Six

446 15 20
                                    

Wygodne łóżko, spanie do późna, kubek kawy po rozbudzeniu. Uwielbiam to. Niestety dzisiaj nie mogłam doznać tego luksusu, bo Skarpeta uparła się, że spacer o piątej rano na czczo jest konieczny. Jedyne co zdążyłam zrobić przed wyjściem to wciągnięcie dresów na spodnie od piżamy. Miłego dnia, Raven.

Było dosyć chłodno i wilgotno, a ja miałam na sobie tylko bluzę, więc starałam się nią jak najciaśniej opatulić. Gdzieś za budynkami widać było bladą łunę zapowiadającą wschód słońca. Ulice były wilgotne, bo w nocy padało, a delikatny wietrzyk odgarniał mi włosy z twarzy, gdy szybkim marszem pokonywałam drogę do parku.

Od mojego wczorajszego spotkania z Pricem minęło paręnaście godzin, ale wciąż nie do końca rozumiałam czemu nie rzuciłam się na niego z pięściami po tym co powiedział mi James. Przecież to właśnie przez niego mogłam mieć teraz poważne kłopoty i mogło mi grozić prawdziwe niebezpieczeństwo. Być może jakaś część mojej podświadomości zdawała sobie sprawę z tego, że byłam głupia sądząc, iż uda mi się być częścią półświatka jednocześnie za bardzo się w niego nie zagłębiając. Gdzieś głęboko wiedziałam też, że prędzej czy później i tak spotkałabym tych ludzi, nawet bez udziału Price'a. Jednak instynkt albo Bóg wie, co innego kazał mi go obwiniać o to wszystko. Może było mi z tym łatwiej?

Tak samo obwiniałam go o milczenie Ricky, która nadal nie chciała ze mną rozmawiać, mimo że zaprzestałam pytania ją o to gdzie poznała Price'a. Milczała jak zaklęta na wszystkie tematy. John i Cassandra już na początku zorientowali się, że coś jest nie tak i teraz na siłę próbowali nas pogodzić. Nie miałam pojęcia kiedy znajdowali na to czas, John– pomiędzy zajęciami dodatkowymi i nauką, a Cass– pomiędzy treningami cheerleaderek i spotkaniami samorządu, do którego udało jej się dostać.

Usiadłam na parkowej ławce, rozglądając się w około i wyciągając telefon z kieszeni. Wystukałam kod i zaczęłam przeglądać swoje media społecznościowe. Musiałam stracić poczucie czasu, bo kiedy podniosłam głowę słońce już wzeszło, a biegacze przemierzali parkowe ścieżki. Zerknęłam na godzinę w telefonie. Była już siódma rano. Nie mogłam uwierzyć, że tak długo tam siedziałam. Szybkim ruchem poderwałam się z ławki i przywołałam do siebie Skarpetę, która swobodnie hasała sobie pomiędzy drzewami. Posprzątałam po niej i jak najszbciej ruszyłyśmy w stronę domu. Po drodze poczułam, że moja kieszeń wibruje. Wydobyłam z kieszeni urządzenie i odebrałam.

– Hej, Raven– w mgnieniu oka rozpoznałam głos w słuchawce– Masz ochotę na walkę?

Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową, choć mój rozmówca nie mógł tego zobaczyć. Tego mi było trzeba. Musiałam odciągnąć myśli od tego, co się teraz działo, a walka była idealnym sposobem.

– Kiedy i gdzie? – mruknęłam.

***

Na boisku jak zwykle panował haos związany z przerwą obiadową. Chłopcy grali w kosza, a cheerleaderki piszczały i podskakiwały. Była wśród nich Cassandra, która w czarnej spódniczce robiła na chłopakach największe wrażenie. Po za tym była w ostatniej klasie i niektórzy pewnie mieli nadzieję, że dziewczyna ich zauważy i może zaprosi na bal maturalny. Nawet gdyby zdecydowała się na tak drastyczny krok to natychmiast musiałaby z niego zrezygnować. Nie pozwoliłabym jej na popełnienie tego samego błędu, co Jennifer Lazzy przed dwoma laty, kiedy to zaprosiła jakiegoś szczeniaka, a zaraz potem poniosła śmierć towarzyską z niewiadomych powodów. Podskoczyłam, gdy ktoś chwycił minie za ramię.

– Cześć, stara– powitał mnie John, zajmując miejsce obok mnie i rzucając sobie torbę pod nogi.

– Cześć, stary– odpowiedziałam, spoglądając na niego ukradkiem. – Nie powinieneś teraz przypadkiem okupować biblioteki? – spytałam, bo wiedziałam, że miał takie plany.

Darkness Awaits UsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz