprobatą gdy dysząc oparł się o barek recepcji i spojrzał błagalnie na kobietę za komputerem

- Gdzie. Oni. Są. - wywarczał ciężko sapiąc. Beta siedząca na najpewniej całkiem wygodnym krześle obrotowym zmierzyła go wzrokiem i wzdrygnęła się widząc kto zaszczycił ją swoją obecnością. Na chwilę zamilkła próbując znaleźć odpowiednie słowa, ale to już w zupełności wystarczyło aby wyprowadzić alfę z równowagi. Mężczyzna dopadł do wychodzącej z gabinetu Hanji i spojrzała na nią błagalnie

- Już po wszystkim. Są w tej samej sali. Dzieciaki śpią więc bądź cicho, a Erena jeszcze trzyma znieczulenie - westchnęła poprawiając okulary na nosie - Urodzili się wcześniej bo... - zaczęła, ale mężczyzna już jej nie słuchał gdy zmierzał do sali z numerem dwanaście by po chwili zniknąć za zamkniętymi drzwiami.

- Hej... - szepnął siadając na niewygodnym krześle przy łóżku męża, który tylko się uśmiechnął i chwycił go za dłoń. Wzrok starszego skierował się w stronę dwóch małych łóżeczek, w których spały ich skarby. Kuchel i Zeke. Maluchy, które skradły jego serce już dawno temu. Po jego policzkach pociekły łzy szczęścia gdy córeczka bezwiednie złapała go za palec, którym głaskał jej rączkę - Witamy na świecie maluchy - szepnął najciszej jak tylko mógł po czym znowu zalał się łzami czując przypływ bezwarunkowej ojcowskiej miłości. Był szczęśliwy. Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. A to dopiero początek ich życia jako prawdziwa rodzina.

Oto i ostatni rozdział. Czekajcie na epilogi. Dzięki, że tyle ze mną byliście

Biuro |ereri/riren omegaverse| [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz