Rozdział 21

8.4K 754 18
                                    

Dominic
Po tygodniu mogłem nareszcie wrócić do domu. Tak jak się spodziewałem, ojciec nie przejął się moim pobytem w szpitalu. Jacob gdy tylko się dowiedział przyjechał do szpitala, opieprzył mnie za moją głupotę, a potem przytulił. Mój kochany braciszek.
Oboje razem z Sebastianem siedzieli u mnie codziennie po kilka godzin. Jacob przychodził rano, przed pracą, a Sebastian po szkole. Oczywiście kazałem mu wracać do domu i się uczyć, ale on jak zwykle zignorował to i siedział przy mnie, dopóki pielęgniarki go nie wygoniły.
Michael również przyszedł mnie odwiedzić. Zamieniłem z nim kilka słów, choć wciąż nie potrafiłem wybaczyć mu do końca. Chociaż nie, bardziej chyba chodzi o brak zaufania. Nie jestem pewien, czy jeszcze kiedykolwiek mu znów zaufam.
Gdy wróciłem do domu od razu skierowałem się do swojego pokoju. Potrzebowałem chwili dla siebie, musiałem trochę pomyśleć. Czułem bliżej nieokreślony niepokój, miałem nieodparte wrażenie, że stanie się coś złego. Być może byłem po prostu zmęczony, wycieńczony, ale uczucie smutku nasilało się z każdą sekundą.
W pewnym momencie zacząłem się bać. Nie wiem czego, nie wiem z jakiego powodu, ale się bałem. Byłem przerażony, przytłoczony.
Wiesz jak to jest, gdy wszystko wydaje się być w porządku, ale w środku czujesz ogromny smutek, brak jakiegokolwiek pozytywnego uczucia? Tylko ta bezsilność, poczucie winy, złość, żal i to paskudne przeświadczenie, że nic nie ma sensu.
Jak zawsze w chwili słabości sięgnąłem po żyletkę. Nieświadomie, odruchowo. Na szczęście w ostatniej chwili przypomniałem sobie o jednej ważnej rzeczy: mam chłopaka. I dla niego nie mogę się poddać. On mnie kocha. Udowadnia mi to każdego dnia. Codziennie przychodził do szpitala, przynosił mi książki, opowiadał mi co w szkole. Trzymał mnie za rękę, dopóki nie zasnąłem, całował w policzek na powitanie. Był przy mnie.
Odłożyłem żyletkę na miejsce i zadzwoniłem do Sebastiana.
-Halo?- usłyszałem zaspany głos.
-Oh, przepraszam. Obudziłem cię?
-Tak, ale to nic takiego. Coś się stało?
-Nie, nic...
-Dominic, powiedz co się dzieje.
Zagryzłem wargę. Skąd on wie, kiedy kłamię? I to jeszcze przez telefon!
-Po prostu się za tobą stęskniłem.
-Nie wątpię. Ale wiem, że coś cię trapi. Powiesz mi co?
-Sam nie wiem. Smutno mi.- powiedziałem od niechcenia.
-Mogę przyjść cię przytulić?
-Chciałbym, ale już późno. Musimy poczekać do jutra.
-Właściwie to miałem ci to powiedzieć jutro, ale równie dobrze mogę i teraz...
-C-co powiedzieć?- zapytałem zaniepokojony.
-Poszedłbyś ze mną jutro na randkę? Tylko tym razem przyjadę po ciebie, żeby mieć pewność, że dotrzesz na miejsce w jednym kawałku.
-Oczywiście, że tak! Z wielką chęcią.- powiedziałem uradowany.
-Dobrze, to śpij, bo już późno.
-Dobranoc.
-Dobranoc, kochanie. Słodkich snów.
I rzeczywiście tym razem miałem słodkie sny. Bo najważniejsze to znaleźć tą nadzieję, punkt zaczepienia. Wtedy nawet, gdy wszystko wokół się wali, widzimy sens.

~~~
Wiem, przepraszam. Miał być w sobotę, ale przypomniałam sobie o kartkówce i sprawdzianie z niemieckiego :c
Rozdział krótki, bo przejściowy. Następny będzie długi i prawdopodobnie +18. Szczerze, to nie mam pojęcia jak się do tego zabrać :p
Obecnie szukam tytułu dla drugiej części. Mam już parę opcji, ale nie mogę się zdecydować. Po zakończeniu Chelsea Smile mam nadzieję, że pomożecie mi wybrać.
I jeszcze jedno- po zakończeniu Chelsea Smile na równi z drugą częścią planuję napisać nowe opowiadanie. Będzie to fantastyka i oczywiście yaoi :) Myślę, że niedługo opublikuję prolog, więc gdy już się pojawi dam Wam znać, a Wy napiszecie mi, co o tym myślicie, ok?
To chyba tyle. Kolejny rozdział będzie prawdopodobnie w sobotę.
Dobranoc wszystkim. I słodkich snów :D

Chelsea SmileOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz