3.Wielki Bill

184 18 72
                                    

To był całkiem normalny wieczór w pracy. Śnieg i zimno sprawiły, że nie kręcili się po ulicach przypadkowi ludzie. Byłem z tego zadowolony, bo bezpieczeństwo jest najważniejsze. Tak naprawdę już od rana czułem się szczęśliwy, ponieważ wiedziałem, że później zobaczę się z dziewczyną. Moja Karolinka ostatnio miała dla mnie mało czasu, ale nie gniewałem się, bo wiedziałem, jak dużo ma na głowie. Spotkałem Tomka i nawet sobie pogadaliśmy chwilę. Biznes się kręcił i wszystko było git. A potem znikąd pojawiła się Oleńka, a z jej dłoni leciała krew.

Mija już dwadzieścia minut, jak Ola płacze w moich ramionach i nie chce powiedzieć, co się stało. No, poza tym, że zerwała z Tomkiem. Czasami mam wrażenie, że reszta osób z ekipy nie traktuje mnie poważnie, a na pewno nie jakbym był tak inteligentni jak oni. Moja Karolinka czasami też. Nie jestem na to zły, bo faktycznie tak może być, ale to, że ta dwójka zerwie prędzej czy później wiedziałem nawet ja. Myślę, że, jak na Tomka, to i tak zachowywał się całkiem w porządku, no a teraz to nie wiem, co się mogło stać. Jeśli Oleńka nie chce powiedzieć, to nie będę naciskał, trzeba myśleć pozytywnie. Na pewno mogłoby być gorzej, na przykład, jakby Tomek bzykał jej matkę. Nie wiem, czemu przyszło mi to do głowy. Chociaż chyba jednak wiem – mama Oli jest naprawdę gorąca, a Tomek jest nieprzewidywalny. Ta myśl mnie rozbawiła i już chciałem mówić Oli, że mogłoby być przecież gorzej, ale nie wytrzymałem i wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem. Ola się odsunęła, patrząc na mnie jak na wariata.

— To co Bill, sprzedałbyś mi coś? — zapytała aż za słodko Ola.

— Nie, promyczku, jeśli chcesz to możesz zostać na noc dzisiaj u mnie, weźmiesz prysznic, dam ci jakieś ubrania. Możesz spać u mnie w łóżku, a ja prześpię się na dywanie. Chyba, że chrapiesz. — Trochę zaryzykowałem z tym żartem na koniec, ale trzeba tej dziewczynie jakoś poprawić humor. Nawet, jeśli miałoby mnie ominąć spotkanie z dziewczyną, to chcę pomóc Oli.

— No proszę. — Mówiąc to Oleńka zrobiła minę smutnego szczeniaka.

Ciężko mi jej odmówić, widzę przecież, w jakim jest stanie, ale właśnie dlatego też odmawiam. Kumacie, o co mi chodzi? Ja naprawdę znam się na fachu, wiem, kiedy mam sprzedać, a w jakich sytuacjach odmawiać. Tylko raz zrobiłem coś nieodpowiedniego, bo sprzedałem siostrze Eryka towar. Teraz bardzo żałuję, więc nie popełnię drugi raz tego samego błędu. Ola mogłaby zrobić coś głupiego, poza tym za bardzo zwróciliśmy na siebie uwagę. Dziewczyna prosi mnie jeszcze kilka razy, a ja za każdym razem odmawiam coraz bardziej stanowczo. Nagle dziewczyna robi się cała czerwona i widzę, jak jej policzki zaczynają płonąć. Dodatkowo zaciska pięści i wygląda tak, że trochę zaczynam się jej bać, mimo, że jestem dwa razy większy. Zaczyna się trząść ze złości i krzyczy na całą ulicę:

— Wszyscy jesteście tacy sami, Tomek, ty i całe to zasrane miasto. — Na koniec rzuca garść przekleństw i zaczyna uciekać.

Próbuję ją zatrzymać, ale ostatecznie się poddaję. Widzę, że ludzie z domów dookoła zaglądają przez zasłonki albo otwierają okna, żeby przysłuchać się naszej rozmowie. Brakuje mi jeszcze, żeby ktoś zadzwonił na policję, że biję dziewczynę na ulicy. Spoglądam w dół i widzę moją kurtkę całą w smarkach Oleńki, a na śniegu krople krwi z jej rąk. Boje się o przyjaciółkę, więc postanawiam zadzwonić do Tomka.

— Halo, bracie. — Odbiera chłopak, z głosu wnioskuję, że chyba też jest przybity.

— Siema, Tomku, wiesz, jest taka sytuacja. Właśnie spotkałem Olę i była w bardzo kiepskim stanie, powiedziała mi, że zerwaliście, ale nie wiem czemu, chyba nie bzykasz jej matki? — Postanowiłem znowu spróbować z żartem, może kumpel doceni mój humor.

A little party never killed nobodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz