Nineteen

303 6 4
                                    

Mogłabym powiedzieć, że mną to wstrząsnęło. Ale to byłoby wierutne kłamstwo.

Nie zaczęło szumieć mi w uszach i nie popadłam w panikę. Na sekundę zamknęłam oczy, odetchnęłam i spojrzałam na moją matkę, z której oczu pociekły łzy.

– Wiadomo kto? – zapytała Ricky. Kobieta spojrzała na nią jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z jej obecności. Zmarszczyła brwi.

– Nie– powiedziała niepewnie, pociągając nosem.

Zacisnęłam mocniej zęby. Kłamała. Widziałam to po tym jak przygryzła kącik ust. Zawsze tak robiła, kiedy kłamała ojcu, żeby nas bronić. A ja zawsze ją wtedy obserwowałam.

– Kiedy?

– Wczoraj znaleziono ciało– odpowiedziała.

– Na kogo teraz przechodzi jego własność?

– Na Avery.

– Ona nie daje znaku życia.

– Ale kiedy tylko się pojawi to wszystko należy do niej.

– Mamo, a to przypadkiem nie powinno być twoje?

– Wyraźnie zaznaczał, że nigdy mi nic nie zostawi– westchnęła. – Jesteśmy jedyną bliską rodziną, musimy zająć się pogrzebem.

Oczywiście. To byłoby bardzo w jego stylu. Nic nie dawać, ale otrzymywać. Czasami było inaczej w stosunku do mojej młodszej siostry, bo ona najmniej się buntowała.

– Jedyne co mogę zrobić w tym kierunku to posłać trochę pieniędzy– powiedziałam, zaciskając szczękę. Nie zamierzałam robić nic więcej dla człowieka, którego nienawidziłam. I tak uważałam, że to dużo.

Mama chlipnęła.

Usta mi zadrgały. Nie chciałam, żeby płakała. Pragnęłam jej szczęścia, a człowiek, który tyle razy ją doprowadził do łez robił to nawet po śmierci.

– Będzie dobrze, mamo– mruknęłam słabo, przytulając ją. – Nie był i nie jest warty ani jednej twojej łzy.

Zaprowadziłam rodzicielkę do sypialni i zostawiłam ją na chwilę, żeby mogła odpocząć. Wiadomość o śmierci ojca mimo wszystko bardzo nią wstrząsnęła. Cicho zamknęłam za sobą drzwi i odetchnęłam cicho.

– Chcesz się dowiedzieć kto zabił swojego ojca? – zapytała Ric, kiedy zeszłam na dół.

– Nie obchodzi mnie to. No chyba, że miałabym wysłać tej osobie kwiaty z podziękowaniami– uniosłam brwi z uśmiechem. Czułam ulgę rozlewającą się po moim ciele. Nie było to może normalne zjawisko w obliczu śmierci bliskiej osoby, ale naprawdę przez chwilę byłam spokojna. Jedną, bardzo krótką chwilę, ale jednak.

Mrugnęłam do Ricky i wyciągnęłam z szafki dwie szklanki i sok. Tanecznym krokiem podeszłam do stołu i postawiłam przed nią szklankę.

– Zachowujesz się jakbyś dostała najlepszy prezent na świecie– Dziewczyna mierzyła mnie wzrokiem z niekłamanym niepokojem. – Albo jakbyś coś brała.

– Mogę ci przysiąc– położyłam rękę na sercu– że nic nie tknęłam.

Westchnęłam ciężko w jednej chwili tracąc całą swoją energię. To, że jeden z moich problemów samoistnie zniknął to nie znaczy, że inne również. A trochę tego było. Uderzyłam głową o stół.

– Ej, spokojnie. Damy radę– Czarnowłosa chwyciła mnie za ramię. – Przeżyjemy.

Pokiwałam głową.

Ale żadna z nas nie mogła być tego pewna.

***

– Myślisz, że chodzenie do sklepu w nocy to dobry pomysł?

Darkness Awaits UsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz