ROZDZIAŁ 3

67 34 0
                                    

Rehme popatrzyła na wstające słońce. Jasne promienie oczyszczały świat ze zła. Stop! Ona też była złem. Przerywając te niedorzeczne rozmyślania, odwróciła się od świtu i spojrzała na ich obóz. Dwa szare namioty i małe ognisko były chronione cienką barierą z jej wody, ale nie zapewniało to całkowitego bezpieczeństwa. Dlatego postanowiły, że każdej nocy jedna z nich będzie pilnować snu drugiej. Wczorajszego wieczoru nie mogła zasnąć, więc zgłosiła się do warty. Czas szybko mijał, słońce chowało się za horyzont, a gwiazdy wschodziły. Była tak urzeczona tym widokiem, że gdy przyszła kolej na zmianę, nie obudziła Pethane. Jej towarzyszka podróży i tak była zmęczona i przygnębiona. Od kilku dni wyczuwała coś złego. Przydała jej się przespana noc. Kiedy się obudzi, zapewne zrobi jej niezłe kazanie, ale nie przejmowała się tym. Usiadła na kamieniu. Przecież jeszcze tylko dwa dni dzieliły je od spotkania z Pogo i Chlo. Nie mogła się już doczekać i aż tryskała radością, gdy dowiedziała się o tym, że spotkają się już niedługo. Miała nadzieję, że to jedynie to było źródłem jej bezsenności. O innych opcjach nie chciała myśleć. One same chciały wedrzeć się do jej głowy. Chloride na pewno coś by jej poradziła. Musiała o tym pamiętać, gdy się następnym razem spotkają. Tak bardzo za nimi tęskniła.

"One pewnie też za mną tęsknią" — pocieszała się Łowczyni. Miała taką nadzieję. Spojrzała na namiot Peth, ale ta jeszcze nie wstała. Postanowiła, że uda się na krótki spacer. Wyszła z chronionego terenu i poczęła spacerować. Mijała drzewa i łąki. Niestety nigdzie nie widziała nawet małego stawu. Gdy mijały kolejne wioski, w żadnej nie było jeziorek. Zamiast tego zauważała wiele studni. Nie rozumiała tego.

"Jak już skończymy te cholerne poszukiwania, to udam się tam, gdzie będzie mnóstwo wody."

Powoli zbliżała się znowu do obozowiska. I tu czekało ją niemałe zaskoczenie. Pethane siedziała uśmiechnięta w promieniach słońca.

Chlo patrzyła się na nią jak na jakąś zjawę. Jeszcze nigdy nie widziała, żeby Peth się uśmiechała. Potrząsnęła głową, aby oczyścić myśli. Wtem z oddali dobiegł ryk. Drgnęła przestraszona i czym prędzej pobiegła do przyjaciółki. Biegła jak najszybciej, ale mimo tego że się bała, zaryzykowała spojrzenie za siebie. Czekało ją niemałe zaskoczenie.

Za nią za lasu wyskoczyli... ludzie? Zwolniła trochę i przyjrzała im się.

Byli wysocy, a, co najciekawsze, nie dosiadali koni. Jechali na lampartach północy. Były to zwierzęta przerażające swymi wielkimi kłami i białym futrem wtapiającym się w tło. Wydawały się śmiertelnie niebezpieczne, ale nie dla nich. Ich Boska krew nie dopuszczała do trwałych ran. Biegła dalej, aż w końcu dotarła do obozowiska.

— Peth! Patrz, ludzie. Jadą na tych zwierzętach jak na koniach — zawołała do niej z radością, że to ona pierwsza je zobaczyła. Lecz chwilę później radość ją opuściła.

— Wyczułam ich jakieś dwadzieścia minut temu — powiedziała. — Pachną śmiercią. Chlo przeszył dreszcz. Rzadko można było stwierdzić czy dany człowiek pochodzi z Chaosu, czy nie, ale teraz nawet ona wyczuwała ten nikły zapach.

Odwróciła się do niej tyłem i popatrzyła na śmiertelników. Byli odziani w futra, choć było lato, a w rękach trzymali czarne łańcuchy. Chwila, łańcuchy? Co za niedorzeczna broń. Przygotowały się do ataku. Powoli czerpały moce ze swych źródeł. Ich dary były niemal niewyczerpalne, lecz zdarzało się, że istoty takie jak one, umierały, bo zaczerpnęły zbyt wiele magii naraz, lub po prostu jej nie wystarczyło. Gdy Re stwierdziła, że ma już ich wystarczająco dużo, zaatakowały.

Strumień popłynął przez wolną przestrzeń. Woda oplotła gardła i... opadła na ziemię. Peth patrzyła na to ze zdziwieniem. Zaraz po tym zaczerpnęła głęboko powietrza i także wystrzeliła swoje cienie. Sytuacja powtórzyła się. Skóra ludzi zrobiła się purpurowa, ale za chwilę wracała do normalnego wyglądu.

Dziedzictwo BogówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz