Czwartek
Wstałam tego dnia dość wcześnie, jak na to, że wczoraj w studiu siedziałam do późnych godzin, a dziś miałam wolne do południa.
Na zegarku dochodziła godzina ósma , gdy zaczęłam przygotowywać się do wyjazdu z Guziorem do domu dziewczyny, która grała na pianinie.
Na moje szczęście zgodziła się bez żadnych namawiań.
Za około dziesięć minut w moim mieszkaniu pojawił miał się chłopak, który miał pomóc mi przenieść cały potrzebny sprzęt do samochodu, a następnie pomóc mi rozłożyć go, gdy będziemy już na miejscu.
Z racji tego, że Guzior nie znał się dobrze na nagrywaniu dźwięku razem mieliśmy podjechać po Walczuka tak, by mógł kontrolować czy wszystko idzie po mojej myśli.
Guzior pojawił się w moim mieszkaniu na czas. Spakowanie się nie zajęło nam długo i około 8:45 ruszyliśmy pod mieszkanie Janusza.
Dom, do którego jechaliśmy ( bo był to dom jednorodzinny) znajdował się na obrzeżach Warszawy, dlatego trasa nie była krótka.
Była godzina dziesiąta, gdy wysiadaliśmy na miejscu docelowym. Ostrożnie zadzwoniliśmy do drzwi. Byłam lekko zestresowana i zawstydzona, gdyż nie znałam osób, do których właśnie wpakowywałam się ze sporą ilością sprzętu, dlatego już na wstępie przeprosiłam miłą szatynkę za problem i szczerze jej podziękowałam.
-Nie masz za co dziękować. Naprawdę to nie jest żaden problem. - szeroko się uśmiechnęła, co ja odwzajemniłam.
Janusz i Mateusz przenieśli wszystko, co było nam potrzebne do niewielkiego pomieszczenia, w którym na tle przeszklonej, półokrągłej ściany stało pianino. W zasadzie nic więcej nie znajdowało się w tym pokoiku. Po kątach walały się jeszcze jakieś obrazy, niektóre świeżo malowane a jeszcze inne w ogóle niedokończone. Trzeba było przyznać. Było to niesamowicie inspirujące miejsce.
Chłopaki zajęli się ustawieniem wszystkiego, za co ja byłam im ogromnie wdzięczna.
Ja natomiast usiadłam na stojącym przy fortepianie niewielkim białym krzesełku. Odsunęłam włosy za ucho i ustawiłam przed sobą nuty, które swoją drogą były bardzo proste. Przez cały utwór powtarzały się te same akordy i od czasu do czasu piosenka wymagała czegoś więcej.
Przez piętnaście minut rozgrzewałam swój głos przy okazji sobie przygrywając.
Całe szczęście wszystko szło po mojej myśli. Nie zapomniałam jak się gra.
Nie robiłam tego już bardzo długo. Zazwyczaj siadam do instrumentu, gdy jestem w domu rodzinnym, gdyż mój tata jest wielkim miłośnikiem gry na fortepianie i swoją drogą to właśnie on nauczył mnie jej, gdy byłam jeszcze małym dzieckiem.
-Wszystko gotowe. - powiedział Yaho, a ja spojrzałam na niego i wzięłam głęboki oddech.
Naprawdę się stresowałam. Chciałam żeby wszystko wyszło idealnie.
Guzior włączył nagrywanie. Wzięłam jeszcze jeden większy oddech. Spojrzałam przez okno, a następnie w stronę drzwi, w których teraz stała właścicielka pianina wraz z chłopakiem. Spojrzałam na klawisze i delikatnie przejechałam po nich opuszkami palców tak, by jeszcze nie wydały z siebie żadnego dźwięku. W końcu ułożyłam palce do zagrania pierwszego akordu i zaczęłam.
Powoli i płynnie. Skupiłam się na nutach i już po chwili zbliżyłam się do wcześniej ustawionego przez Yaha mikrofonu i wydałam z siebie pierwsze dźwięki.
All along it was a fever
A cold sweat, hot headed believer
I threw my hands in the air, said, "Show me something"
CZYTASZ
Thx || Jan-rapowanie
FanfictionHistoria dwudziestojednoletniej Zuzy, młodej utalentowanej studentki, która wraca do rodzinnej wsi, by odpocząć od warszawskiego zgiełku oraz problemów dnia codziennego. Nie spodziewa się, że ten choć krótki wyjazd ze stolicy przyczyni się do tak li...