— To gdzie mam cię zawieźć? — warczę, patrząc na niego z ukosa i chcąc pozbyć się chłopaka jak najszybciej.
— Hmm... niech pomyślę — odpowiada Eryk, zapinając pas. — Jedźmy gdzieś zapalić, może nad stawek? — Spogląda na mnie z niewinnym uśmiechem, ale jego sztuczki nigdy na mnie nie działały.
— Pojebało cię chyba, jeśli myślisz, że będę z tobą jeszcze palił. — Patrzę na niego z podniesionymi brwiami.
— No, nie bądź taki — woła chłopak i robi przy tym tak śmieszną minę, że prawie parskam śmiechem, ale szybko przywołuję się do porządku.
— Zaraz wysadzę cię na środku drogi.
— Słuchaj, prawie mnie zabiłeś, to chyba fajkę możesz mi dać — ciągnie dalej i zaczyna przebierać w moich płytach.
— Kurwa — warczę już na skraju cierpliwości.
— Jakbyś mnie serio przejechał, to bym zażądał takiego odszkodowania, że chyba byś zbankrutował — chichocze Eryk, wyciągając płytę Schaftera. — Więc już chyba lepsza jest fajka — dodaje, mrugając do mnie. Wzdycham tylko, skręcając w stronę małego jeziorka i budek, w których zawsze wszyscy piliśmy w okresie letnim, a nocami zawsze spali tam jacyś najebani menele. W zimie to miejsce nie jest już tak popularne i zatłoczone, chociaż zawsze znajdują się tacy, co nie boją się mrozu ani odmrożenia tyłka.
Spoglądam na chłopaka siedzącego obok, który ciągle gada i nawet nie wiem, o czym dokładnie, bo ciągle zmienia temat. Czasami się zastanawiam, czy nigdy go to nie męczy, takie ciągłe gadanie bez sensu, jednak muszę przyznać, że nie jest to takie irytujące jak na początku naszej znajomości. Eryk to specyficzna osoba. Jeśli ktoś go dopiero poznawał, mógł odnieść wrażenie, że chłopak jest nienormalny, ale po czasie wychodziło, że to po prostu jego sposób bycia.
Nie zdawałem sobie sprawy, że obserwuję go cały czas kątem oka, dopóki oczy chłopaka nie spotykają tych moich, a ja szybko odwracam głowę i z jakiegoś powodu serce zaczyna bić mi strasznie szybko.
— Dlaczego się na mnie gapisz? — pyta zaczepnym tonem, a ja wzdycham głośno.
— Bo jesteś brzydki — odpowiadam ze złośliwym uśmiechem, po czym nastaje cisza, a w tle słychać jedynie ridin round the town w czyimś bel air.
— Jestem ładny — mruczy po chwili Eryk lekko obrażonym tonem, a ja znowu spoglądam na niego, tym razem bardziej dyskretnie. Patrzy prosto przed siebie ze zmarszczonymi brwiami i lekko wydętymi ustami jak małe dziecko, któremu zabrano czekoladę. Uśmiecham się mimowolnie na ten widok i tak, muszę przyznać, że jest ładny. Nie przystojny, ale właśnie ładny. Ma na tyle delikatną urodę, że, gdyby ubrał perukę i się pomalował, mógłby wyglądać jak dziewczyna.
Kurwa, myślę, parkując gdzieś na ścieżce, o czym ja myślę. Co mnie to obchodzi, czy Eryk jest ładny, czy brzydki. Nie jestem przecież żadnym gejem, żeby oceniać, jak wygląda drugi chłopak. Nie czekając na niego, wychodzę pierwszy, trochę agresywnie trzaskając drzwiami. Ruszam na budki i siadam na zimnym drewnie. Wyciągam paczkę marlboro goldów, po czym zapalam, głęboko się zaciągając. Dym papierosowy pomieszany z mroźnym powietrzem działa na mnie uspokajająco, dzięki czemu trochę się rozluźniam.
— Czy wszyscy muszą palić grube? — pyta Eryk wciąż ze skwaszoną miną, a ja rzucam mu niedbale paczkę.
— Jak coś ci nie pasuje, to nikt cię nie zmusza do palenia — warczę, a on w końcu na mnie patrzy i lekko się uśmiecha.
— Dobra, już nie będę taki wybredny — śmieje się. Jak gdyby nigdy nic, szybkim ruchem wyciąga zapalniczkę z mojej ręki, odpala papierosa, a zapalniczkę wsadza sobie do tylnej kieszeni spodni. Patrzę na niego oburzony, a on uśmiecha się jeszcze szerzej i zamiast usiąść normalnie na ławce, wskakuje na stół, na którym siada.
CZYTASZ
A little party never killed nobody
Teen FictionPamiętam jak byłem mały i zbiłem mamie ulubioną doniczkę, przepołowiła się idealnie na pół. Żeby ukryć przestępstwo wrzuciłem ją do rzeki i wyparłem się wszystkiego. Po prostu powiedziałem, że widocznie ktoś ukradł doniczkę z ogródka. Byłem bardzo z...