Rozdział 7

12K 1K 427
                                    

Dominic
Pędziłem najszybciej, jak mogłem, żeby nie spóźnić się do szkoły. Wpadłem do klasy i usiadłem w swojej ławce. Leżała na niej kartka. Wziąłem ją do ręki i zobaczyłem napis "w łazience o 11". Spojrzałem na zegarek. Za pięć jedenasta. Wybiegłem z klasy i wszedłem do łazienki. Stanąłem przed lustrem. Nagle zobaczyłem w nim, jak za mną skrada się postać w czarnym płaszczu. Odwróciłem się i spojrzałem prosto w jej pozbawione tęczówek oczy. Zobaczyłem, jak wyciąga długi, błyszczący nóż. Tajemnicza postać wbiła ostrze szybkim ruchem prosto w moją pierś. Przeciągnęła nim wzdłuż, włożyła rękę i wyciągnęła moje zakrwawione i bijące jeszcze serce. Uniosła je do góry i wybuchła przerażającym, szyderczym śmiechem.

Zerwałem się z łóżka oblany zimnym potem. Oddychałem ciężko.

To tylko koszmar. Odruchowo dotknąłem miejsca, gdzie we śnie miałem wbity nóż.

Powoli zacząłem się uspokajać. Niedługo potem znów usnąłem.

***

Z zamyślenia wyrwał mnie dzwoniący telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i odebrałem.

-Cześć, Domi!

-Hej.

-To co? Idziesz ze mną na jakąś komedię?

-No idę, a kiedy?

-Za godzinę pod kinem, oki?

-Dobra, to do zobaczenia.

Już myślałem, że Michael zapomniał. Westchnąłem ciężko. Nie to, że nie chcę iść. Po prostu nie mam nastroju. I boję się, że znowu zaczną mnie męczyć koszmary.

Ubrałem czarne spodnie i dla odmiany ciemnoszarą bluzę. Włosy przygładziłem lekko dłonią, żeby nie sterczały we wszystkie strony.

Miałem jeszcze trochę czasu, więc przysiadłem na parapecie. Spojrzałem w niebo. Miało piękną jasnoniebieską barwę. Od razu na myśl przyszły mi oczy Sebastiana. Miały identyczny kolor. A najbardziej podobały mi się, gdy patrzyły na mnie...

Potrząsnąłem głową. Jakby to miało pomóc mi wyrzucić głupie myśli z głowy.

Do kina dotarłem chwilę spóźniony. Michael gdy mnie zauważył od razu rzucił się na mnie miażdżąc mi żebra w swoim uścisku. Od razu poprawiło mi to humor.

-Co tam u Paula i Jake'a?- zapytałem, gdy mnie już puścił.

-Dobrze. Cieszę się, że im się układa, ale czasem jak się przy mnie migdalą mam ochotę zwrócić obiad.

Zaśmiałem się.

-Na jaki film idziemy?

-Jakaś komedia romantyczna, może być?

-Jasne.

Gdy już zaopatrzyliśmy się w olbrzymie ilości popcornu i coli, poszliśmy zająć miejsca.

Podczas filmu Michael wszędzie widział podteksty i śmiał się jak opętany. A ja razem z nim. Ludzie dziwnie się na nas patrzyli. Na przykład gdy dziewczynę złapała ulewa i zadzwoniła do swojego chłopaka mówiąc:"Kochanie, jestem mokra", tylko my rechotaliśmy na całą salę. Albo gdy facet mówi:"Stanął mi samochód", Michael prawie się udusił.

Wyszedłem z kina w zajebistym humorze.

-Dawno się tak nie uśmiałem.- powiedziałem.

-Ja też. A widziałeś miny tych wszystkich ludzi?

-Bezcenne.

Pogadaliśmy jeszcze chwilę i pożegnaliśmy się. Gdy wszedłem do domu zobaczyłem Jacoba siedzącego na kanapie.

-Gdzie ojciec?

-Wyszedł.

Tak wyglądała nasza rozmowa. Trochę smutno mi z tego powodu. Chciałbym mieć z nim lepsze relacje, w końcu to mój brat.

Poszedłem do pokoju i wziąłem jedną z moich ulubionych książek. Położyłem się na łóżku i zacząłem czytać. W końcu usnąłem.

Obudziłem się przed południem. Poszedłem pod prysznic i przebrałem się. Zszedłem na dół na późne śniadanie. Zrobiłem sobie mleko z płatkami i usiadłem obok Jacoba. Po chwili ciszy postanowiłem coś powiedzieć.

-Jak tam z pracą?

Spojrzał na mnie jakby dopiero zauważył, że z nim mieszkam.

-Ciągle szukam. A co tam w szkole? Masz jakichś znajomych?

-Dobrze, zaprzyjaźniłem się z paroma osobami.

Wytrzeszczył oczy, a po chwili uśmiechnął się szeroko.

-A nie mówiłem?

Uśmiechnąłem się lekko i poszedłem do pokoju. Zaczynamy się dogadywać, ogromnie mnie to cieszy.

Wyciągnąłem książki i zacząłem się uczyć. To znaczy słuchałem muzyki i gapiłem się w sufit, który nagle wydał mi się bardzo interesujący.

Po jakiejś godzinie usłyszałem krzyki. Zbiegłem na dół i zobaczyłem najebanego po uszy ojca. Kłócił się z Jacobem, wrzeszczał coś niezrozumiałego. Gdy zamachnął się, by go uderzyć, krzyknąłem:

-Zostaw go pijaku!

Odwrócił się i podszedł do mnie. Z każdym krokiem był coraz bardziej wściekły.

-Jak mnie nazwałeś mały skurwysynie?!

Uderzył mnie pięścią w twarz. Mocno. Przewróciłem się i upadłem na podłogę.

W oczach zaczęły zbierać mi się łzy. Teraz, kiedy wszystko zaczynało się układać, on musiał to spierdolić.

Gdy ojciec wyszedł trzaskając drzwiami, Jacob pomógł mi wstać i zaprowadził mnie do łazienki. Popatrzyłem na swoje odbicie w lustrze. Zajebiście, podbił mi oko. Jutro szkoła, jak ja się tak pokażę?

-Przepraszam. Obiecałem ci, że to się nie powtórzy...

-To nie twoja wina.

-Po co się odzywałeś?

-Bo by cię uderzył.

-Ale tak to uderzył ciebie, do cholery!

Wzruszyłem ramionami i poszedłem do pokoju. Położyłem się na łóżku i wtuliłem twarz w poduszkę. Po chwili usłyszałem, jak Jacob wchodzi do pokoju i siada obok mnie.

-Gdyby nie ty, to ja bym dostał. A powinno być na odwrót, to ja mam cię chronić. Przepraszam.

Podniosłem się powoli i przytuliłem go. Na początku był trochę zaskoczony, ale po chwili objął mnie mocno.

-Kocham cię, braciszku.- powiedział.

-Ja ciebie też.

Odsunęliśmy się od siebie.

-Chodź, dam ci jakieś okulary przeciwsłoneczne na jutro.

-W październiku?- zaśmiałem się.

-Trudno, najwyżej będziesz wyglądał jak idiota.

Szturchnąłem go w ramię. Poszliśmy do jego pokoju. Wybrałem jedne z jego okularów, założyłem je i spojrzałem w lustro. Nie było tak źle, jeśli będę się pilnował, nikt nie zauważy.

Resztę dnia spędziłem z Jacobem oglądając filmy w salonie i obżerając się słodyczami. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy. Straciłem bezpowrotnie ojca, ale za to zyskałem brata. Najlepszego starszego brata na świecie.

~~~
Tak jakoś wyszło bez Seby. Ale spokojnie, niedługo będzie go tyle, że rzygniecie tęczą ^^
Uwielbiam wasze komentarze <3

Chelsea SmileOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz