11. Kłamcy.

295 21 4
                                    

Hej!
Rozdział dedykowany jest dla M. K.

Dziś zatapiamy się w mroczną przeszłość Azariego i nowy początek Layli. Pytanie brzmi, czy podjęte  decyzję będą słuszne czy zrodzą kolejne problemy...

Wasza PISANrKA

***
(🎶)
Stał przede mną w wojskowym mundurze, z rękoma założonymi do tyłu i w lekkim rozkroku, czekając razem z Nią - wyrachowaną morderczynią - na moje wyjście. Kobieta kiwnęła głową tym samym rozkazując mężczyźnie za mną, by mnie rozkuł. Stojąc w towarzystwie dwóch pracowników rządowych i ich, w kombinezonie przestępcy, z kajdanami na nogach i rękach, jedyne co czułem to palącą żądzę bólu. Choć teraz nie pamiętam czy do tego stanu przyczyniły się leki otępiające moje zmysły czy trwające pół roku błędne koło monotonności. Ręka. Plecy. Ręka. Plecy. Wciąż te samo miejsce, wciąż te samo uczucie.

- Joshua Hadson, w związku z nowymi dowodami zostajesz uniewinniony.

Jej głos. W tamtej chwili jej głos mnie sparaliżował, do tego stopnia, że stałem się potulnym na wszystko. A może to znowu wina leków.

Gdy poczułem jak kajdany z moich nóg wypuściły mnie ze swoich sideł w końcu spojrzałem na twarz mundurowego, jak się później przekonałem, widziałem go wtedy w mundurze po raz pierwszy i zarazem ostatni. Emmett był poważny. Milczał. Przez dwanaście lat wymężniał i stał się kopią swojego ojca. Wtedy widziałem w nim tylko jego.

- W związku z zaistniałą sytuacją, członkowie zarządu zgodzili się by decyzja o twojej przynależności, należała do ciebie. Masz dwadzieścia cztery godziny na odpowiedź.

Rozmasowałem swoje dłonie mogąc wykonywać wszystkie ruchy swobodniej niż zawsze. Stałem ciągle w tym samym miejscu powoli reagując na nowe wiadomości.

- Zdechnij.

Moja odpowiedź nie wymagała dłuższych przemyśleń.

- Jesteś wolny.

Kłamiesz.

Nie patrząc na nic, ani nikogo opuściłem zgromadzenie, udając się dobrze znanymi drogami na zewnątrz. Słyszałem za sobą kroki ciężkich butów. Dobrze wiedziałem do kogo należały, choć słyszałem je po raz pierwszy.

I słyszę te kroki do teraz.

Czułem jak doprowadzałem swoje mięśnie do granic bólu, za każdym podciągnięciem. Siedziałem zamknięty w swoim azylu ćwicząc intensywnie. Myśli o przeszłości myliły moją rachubę czasu i liczbę powtórzeń, wprowadzając mnie w błogi stan zapomnienia i odrętwienia. Po moich nagich mięśniach spływały stużki potu, a ja sapałem z wycieńczenia nie przerywając ćwiczyć.

- Może wpierw wrócisz do domu, zanim cię zawiozę w tamto miejsce - zapytał Emmett prowadząc wysokiego Jeepa, starszego modelu.

Wtedy zwracał się do mnie z lekkim dystansem, bojąc się zrobić cokolwiek więcej, a ja siedziałem obok, martwy.

- Muszę tam pojechać. Najlepiej od razu - powiedziałem czując jak ręka i skrawki pleców chcą zapomnieć o sile. - Jeśli nie, to wypuść mnie. Poradzę sobie.

- Nie ma problemu. Zawiozę cię - dodał. - Ty zawsze sobie poradzisz.

Cząstka starego Emmetta, nastoletniego Emmetta wróciła, przypominając o ostatnim spędzonym razem czasie, dwanaście lat temu.

Wołam LARUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz