29.

299 25 7
                                    

Rozdział 29.
"Doppler"

- O nie! W to ci nie uwierzę! - Śmiałam się na cały głos, nie przejmując się zwróconymi w naszą stronę poddenerwowanymi spojrzeniami klientów pizzerii.

Jedliśmy w ładnie urządzonym lokalu, gdzie dominowała czerwień i biało-czarna krata. Siedzieliśmy na kanapach z podwyższonym oparciem, a klimat dopełniał kręcący się nad nami wiatrak. Kelnerki chodziły w upiętych wysoko włosach i kusych fartuszkach, a w kącie pizzeri stała drewniana szafa grająca.

- Przysięgam, że tak było! Naprawdę! Po prostu tam wleciał! - Gestykulował żywo, kiedy ja trzymałam się za bolący brzuch. - Żebyś widziała jego minę, kiedy wychodził z tego rowu umazany po pas!

- I co potem? Co zrobiliście?

- Nic! Co mieliśmy zrobić? Uciekliśmy z tamtąd!

- A policjant?!

- Kiedy próbował się wyczołgać, pod jego stopą zapadła się ścianka rowu i znowu tam wleciał!

Tego już nie wytrzymałam. Śmiałam się do tego stopnia, że nie minęła chwila, kiedy podeszła do nas jedna z kelnerek z kolejnym ostrzeżeniem.

- Przepraszamy. - Uśmiechnął się niewinnie gwiazdor. - Opowiadałem koleżance historię.

Brunetka jeszcze przez chwilę walczyła z chęcią wyrzucenia nas z lokalu, ale widząc słodki uśmieszek Finna, pogroziła nam żartobliwie palcem i wróciła za ladę.

Chłopak odprowadził ją wzrokiem i popatrzył ponownie na mnie.

- A ty? Nie opowiesz mi niczego? - Pochylił się nad stolikiem, żeby sięgnąć po kawałek pizzy peperoni. Rozsmarował na nim srebrną łyżeczką czosnkowy sos i zaczął się zajadać.

- Nawet nie będę próbować. Nic nie przebije twojej ucieczki przed policją. - Zaśmiałam się i machnęłam ręką. Pociągnęłam przez papierową słomkę łyk waniliowego shake'a.

- Spróbuj. - Uśmiechnął się. - Ty przecież uciekłaś ze sceny z ochroną na karku.

- No nie wiem... - Zastanowiłam się, czym mogłabym zainteresować nastolatka. - Mój brat lubi się czasami... No dobra nie czasami... Chodzi mi o to, że jest typem imprezowicza... I co najgorsze, wcale nie chodzi na klubów, czy na domówki do znajomych. Od kilku lat bierze sobie za cel, żeby urządzać najlepsze imprezy o których będzie głośno w całym mieście akurat pod naszym dachem. - Wolfhard słuchał mnie z zainteresowaniem i skupieniem. Był dobrym słuchaczem. Albo dobrym aktorem. - Któregoś dnia wróciłam do domu z zakupów. Nie było mnie zaledwie dwie godziny, a on zdążył już zaprosić połowę miasta i rozwalić połowę sprzętu.

Finn się zaśmiał i poprosił gestem kelnerkę, by przeniosła nam dodatkowe napoje.

- Poszłam wtedy do swojej sypialni i udawałam, że nie słyszę dźwięków dobiegających zza ściany. - Brunetka postawiła przede mną szklankę z zimnym napojem. - Nie musiałeś, Finn.

- Od kiedy to jestem 'Finn'? - Zaśmiał się.

- Od kiedy znudziło mi się już twoje nazwisko. - Uśmiechnęłam się sarkastycznie i kontynuowałam opowieść. - Zeszłam jakiś czas później na parter i zobaczyłam, że połowy ludu już nie ma, a druga połowa leży zjararana na kafelkach w salonie. Wtedy postanowiłam, że się zemszczę.

- Oho. - Zaśmiał się Wolfhard i pociągnął łyk czekoladowego napoju. - Wywiozłaś ich gdzieś?

- Wiem, że ty byś tak zrobił, ale ja miałam nieco lepszy pomysł.

Say It Aint So |Finn WolfhardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz