ROZDZIAŁ 2

89 36 0
                                    

     

Chloride zatrzasnęła książkę. Ileż można było czytać te romansidła? Ludzie naprawdę nie pisali nic ciekawego? Zamyśliła się. Czy oni po prostu nie mieli żadnych przygód do opisania, czy może nie chcieli się dzielić swoimi przeżyciami? Cóż za dziwny gatunek. Rozsiadła się w fotelu, i wyobraziła sobie, że sama przeżywa zapierające dech w piersiach przygody.

Zaraz potem potrząsnęła szybko głową i odetchnęła głęboko. Rozejrzała się po pokoju w "Gospodzie Pod Białym Łabędziem". Bynajmniej nie było tu biało i czysto. Dwa łóżka, fotel do czytania i wiadro na wodę. Naprawdę nic ciekawego. Gospodarz zapewniał je, że to najlepszy pokój, a nawet określił go jako apartament. Cóż, czekała je jeszcze długa podróż i nie mogły wybrzydzać. Musiały po prostu oszczędzać monety.

Dziewczyna powoli wstała z krzesła i odłożyła książkę z pozłacaną okładką na półkę. Przynajmniej łóżka były tu wygodne. Jej dostało się posłanie z pudrową narzutą i białym kocem. Spędzała tu prawie całe dnie, bo o ile Pogo w swej ludzkiej postaci wyglądała w miarę normalnie, ona miała drobne łuski na ramionach i oczy koloru jaskrawej zieleni. Dziwny wygląd dopełniały spiczaste uszy i wydłużone kły. Dlatego nie pokazywała się ludziom, a jeśli już wychodziła, to w płaszczu, ale i wtedy wielu śmiertelników się na nią patrzyło. Było to najpewniej spowodowane małym arsenałem broni, który nosiła zawsze przy sobie, ale też złotej broszy, którą miała zebrane ciemne poły płaszcza. Nie jeden ulicznik zastanawiał się, czy da radę zabrać jej błyskotkę, a ona wręcz zachęcała złodziei do tego. Miała ochotę na małą bójkę.

Chlo dalej rozmyślała, gdy usłyszała lekkie skrzypienie podłogi. Znieruchomiała i wytężyła słuch. Tak, zdecydowanie kroki. Pogo tak nie chodziła, tego była pewna. Zresztą na tym piętrze były tylko ich pokoje, więc mało prawdopodobne, aby ktoś o tej porze szedł tu na górę, bo zabłądził. Bardzo mało prawdopodobne. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie, rozradowana tym, że będzie miała zajęcie. Albo przez następne kilka godzin będzie miała u siebie w pokoju kogoś jeszcze, albo troszkę krócej pomacha sobie sztyletem. Obie opcje były do przyjęcia, tak więc Chloride zeszła delikatnie z łóżka i podniosła broń z szafki nocnej.

Kroki na korytarzu się zatrzymały, była tego pewna, dlatego nie cieszyła się jeszcze. Poruszała się powoli, niczym cicha kotka. Sunęła delikatnie w stronę drzwi i jednocześnie wysyłała strużkę swej magii za nie, aby powiedziała jej co nieco o istocie zmierzającej do jej pokoju. Jednak zanim zdążyła wrócić, drzwi otworzyły się gwałtownie i do pokoju wszedł posłaniec. Był wyższy, ale nie robiło to na niej wrażenia. Wiedziała, że to on po ciemnym ubiorze. Popatrzyła na niego.

"Druga opcja już nieaktualna, ale pierwsza, czemu nie?" — pomyślała. Zdecydowała, że po tym, jak już wysłucha tego mężczyzny, spróbuje go zatrzymać. Nagle odezwał się, a Chlo przeszył dreszcz.

— Jestem posłańcem wysłanym przez Pannę Pogo — powiedział i zadrżał, bynajmniej nie ze strachu. Powoli przemyślała wszystko, co robiła od wyjścia przyjaciółki, ale nie znalazła niczego, za co mogłaby posłać po nią tego mężczyznę.

— I co masz do powiedzenia? — powiedziała, jednocześnie zastanawiając się, co tym razem zrobiła — No szybko, nie mam całego wieczoru.

Udawała, że tak nie jest, ale w głębi serca była cholernie ciekawa, czemu Pogo wysłała kogoś, a sama nie wróciła.

— Mam Pani przekazać, byś włożyła płaszcz, wzięła swoje rzeczy i, najszybciej jak się da, opuściła ten lokal. Właściciel pochodzi z Chaosu, cokolwiek by to znaczyło — rzekł posłaniec i odwrócił się na pięcie z zamiarem opuszczenia pokoju. Łowczyni miała jednak jeszcze jedno pytanie. Zanim wyszedł, rzuciła się do przodu. Złapała go za ramię i odwróciła do siebie. Popatrzyła mu w oczy.

— Gdzie jest Pogo? — zapytała, nie dopuszczając strachu do głosu. Bała się jednak, że coś jej się stało, i mogła wysłać posłańca, bo sama miała problem z przybyciem tutaj.

— Wyruszyłem z portu. Tam też będzie czekać — powiedział, a dziewczyna odetchnęła z ulgą. Podeszła do komody. Złapała za broń, narzuciła płaszcz i wyszła z gospody lekkim krokiem w noc.

Szła ulicami miasta, mijała piękne widoki i wdychała zapach pieczywa dobiegający zza rogu, gdy usłyszała śmiech mężczyzny, którego widziała podczas nieobecności przyjaciółki. Teraz miał przy sobie kompanów, których wcześniej nie było. Szli ciemną ulicą w stronę zaplecza gospody. Nagle ujrzała drobną postać, która też patrzyła się na mężczyzn. Dziecko siedziało w brudnym ubraniu na kostce brukowej i nawet już nie płakało. Chlo podeszła do niego. Zdjęła płaszcz i przykryła nim dziecko, bo nie wiedziała, co powiedzieć. Bo co mogła? Zostawiła do tego woreczek monet i poszła dalej.

Mijała domy i wille, niestety port nadal majaczył w oddali. Wciąż nie mogła znaleźć Pogo. Zaczynała się już martwić. Nagle, gnana podświadomością, pobiegła stronę morza. Weszła do dzielnicy rybackiej i poczęła chodzić między straganami z najrozmaitszymi rybami. Widziała nawet duże na jedną dłoń złote ryby. Nie zatrzymywała się, choć zauważyła kilka swoich ulubionych gatunków, i szukała dalej. Była ciekawa, czemu Pogo wysłała po nią mężczyznę, gdy mogła przyjść sama.

Zeszła po stromej skarpie w stronę Wielkiego Morza i zanurzyła w nim stopy. W końcu była spokojna i szczęśliwa. Już tak dawno nie pływała. Rozejrzała się wokoło i weszła do wody. Poczuła przyjemne mrowienie, a woda zabulgotała. Błysnęło światło, wody się poruszyły. Jej nogi nagle się złożyły, a na ich końcach pojawiły się płetwy. Zamachała błyszczącym ogonem i zanurkowała w ciemną toń. Już tak dawno nie czuła prądu morskiego na policzkach. Teraz wiedziała różowe koralowce i ryby, które po drugiej stronie rafy żarliwie nawoływali rybacy. Jej zielona płetwa przecinała morskie fale jedna za drugą, a włosy falowały niczym macki ośmiornicy. Dziewczyna zachichotała w duchu na myśl o tym porównaniu i popłynęła dalej. Dawno tak dobrze się nie bawiła. W końcu nie miały na to czasu.

Przed nią powoli wyłaniała się wyspa. Wyrzuciła strużkę magii do przodu, a ta powróciła z informacjami o tej kupie piachu. Żadna jej nie interesowała oprócz jednej. Ktoś tam był. A kto mógł wybrać samotną, bezludną wyspę na spotkanie? Oczywiście że Pogo. Dziewczyna popłynęła szybciej do brzegu. Gdy dotknęła palcami piasku, zamachała trzykrotnie płetwą, a ogon znikł.

Weszła powoli na wyspę. Nie wierzyła własnym oczom. W jakiś sposób Pogo zakrzywiła strużkę słońca tak, aby padało pod odpowiednim kątem na piasek, a ten odbijał światło i stawał się kolorowy. Tak więc cała wyspa świeciła magicznym blaskiem, lecz Flora od razu o tym zapomniała, gdy zobaczyła, kto stoi na przeciwległym końcu plaży. Rzuciła się biegiem w tamtą stronę i ze ściśniętym gardłem wpadła na przyjaciółkę, przewracając ją. Ta odwzajemniła uścisk, a gdy chciała się odsunąć, dziewczyna złapała ją mocniej za ramiona, przysunęła usta do jej ucha i szepnęła:

— Możliwe, że odkryłam, jak znaleźć Bogów. — Uśmiechnęła się, a Flora odwzajemniła się tym samym. W końcu znajdą tych Wygnańców i powrócą do Matki.

Dziedzictwo BogówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz