ROZDZIAŁ 11

8 3 5
                                    


— Wstawaj — cichy, ale wściekły głos przedzierał się przez kurtynę snu. — Wstawaj, do cholery.

Chloride przekręciła się na bok, byle dalej od natarczywego nawoływania, niestety nie mogła od niego uciec, gdyż osoba ją budząca uparła się i nie zamierzała ustąpić. Niezbyt zadowolona otworzyła z ociąganiem jedno niebieskie oko i popatrzyła na Pethane, która wciąż potrząsała dosyć mocno jej ramieniem. Otworzyła drugie oko i popatrzyła na sąsiednie łóżko, gdzie powinna spać dziewczynka, którą wczoraj zabrała z ulicy Pogo. Pethane nie była tym faktem zachwycona, ale nie miała nic do gadania i zniknęła na całą noc. Pogo wyszła chyba zaraz po niej, bo było słychać jej ciche, kocie kroki.

Przeciągnęła się i popatrzyła w okno, jednak za chwilę odwróciła wzrok, bo zza brudnych szyb padały na nią jasne promienie słońca. Przetarła powieki i wstała najwolniej, jak się dało. Pethe była już na nogach od dłuższego czasu, sądząc po jej wyglądzie. Jak zawsze nienagannie czysty, czarny materiał układający się jak druga skóra. Nie połyskiwał w blasku jasnej gwiazdy, ale emanował własną matową czernią. O ile pamiętała, strój został wykonany na zlecenie u mrocznych wdów, zaraz po tym, jak się tu obudziły.

— Już, już. Pali się, czy co? — zapytała z oburzeniem.

Pethane nie wyglądała na skorą do sprzeczek, dlatego Chlo nie próbowała jej prowokować. Wiedziała, czym się to dla niej skończy.

— Ktoś nas wydał.

— Na Bogów — Chloride nie spodziewała się, że stanie się to tak szybko. — Wiesz już, kto to?

Śmierć pokręciła przecząco głową i dała znak dłonią, aby już nie zadawała więcej pytań. Ufając intuicji Pethane, dziewczyna włożyła czarne buty i szybko przebrała się połyskujący matową zielenią kombinezon. Pogo pewnie dawno już była na dachu z małą Elentą i obserwowała poranne miasto. Przyjaciółka zakryła czarne włosy kapturem, a Chloride zrobiła to samo po czym wyszły razem przez okno. Ognista siedziała na parapecie, przytulając do piersi dziewczynkę, tak jak przeczuwała Flora. Niespodziewanie na rynku rozległy się krzyki i zgrzyt wyciąganej stali.

— Dziś wypada święto sprawiedliwości!

Był to dzień czczenia Diki — Boga sądów i wyroków. To by wyjaśniało krzyk i łoskot.

Łowczynie sprawnie przeskoczyły z dachu na dach i po chwili ich oczom ukazał się podest, na którym stał szereg więźniów, niewolników niezdolnych do pracy i miejskich złodziei. Na deskach zamontowano szubienice oraz pieniek katowski. Nikt z tłumu stojącego i patrzącego na tę scenę nie protestował, gdy wiedziono na śmierć kolejnych i kolejnych ludzi.

Nikt nie protestował, gdyż była to swego rodzaju rozrywka. Byli do tego przyzwyczajeni i nie robiło to na nich najmniejszego wrażenia. Przyjaciółkom nie pozostało nic, jak tylko się przyglądać. Nie mogły się pokazać i zwrócić na siebie uwagi bohaterską misją ratunkową. Patrzyły z żalem, jak kolejni i kolejni ludzie umierali na tych splamionych krwią deskach. Czy mieli w tłumie rodzinę i przyjaciół? Takich pytań nie powinny sobie zadawać pod żadnym pozorem.

Cicho zeszły z dachu i, korzystając z tego, że wszyscy byli na obowiązkowej ceremonii wyroków, przemknęły niezauważalnie przez miasto. Mijały domy i budynki władzy, ale nikogo nie widziały. Nie było nawet strażników przy bramie. Elenta, wciąż pod postacią małego, szarego kota, przemykała przez ulicę razem z nimi. Przebiegły przez wrota i znalazły się poza miastem, na szlaku handlowym. Miały tylko nadzieję, że nikogo tam nie spotkają.

Nagle Chlo ogarnęła ciemność tak nieprzenikniona, że nie zdołała dojrzeć nawet swych sióstr. Owszem, słyszała ich głosy, ale wzrok ją zawiódł. Po chwili też nic nie czuła. Była niczym i wszystkim. Zdała sobie sprawę, że leci, albo to ziemia się obraca. Widziała góry i morza. Nagle wszystko się zatrzymało, a ona zaczęła spadać i spadać, ale nie uderzyła w ziemię. Zamiast tego ujrzała ciemny pałac zbudowany w środku miasta.

"Lepszym określeniem byłby raczej zamek" — pomyślała z podziwem.

W jej głowie rozległ się głos. Skądś go znała. Po chwili przypomniała sobie, do kogo należy. Był to głos Rehme. Ucieszona spróbowała odpowiedzieć, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk.

— Jestem przetrzymywana wbrew swojej woli w zamku na wzgórzu. Moje komnaty połączone są z ukrytymi przejściami, które prowadzą na zewnątrz. — Chlo oczami duszy zobaczyła przekazany obraz. — Przyjdźcie po mnie tymi korytarzami, a gdy dojdziecie do drzwi, zapukajcie w nie trzykrotnie, a potem jeszcze raz. Wtedy będę widziała, że to wy.

Oślepiło ją światło dnia, bo na powrót była w swym ciele. Opadała wyczerpana na ziemię, a jej siostry objęły ją i pomogły wstać. Uśmiechnęła się do nich blado i gestem uspokoiła. Odetchnęły z ulgą. Pogo spojrzała jej w oczy i zapytała z przejęciem:

— Co to było? — wyglądała na ostrożnie zaciekawioną, ale pod jej skórą pulsowała złość. — Co się stało?

— Ona coś zobaczyła — rzekła z pewnością w głosie Pethane. — Nie mylę się, prawda?

Przecząco pokręciła głową i spojrzała na kotkę, która przysiadła na boku i patrzyła na nią swoimi hipnotyzującymihipnotyzującymi, zielonkawymi ślepiami.

W milczeniu przyzwala ją do siebie, a gdy Elenta podeszła, Chloride wzięła ją na ręce i zatopiła twarz w jej miękkiej sierści. Teraz wszystko powinno być łatwiejsze. Wszystko.

Powoli podniosła się z bruku i przytuliła swe siostry. Westchnęły ze zdziwieniem, ale odwzajemniły uścisk.

— To była wizja — rzekła przejętym głosem. — Wizja od Rehme.

Popatrzyły jej w oczy i już po chwili śmiały się radośnie. Jeszcze nie widziała ich tak szczęśliwych. Nawet Pethane porzuciła swą gburowatość, a na jej usta wkradł się uśmiech.

— Czego się dowiedziałaś? — szepnęła jej do ucha Pogo.

— Jest więziona w zamku wybudowanym pośrodku miasta, nie umiem tego opisać, ale wiem, jak się tam dostać.

— A więc ruszajmy. — Pethane na powrót przywdziała swą ponurą maskę. — Na co czekamy?

Chlo wypuściła z rąk małą kotkę i pewnym już krokiem ruszyła w stronę, którą podpowiadało jej serce. Jej siostry, nie zastanawiając się długo, pobiegły za nią, wiedząc, że niedługo spotkają się z przyjaciółką.

Dziedzictwo BogówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz