6. Nie zmuszam do bycia mordercą.

345 27 6
                                    

Azari
(🎶)
Otworzyłam drzwi miastowego baru. Woń taniego alkoholu i spoconych ciał uderzył we mnie po przekroczeniu progu. "Pod beczką" było miejscem wyjątkowo obleganym przez tutejszych mieszkańców, zwłaszcza dzisiaj, kiedy transmitowano skoki narciarskie. Rzesza mężczyzn w średnim wieku, a także całe rodziny zasiadały chętnie w ławach skierowanych w stronę widowiska. Wszędzie panował hałas. Odgłosy stukających garnków dochodzące z kuchni i pospieszający głos szefa, były praktycznie niesłyszalne podłóg fali odgłosów radości związanych z dobrą passą narciarzy, przeplatanych z oburzeniem. Najgłośniej zachowywali się mężczyzni, ubrani w rodzinne sweterki z już zaciągniętymi rękawami do łokci przez rozgrzewające emocje oraz alkohol w żyłach. Czerwone wypieki na twarzy były oznaką jakże wspaniałej zabawy wśród najbliższych.

Lecąca w tle spokojna muzyka ze starego radia została całkowicie zagłuszona, lecz mimo to grała nadal. Czekała na chwilę ciszy, w której musiałaby zatuszować odgłosy kuchennych prac. Jednak w tym miejscu była niemal zawsze zbyteczna.

W tłumie pulsujących życiem ludzi zobaczyłem podniesioną do góry rękę. Emmett machał do mnie energicznie chcąc być zauważonym. Nie potrącając nikogo dostałem się do brata i zdjąwszy płaszcz rozsiadłem się wygodnie na drewnianym, lekko rozkołysanym krześle.

Mężczyzna siedział naprzeciwko mnie z kuflem piwa w ręku i bajecznych humorem.

- Ładny sweterek - odezwał się do mnie przyjaznym głosem i rozbawiony krzyknął gdy tłum siedzących najbliżej baru wstał widząc w telewizji dobre noty ich faworyta.

Idealnie wmieszał się w tłum. Nie zwlekając dłużej obróciłem się w kierunku wyświetlacza i naśladowałem Emmetta.

Rudowłosa kelnerka widząc nową osobę podeszła do naszego stolika. Starty dżins mocno uwydatniał jej kształty, a fartuszek zawiązany powyżej bioder ledwo przykrywał nagi pępek, odsłonięty przez krótką bluzkę. Burza rudych włosów spiętą była w wysokiego kucyka przez co jej szyja i ramiona również pozostały nagie. Cały strój pasował do tego miejsca i z pewnością przyciągał jeszcze większą ilość klientów.

Czerwone usta kelnerki zakręciły się w delikatnym usmiechu.

- Miło Pana znów widzieć - powiedziała z naturalną szczerością. - Proponuję piwo, tak jak wszystkim. - Spojrzała na mnie znacząco.

- Panią również miło widzieć - odpowiedziałem przyjaznym tonem. - Poproszę z nalewaka.

Kelnerka skinęła głową i wróciła za bar, gdzie czekała na nią chmara spragnionych mężczyzn.

- Możemy zaczynać - powiedział brat słysząc informację o przybyciu wszystkich od rudowłosej.

Gdy tłum podchmielonych ludzi wstał po raz kolejny głośno wiwatując włączyłem mikro słuchawkę w uchu.

- Witajcie - odezwałem się do siebie pod nosem, a hałaśliwy tłum ludzi dookoła nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi.

Dziesięć męskich i rozbawionych głosów odezwało się w słuchawce.

- Bar był chyba złym pomysłem - oznajmiłem bratu, dobrze wiedząc, że wszyscy inni mnie teraz słuchali.

I o to w tym wszystkim chodziło.

- Po wczorajszym telefonie, przejechałem połowę stanu, pozwólcie, że wykorzystam ten fakt i napiję się najlepszego piwa w całym mieście - dodał Taylor, jeden z dziesięciu zebranych właścicieli klubów.

Był mężczyzną przed trzydziestką - samotnym i myślącym tylko o zabawie i kobietach, ale przede wszysktim był moim człowiekiem. Wziąłem go pod skrzydła i dałem nowe życie, gdy ten staczał się kradnąc samochody. Nie od razu przystał na moją propozycję. Patrzyłem jak ze strachem w oczach trzymał pierwszy raz w życiu broń i jak z trudem wychodził z ciemnych ulic najbiedniejszej dzielnicy. Sierota została właścicielem klubu przynoszącego zyski liczone w dziesiątkach tysiący.

Wołam LARUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz