POBUDKA

171 18 17
                                    

Przez całą drogę byłem półprzytomny. Słyszałem niewyraźnie rozmowy tych dwóch dziewczyn. Każde słowo słyszane jakby zza ściany sprawiało, że ledwo co wyłapywałem kontekst tych wypowiedzi. Leżał na tylnym siedzeniu z głową na kolanach czarnowłosej. Co jakiś czas tylko otwierałem delikatnie oczy, czując jak całe ciało pulsuje z bólu. Nie miałem siły nawet jęczeć, chociaż może to i lepiej. Gdy wjechaliśmy do miasta widziałem tylko migające światła lamp, wpadające przez okno co jakiś czas. W dodatku ryk silnika, zamienił się w szum, który zaczął wszystko skutecznie tłumić.

Po chwili poczułem jak wyciągają mnie z samochodu. Czarnowłosa zarządziła moją rękę sobie na plecy i zaczęła mnie prowadzić. Jej przyjaciółka pomagała jej w targaniu mnie. Czasem traciłem grunt pod nogami, przez co obie miały kłopot z tym, żeby trzymać mnie z daleka od ziemi. Po chwili doszedł do nich mężczyzna w okularach i niebieskiej koszuli.

ㅡ Misty, przygotuj fotel ㅡ zarządził, patrząc się do środka jakiegoś budynku. Nawet nie widziałem, gdzie jestem, co się ze mną dzieje i co się będzie działo. Nie widziałem czy nawet przeżyje, liczyłem na to.

Potem miałem tylko przebłyski, ale nic konkretnego. Widziałem, że siedzę na jakimś fotelu. W oczy świeciła mi lampa, wielkości statku kosmicznego, przynajmniej miałem takie wrażenie. Co jakiś czas widziałem tego mężczyznę i czułem jak dezynfekuje rany. Czułem ten piekący ból w każdym miejscu, kiedy poczułem zimną szmatkę. Niedługo po tym straciłem przytomność już na dobre. Ocknąłem się jakieś dwa dni później. Leżałem na drugim fotelu, dokładnie na wprost tamtego, na którym prawdopodobnie byłem operowany.

ㅡ Co z nim? ㅡ usłyszałem znajomy głos.

ㅡ Już w porządku. Potrzebuje czasu, ale jest stabilny ㅡ odparł mężczyzna.

ㅡ Długo tu będzie leżał ㅡ wtrącił się trzeci rozmówca.

ㅡ To nie ode mnie zależy ㅡ westchnął mężczyzna ㅡ przypomniałem sobie ciebie jak wygrzebali cię z wysypiska i przywlekli tutaj ㅡ dodał śmiejąc się cicho.

ㅡ Tak... wspomnienia wracają, ale nie do końca te dobre ㅡ odparła kobieta stojąca gdzieś obok mnie. Pomimo tego, że widziałem wszystko rozmazane i obrazy nakładały się na siebie, czułem jej obecność, a nawet jej spojrzenie, które co jakiś czas zawieszało się na mnie.

ㅡ Gdzie on jest? ㅡ usłyszałem przejęty głos Jade ㅡ Japierdole Alex... ㅡ dodała i poczułem jej dłoń na policzku. Zobaczyłem rozmazany zarys jej sylwetki.

ㅡ Nic mu nie będzie. Victor się nim zajął jak na rippera przystało ㅡ uśmiechnęła się kobieta.

ㅡ Dziękuję ㅡ mruknęła wdzięczna Jadę patrząc na nich ㅡ To moja wina... zostawiła go tam. To przeze mnie prawie umarł ㅡ mówiła smutno i cicho, klęcząc przy mnie. Czułem jej dłoń na moim udzie i klatce piersiowej. Wiedziałem, że się na mnie patrzy, ale przez silne światło za nią i moją pogorszoną wizję, mogłem dostrzec jedynie zarys jej twarzy i włosów.

ㅡ Kiedyś miałam przyjaciela. Nazywał się Jackie. Był dla mnie jak brat. Pewnego razu dostaliśmy zlecenie, które się zjebało. Jackie został ranny podczas ucieczki i wykrwawił się na moich oczach na tylnym siedzeniu jebanego Delameina. Wiele bym dała, gdybym mogła go jeszcze raz zobaczyć. Nie obwiniaj się, bo rzadko co idzie według planu w naszej branży. Jeśli się coś spierdoli, trzeba improwizować. Nie wiem co tam się stało, ale wydajesz się mieć łeb na karku. Zrobiłaś co mogłaś i tego się trzymaj. On przeżył, więc się uśmiechnij, bo trafiłaś na ten lepszy scenariusz.

Jade spojrzała na nią trochę zdziwiona i opuściła głowę, odwracając wzrok ㅡ Rozumiem... przykro mi ㅡ odparła i spojrzała na mnie raz jeszcze lekko się uśmiechając że szczęścia.

CYBERPUNK 2077 - VOIDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz