Znacie to uczucie, kiedy wiecie, że coś nie dzieje się naprawdę, ale jednocześnie nie macie pewności, bo wszystko wydaje się być takie realne?
Ja znam. I to aż za dobrze.
Poderwałam się gwałtownie z materaca. Byłam zlana potem i oddychałam ciężko, jak po maratonie. Głowa boleśnie mi pulsowała, a w gardle miałam prawdziwą Saharę.
Znowu widziałam jego twarz. Znowu uciekałam.
– Annabelle Raven West! Coś ty u licha ze sobą zrobiła?– krzyknęła Ricky, opierając ręce na biodrach i przyglądając mi się z niepokojem. Stała na środku mojej sypialni z torebką zarzuconą na ramię. Spojrzałam na nią nieprzytomnie. Czarne włosy opadały jej luźno na ramiona, małe, ciemnobrązowe oczy przewiercały mnie na wylot, a drobne usta zacisnęły się w wąską linię. Koreańskie pochodzenie rzucało się w oczy i wyróżniało ją z tłumu. Nie dziwiłam się jej odwiedzinom z racji tego, że posiadała klucz do mojego domu i często wpadała bez uprzedniego zaproszenia. Czułam pulsowanie w ciele, a na jedno oko praktycznie nie widziałam z powodu opuchlizny jakiej nabawiłam się poprzedniej nocy.
Musiałam wyglądać na prawdę przerażająco.– Miałam koszmar– westchnęłam, na powrót opadając na łóżko, co nie było zbyt dobrym pomysłem, bo moja głowa nie lubiła takich ekscesów z samego rana. Przez chwilę myślałam, że zwymiotuję, ale na szczęście nic takiego nie nastąpiło. Delikatnie potarłam dłonią czoło i przymknęłam oczy.
– Co ci się śniło?
Spojrzałam w sufit i przywołam obrazy, które najchętniej wyrzuciłabym ze swojej głowy raz na zawsze.
Jego twarz. Jego głos. Jej krzyki, kiedy błagała żeby przestał.
– Ojciec– to jedno słowo wyrażało więcej niż mogłabym w tym momencie wypowiedzieć. Koszmary o nim nawiedzały mnie teraz rzadziej niż na początku, ale i tak za każdym razem kończyły się tak samo. Ukryłam twarz w dłoniach.
– Może powinnaś pójść na terapię?- zaproponowała przyjaciółka. Uchyliłam powieki i spojrzałam na nią ze znużeniem– Dobra już nic nie mówię.
Dziewczyna podobnie jak ja miała ciężką sytuację w domu z rodzicami. Może dlatego tak dobrze się rozumiałyśmy.
– Powiesz mi może co to jest?– podniosła z ziemi pustą butelkę po winie. Łeb mi pękał i przez chwilę nie rozumiałam o co jej chodzi.
– To jest butelka– stwierdziłam cicho. Powinnam się czegoś napić. Mój głos brzmiał jakbym nie używała go przez rok. Podniosłam się ostrożnie, ale i tak wszystko przed oczami mi zawirowało. Znowu mnie zemdliło.
– To akurat wiem– prychnęła– Ale czemu się upiłaś?
– Ja wcale nie... – urwałam, bo w mojej głowie zaroiło się od wspomnień z wczorajszego wieczoru. – Kurwa– rzuciłam się po telefon, ale po drodze wpadłam na Skarpetę i runęłam na twarz. Co, jak co, ale owczarki niemieckie nie należą do najmniejszych.
– Żyjesz?– zaśmiała się Ricky, a pies szczeknął głośno.
– Nie– mruknęłam pod nosem, czołgając się w stronę urządzenia.
Price mnie zabije. On albo któryś z jego przesympatycznych kolegów. Że też to cholerstwo nie może teleportować się automatycznie do mojej dłoni.
Szybko wpisałam kod i kliknęłam wiadomości. Ostatnia była od nieznanego numeru i dostałam ją o trzeciej w nocy. Nie mam pojęcia od kogo. To nie mógłby być Price. Skąd wziąłby mój numer w tak krótkim czasie? Pokręciłam głową.
CZYTASZ
Darkness Awaits Us
Romance~Ciemność którą wokół siebie roztoczyliśmy tylko czeka żeby nas pochłonąć.~ "Miłość i boks to dwie sprzeczności, miłość łamie serca, a boks łamie kości" Nie zniechęcajcie się na początku, potem powinno być lepiej. Podobieństwo do innych opowieści je...