Twenty- two

299 18 18
                                    

Tą piosenkę polecam sobie puścić pod koniec rozdziału, wtedy też pojawi się scena 18+, więc jeżeli ktoś nie będzie chciał tego czytać to po prostu odpuśćcie sobie czytanie do końca. Domyślicie się, w którym momencie 🤭

Nigdy nie sądziłam, że spotka mnie coś takiego. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z taką sytuacją, bo niby skąd. Ale kiedy osoba, którą kochałeś umiera na twoich kolanach to nie liczy się nic poza chęcią zatrzymania jej przy życiu. Mój wrzask nie był długi, lecz donośny. Jednak to raczej nie on wybawił ludzi z sąsiednich domów. Strzał nadal brzmiał mi w uszach, kiedy opadłam na kolana obok Ride'a, z którego piersi strumieniami wylewała się krew. Dostał prosto w klatkę piersiową i teraz z trudem łapał powietrze. Trzymałam jego głowę i nie byłam w stanie zrobić nic innego, jak tylko bujać się w przód i w tył. Mój oddech przyspieszył tak bardzo, że w żadnym wypadku nie przypominało to oddychania, a raczej hiperwentylację. Starałam się powstrzymać łzy, aby cały czas móc widzieć jego twarz, ale co jakiś czas obraz i tak mi się rozmazywał. Słyszałam jak ludzie powoli wylegają na ulicę, ale nie byłam w stanie poprosić o pomoc albo zrobić cokolwiek innego w tamtym momencie.

– Niech ktoś zadzwoni po pogotowie! – usłyszałam jak przez mgłę jakiś piskliwy głos.

Nie widziałam nic po za krwią i blednącą twarzą blondwłosego mężczyzny, z którego ulatywało życie. Moja matka upadła na kolana zaraz obok nas, a ja spojrzałam na nią załzawionymi oczami. Trzymała w rękach materiał swojego okrycia i przycisnęła go do piersi Ride'a. Mężczyzna chwytał ustami powietrze jak ryba, a z każdym oddechem z jego piersi wypływała kolejna kaskada ciemnej cieczy, wprost na mnie. Wpatrywałam się w jego oczy, czując jak ból miażdży mi klatkę piersiową. Zaczęłam się mocniej kiwać, jeszcze bardziej chrapliwie oddychać i szlochać.

– Nie ruszaj się, Raven. Muszę powstrzymać krwawienie– powiedziała moja matka z zimnym spokojem. Jej słowa ledwie do mnie dotarły. Nie posłuchałam. Zamiast tego zaczęłam wyć.

Ludzie gromadzili się tłumnie wokół nas. Ktoś zadzwonił do szpitala. Moja matka uciskała ranę, a ja płakałam tak głośno, że oprócz siebie nie słychać było praktycznie niczego innego.

– Zostań z nami, Mike. Słyszysz mnie? Nie zasypiaj– mówiła moja rodzicielka.

– Proszę... proszę... nie odchodź... błagam...– szeptałam w przerwach pomiędzy kolejnymi szlochami. Czułam jakby coś rozrywało mnie od środka. Chciałam krzyczeć, płakać i tarzać się z rozpaczy. Chciałam cofnąć czas i zrobić wszystko, żeby to się nie działo. Żeby Ride znowu był bezpieczny i żeby nic mu nie było. Chciałam, żeby przeżył.

Gorliwość z jaką łapał kolejne hausty powietrza zmalała.

– Mike! – krzyknęła moja matka. – Trzymaj to, Raven!– rozkazała mi, ale w jej głosie zaczęła pojawiać się panika. Przycisnęłam materiał do rany, a ona zaczęła wykonywać uciski klatki piersiowej.

Karetka pojawiła się w momencie, kiedy jego oddech ucichł na dobre.

Ratownicy sprawnie przejęli od nas Ride'a.

– Nie wyczuwam pulsu.

Matka pomogła mi się podnieść. Schowałam twarz w jej ramionach, słuchając krótkich komend wydawanych przez mężczyzn.

Zadali parę szybkich pytań mojej mamie, ale nie zwróciłam na to uwagi, patrząc na blade ciało, które właśnie chowali do pojazdu.

– Pojadę do szpitala– powiedziała odsuwając mnie od siebie i patrząc mi w oczy. Byłam w stanie tylko skinąć głową. – Idź do domu i przebierz się. Będę cię informować na bieżąco.

Darkness Awaits UsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz