15

2.8K 223 27
                                    

Katherine

Wiedziałam, że King pobiegnie za mną, ale nie miałam zamiaru słuchać tego, co miał mi do powiedzenia. Biegłam długo, do momentu, aż byłam pewna, że nikogo za mną nie ma i aż nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Zatrzymałam się obok sklepu z antykami. Schowałam się za ścianą, na którą padłam plecami próbując złapać oddech. Zaczęłam kaszleć i przypominając sobie zajście sprzed chwili kaszlałam co raz bardziej, aż zwymiotowałam. Miałam żal do niego, ale przede wszystkim do siebie za to, że zamiast słuchać co do mnie mówił robiłam wszystko aby zaciągnąć go do łóżka. Mówił wyraźnie. "Nic nie może między nami być." Powtarzał to na okrągło, a ja ignorowałam to zupełnie jakbym nie wiedziała, że mówi to nie bez powodu. Mogłam domyślić się, że nie jest wolny. Oczywiście to on powinien powiedzieć mi o tym, że ma narzeczoną i spodziewają się dziecka, ale ja również byłam niesamowicie naiwna. 

Chciałam zapaść się pod ziemię czując krople deszczu mieszające się z moimi łzami, jednak krew Romero płynąca w moich żyłach kazała mi się uspokoić i znaleźć rozwiązanie tej sytuacji. Przemieściłam się pod daszek na zapleczu budynku i otarłam łzy i deszcz z twarzy. To, co stało się między mną i Kingiem nie miało prawa wpłynąć na to, po co tak na prawdę tu przyleciałam. Chodziło o moją bliźniaczkę, która przez mój romans z Kingiem przesunęła się na drugi plan. To musiało się zmienić. Może i nie miałam już Kinga po swojej stronie, ale to nie zmieniało faktu, że musiałam jak najszybciej odnaleźć siostrę. Myśl, Katherine. Myśl.

Aster! Mój brat był jedyną osobą, którą mogłam wciągnąć w to wszystko bez większych konsekwencji. Wiedziałam, że nigdy nie wydałby mnie reszcie rodziny. Problemem był jednak fakt, że mój telefon i dokumenty zostały w aucie, w którym King teraz pewnie jeździł po Londynie i mnie szukał. 

- Kurwa. - przeklnęłam pod nosem łapiąc się za głowę, po czym odwróciłam się i uderzyłam pięścią w blaszane drzwi zaplecza sklepu. Na moje nieszczęście drzwi nagle otworzyły się, a ja odskoczyłam do tyłu. Na zewnątrz wyszedł młody mężczyzna. Wysoki brunet, prawdopodobnie w moim wieku, ubrany w czarną koszulkę i fartuch, który był cały w błocie. Ewidentnie mu w czymś przeszkodziłam. 

- Pomóc w czymś? - rzucił chamsko, lustrując mnie przy tym od góry w dół swoimi wielkimi, niebieskimi oczami. 

- Nie. Przepraszam. Nie chciałam. - tylko tyle udało mi się z siebie wydusić. Czułam się niezręcznie, dlatego napięcie odwróciłam się i ruszyłam w kierunku ulicy. 

- Poczekaj! - mężczyzna wybiegł za mną na deszcz.

Zatrzymałam się i odwróciłam do niego. 

- Chcesz wejść do środka i się osuszyć? - spytał i teraz patrzył na mnie jak na bezdomną przybłędę. Nienawidziłam gdy ktoś tak na mnie patrzył, dlatego moim instynktem było olanie go i ucieczka, ale przemyślałam sprawę i postanowiłam wykorzystać sytuację. 

- Mogę od ciebie zadzwonić? - spytałam, mrużąc powieki ciężkie od deszczu. 

- Ale chyba nie będziesz dzwonić na deszczu? - dodał i ręką wskazał wejście na zaplecze. 

- Właściwie to byłabym wdzięczna gdybyś pożyczył mi telefon tu. - oznajmiłam. Może i byłam naiwna, ale nie byłam na tyle głupia żeby wejść na jakieś ciemne zaplecze z facetem, którego przed chwilą poznałam. "Ale wsiadłaś do samochodu typa, którego nie znałaś tuż po ucieczce sprzed ołtarza i dałaś się wywieźć do Europy,"  przypomniała mi moja podświadomość, którą od razu uciszyłam.

Mężczyzna prychnął śmiechem i pokiwał głową. 

- Dobrze. To chociaż stań pod dachem, a ja przyniosę ci telefon. - powiedział i szybkim krokiem wrócił do środka, a ja zrobiłam tak jak zaproponował, bo już i tak byłam cała przesiąknięta. 

CrescendoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz