Rozdział 1.
"Lemoniada"- Chcesz coś do picia, młoda?! - Usłyszałam męski głos z kuchni. - Robię lemoniadę!
Podniosłam się z kanapy w przestronnym salonie i ruszyłam do pomieszczenia, skąd rozległ sie głos.
- Od kiedy jesteś taki miły, Robalu?
Weszłam do jasnego pomieszczenia, pośrodku którego stała biała wyspa kuchenna. W kącie znajdowała się zabudowana lodówka i lśniąco-białe, kuchenne meble.
- Zawsze jestem miły dla mojej siostrzyczki. - Uśmiechnął się ironicznie. - Poza tym, przeżywasz teraz ciężkie chwile.
- Ciężkie chwile? - Parsknęłam. - Po czym wnioskujesz?
- Cała ta sprawa z konkursem pewnie cię stresuje. - Wzruszył ramionami. - Jutro finał.
Oparłam się o biały blat wyspy kuchennej i upiłam łyk kwaśnego napoju, który podsunął mi pod nos chłopak.
- Każdy gej robi taką dobrą lemoniadę? - Zapytałam. - Może zmianę płeć i z jakimś się ożenię?
- Tylko ja. - Puścił mi oczko. - I nie polecam małżeństw z homoseksualistami. Świat cię zniszczy, młoda.
Zaśmiałam się, a on przeczesał loki palcami.
- Nie powinnaś drzeć mordy w garażu czy coś?
- To się nazywa 'śpiewanie', idioto. - Spojrzałam na niego krzywo. - Z resztą, nie mam zamiaru "drzeć mordy" w finale.
- To co zamierzasz robić? Sama gitara nie da ci zwycięstwa.
Wzruszyłam ramionami, popijając zimną lemoniadę.
- Kto powiedział, że zamierzam wygrać?
- Jaja sobie robisz?! - Wypluł gumę do zlewu. - To jest finał dziewczyno! Jak wygrasz, cała Kanada będzie o tobie gadać!
- Nie potrzebuję rozgłosu.
- To po co bierzesz udział w ogólnokrajowym konkursie talentów?
Milczałam.
Szczerze? Sama nie wiedziałam, co chciałam osiągnąć.
- Potrzebuję kasy. - Powiedziałam na odczepnego i odłożyłam pustą szklankę do zmywarki. - Powoli schodzi mi farba, muszę iść do fryzjera.
- Mamy kasy pod dostatkiem, młoda. Nie chrzań. - Zaczął zmywać mokrą szmatką ślady cytryny z białego blatu. - Masz już wszystko, żeby osiągnąć sukces. Brakuje ci tylko sławy, którą gwarantuje wygrana tego ścierwa.
- Mam wszystko? - Prychnąłem. - Elektryczną gitarę, kolorowe włosy i brata debila?
- Umiejętności, cechy rozpoznawalne i cudownego, starszego braciszka, który wspiera cię na każdym kroku. - Uśmiechnął się złośliwie.
Popatrzyłam na niego, jak na skończonego idiotę i postukałam się w czoło.
- Wyobraź sobie, młoda! Hailey H. Raven, osierocona buntowniczka z Kanady na ścieżce sławy. - Rozmarzył się.
- Nie jesteśmy sierotami. - Przyjrzałam się swoim, w połowie zdartym, ciemnoniebieskim paznokciom. - Starzy po prostu mają nas gdzieś.
- A ktoś o tym wie? - Zapytał ironicznie. - Ta para gburów podróżuje sobie po świecie w towarzystwie jakiejś gwiazdeczki, wchodząc jej do dupy i zapewniając wszystko, a własnym, rodzonym dzieciakom wysyłają tylko kasę na konto i dzwonią, żeby dowiedzieć się, czy nie spalili chałupy! - Westchnął. - Praktycznie, po śmierci babci Rosalind, jesteśmy sierotami.
Pokiwałam tylko głową, w milczeniu.
Harry "Robal" Raven miał rację.
Mamusia jeździ po kontynentach, w roli menadżerki jakiejś słodkiej, amerykańskiej celebrytki, a tatuś artysta projektuje kreacje dla tej samej gwiazdeczki.
Banda niepełnosprawnych umysłowo dorosłych dzieci, którzy wymienili własne potomstwo na towarzystwo sław.
Czy kiedykolwiek zapytali, jak mi idzie w szkole? Czy kiedykolwiek pozwolili Harry'emu dojść do słowa, by mógł wyznać, jakiej jest orientacji? Czy kiedykolwiek przejęli się tym, że mam nielegalnie przekutą dolną wargę, a także kolorowe włosy, za sprawą znajomości starszego brata? Nie. Gówno obchodziło ich nasze życie.
Dobre kilkanaście lat wcześniej, wysłali chorą babcię, by opiekowała się wnukami, a finalnie, niecały rok temu, skonała w łóżku, zostawiając nas samych, bez opieki. Szczerze, czy oni w ogóle wiedzą o śmierci biednej Rosalind?
- Idź brzęczeć na tej swojej gitarce do garażu, młoda. - Powiedział Harry, przyglądając mi się, jak rozmyślam.- Wygraj to, Hailey.
Podniosłam wzrok i uśmiechnęłam się lekko, patrząc w jego bursztynowe oczy.
- Wygram to dla ciebie, Robalu.
- Nie dla mnie, idiotko. - Zaśmiał się. - Masz udowodnić starym, kim tak na prawdę jest rodzeństwo Raven. Udowodnisz im, kim ty jesteś, buntowniczko. Niech usłyszą twoje nazwisko w radiu i zobaczą twarz w gazetach! - Uśmiechnął się. - Wtedy wrócą. A wiesz, co zrobimy, gdy zobaczmy ich w progu naszego domu? - Zaśmiał się. - Zamkniemy z trzaksiem drzwi, dokładnie przed ich krzywymi nochalami!
- Nie, Harry. Zanim je zamkniemy, musimy zrobić jeszcze jedną rzecz. - Wyszczerzyłam zęby. - Pokażemy tym gburom środkowy palec.
Dziękuję za dotarcie do końca pierwszego rozdziału! Jest mi niezmiernie miło, powitać Was w nowym opowiadaniu, gdzie tym razem królować będzie Finn Wolfhard.
Do zobaczenia za niedługo!
Miłego życia, Maja :)
CZYTASZ
Say It Aint So |Finn Wolfhard
Hayran Kurgu- Powiedz, że to nie tak jak myślę, Wolfhard. - Warknąłem, a on odwrócił się i spojrzał na trzymaną przeze mnie kartkę papieru. Mina mu zbladła, jakby zobaczył ducha, a ciemne ślepia zaczęły błądzić po mojej twarzy, szukając jakieś drogi ucieczki...