15. Uwięziona.

192 19 6
                                    


— Witaj, Laylo. — Luke podszedł do mnie i przywitał się muskając nasze policzki. — To dla mnie?

Wskazał na plastikowe kubeczki z nazwą dobrze znanej kawiarni Peach.

— Yeap. — Podałam jeden z nich w ręce ojczyma, a drugi zachowałam dla siebie.

Mężczyzna zaczął głośno rozkoszować się gorzkim napojem. Pod białym fartuchem miał wczorajsze ubrania, a jego lekko podkrążone oczy swiadczyły, że miał jedną z tych trudnych nocy.

— Widzę, że zapamiętałaś drogę do sali rehabilitacyjnej.

Zaśmiałam się na jego uwagę. Szpital, w którym teraz się znajdowałam był ogromny, przez co moja pierwsza wizyta, a nawet druga rozpoczęła się od długiej nauki rozmieszczenia poszczególnych oddziałów. Po kilkukrotnych wizytach zdołałam opanować położenie najbardziej interesujących mnie miejsc, w tym sali od rehabilitacji. Uwielbiałam to miejsce. I nie tylko dlatego, że było związane z moim kierunkiem zawodowym - ortopedią, lecz czułam się tu zawsze - jak to się określa - na miejscu. Lubiłam obserwować ludzi w swoich staraniach do osiągnięcia zamierzonych celów. Kibicowałam każdemu, kto uczył się chodzić czy żyć bez części siebie. Stawać o własnych siłach.

Oparłam ręce o metalową barierkę, wypełnioną grubą taflą szkła, oddzielającą mnie od podobnych sobie. Znajdowałam się na wyższym, czwartym piętrze, spoglądając na rozciągającą się na kilkudziesięciu metrach kwadratowych salę rehabilitacyjną zapełnioną pacjentami i ich nauczycielami. Miejsce, w którym się znajdowaliśmy odgrywało rolę korytarza między kolejnymi oddziałami, a pod naszymi stopami była wspomniana sala, skonstruowana w bardzo przyjazny sposób. Pomieszczenie to, przechodzące przez kilka pięter i nie oddzielone żadnym sufitem, okrążone szklanymi ścianami, sprawiało wrażenie otwartego, tętniącego życiem, a tym samym współgrającego z założeniami tego pomieszczenia. Miało na celu dobro psychiczne pacjentów i zachęcało do działania.

— Jak pacjenci z wczorajszego wypadku? — Odwróciłam się w jego kierunku.

— Godzinę temu zakończyły się operacje dwóch z nich. Pięć osób w stanie stabilnym, kolejną dwójkę wypiszemy po kilku dniach, jeśli wszystko będzie w porządku.

Luke wziął łyk napoju.

— Możemy tam zejść, pamiętasz? — zażartował. — Pokażę ci nasz najnowocześniejszy sprzęt.

— Jak najbardziej, ale to za chwilę. Usiądź i odpocznij przez moment.

Brown nie sprzeciwiając się, zasiadł wygodnie na jednym z białych krzeseł pod wejściem do gabinetu lekarskiego. Cały szpital utrzymany był w nienagannym porządku, a sprzęt, łącznie z umeblowaniem należał do tych pasujących do wizji bogatego szpitala, "trochę" innego niż miejsce, w którym pracowałam.

— A jak noc? — zapytał z ojcowską troską w głosie.

— Dobrze — odpowiedziałam z nutką niedowierzania. — Zadziwiająco dobrze.

Obudziłam się mając przed twarzą łagodny uśmiech rodzicielki. Zasnęłyśmy razem w moim łóżku podczas rozmowy. Razem też wstałyśmy, gdyż kobieta miała lekki sen, przez co najmniejszy ruch zdradził moje położenie. Uciekło nam jedynie wspólne śniadanie, przez obowiązki jakie musiała spełniać Emma wobec swojej firmy. Dawno nie spędziłyśmy tyle czasu, razem.

— A powiesz mi co się stało?

Chwila ciszy wkradła się między naszą dwójkę.

Oparłam ręce znów o barierkę, chcąc odwrócić wzrok.

Wołam LARUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz