BANSHII

104 4 1
                                    

- Jak się czujecie? - zapytała Nomadka wchodząc do mieszkania. Siedziałem na kanapie oglądając najnowsze wiadomości z Gordan w roku głównej.

- Chujowo, ale bywało gorzej - mruknęła V leżąc na łóżku z bandażami na ciele.

- Mhm, przywiozłam dla was żarcie. Kurczak kong pao z Little China knajpy nie znam, ale podobno dobra, więc mam nadzieję że się nie zatrujecie - mruknęła Panam i położyła reklamówkę z pachnącym jedzeniem na stoliku przede mną.

- Dzięki, zostaniesz czy zawijasz? - zapytała V zerkając na nią.

- Zawijam, mam coś do zrobienia - odparła i pożegnała się gestem ręki wychodząc z mieszkania.

- Uważaj na siebie - powiedziała V na odchodne. Panam zamknęła za sobą drzwi zostawiając nas samych sobie.

Zaczęliśmy jeść w spokoju i ciszy. Byliśmy wyczerpani. Dalej czułem jak głowa mi pęka. W dodatku miałem wrażenie, że zaraz się porzygam przez to jak mi się kręciło w głowie. Czułem chyba każdy mięsień ciała. Ledwo co się ruszałem. V na mnie zerkała co chwilę domyślając się w jakim stanie jestem... Ona z resztą w niewiele lepszym. Może i nie dawała tego po sobie poznać ale też czuła się jak gówno.

- Słyszałaś nowe wiadomości? - zapytałem prostując się i oparłem i oparcie kanapy z lekkim grymasem boku na twarzy. Westchnąłem lekko czując jak powietrze napełniające moje płuca boleśnie drażni moje surowo zrośnięte żebra.

- Militech próbuje przejąć akcje Arasaki? - mruknęła zerkając na mnie znad jedzenia.

- Chcą wywołać wojnę korporacyjną - westchnąłem.

- Coś mi się obiło o uszy...

- Jak myślisz, będzie to wyglądało jak poprzednie? - zapytałem patrząc na nią czując za każdym oddechem jak bolą mnie żebra.

V zamilkła na chwilę i odłożyła papierowe pudełko na podłogę.

- Jeżeli wybuchnie IV wojna korporacyjna nic nie będzie takie samo, nie licząc korpów. Oni zawsze będą mieć wszystko wygodnie

- Każdy odczuje ewentualną wojnę. Nie zależnie z jakiej warstwy społecznej jesteś

- Ta... korpy będą bogatsze o nowe doświadczenia i pieniądze - powiedziała sarkastycznie wzdychając.

-Bez przesady...

- Wojna to biznes... wiesz ile taki Militech zyska? Nawet taka Arasaka? Dopóki, któraś z nich nie upadnie będą się tylko bogacić. Myślisz, że takie korporacje nie mają instytucji w innych krajach? To będzie pompa pieniędzy. Będą robić transfery tak ogromne, że japierdole. Nomadzi będą mieli od chuja roboty, przechwycąc transporty zaopatrzenia i Arasaki i Militechu, co skończy się masakrą tych ludzi, bo to nie będą zwykle transporty. Gdy wyrżną wszystkie klany nomadzkie w okolicy. Tych co będą chcieli współpracować wciela do armii korporacyjnej, a resztę albo zabiją albo zmuszą do współpracy. Innymi słowy to korporacje i ich pracownicy będą jedynymi, którym ta wojna będzie na rękę, ale dla nas to będzie piekło, jak zwykle z resztą...

- Walczyłeś w jakiejś? - zapytałem zerkając na nią ciekawy odpowiedzi.

- Nie, nie musiałam, ale znałam kogoś kto walczył - odparła i zawiesiła wzrok na oknie patrząc się na wyblakłe od nieczystości niebo.

Nie chciałem drążyć tematu. Jej reakcja była dość jednoznaczna i mówiła o tym, że ta osoba była jej bliska, a teraz prawdopodobnie nie żyje. Nie wiem jak to jest stracić kogoś naprawdę bliskiego, ale nie chcę nigdy tego doświadczyć, chociaż gdzieś tam z tyłu głowy dobrze wiem, że w tym mieście ciężko o szczęśliwe zakończenie, nie dla takich jak my...

CYBERPUNK 2077 - VOIDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz