ROZDZIAŁ 12

6 1 0
                                    

— Jest, jest! — krzyknęła z radością Pogo — Widzicie to?

Nie chodziło jej oczywiście o piękny krajobraz czy masę sklepów, które przyciągały uwagę swymi eleganckimi szyldami oraz kolorowymi wystawami i kusiły, aby zajrzeć tam choć na chwilkę i zatonąć w masach dostępnych towarów. Nie, nie o to jej chodziło. Raczej o wielką, dumną budowlę wyrastającą pośród budynków najzamożniejszych mieszkańców tego miasta, które sąsiadowały ze slumsami. Dwa szczeble życia żyły tak blisko siebie, a pomimo tego nie wchodziły sobie w drogę.

— A wyglądam na ślepą? — zapytała z sarkazmem Pethane. — Oczywiście, że widzimy to, co ty widzisz.

Śmierć zdecydowanie nie była dziś w nastroju do świętowania. Przejmowała się wszystkim, ale tak, aby nie było po niej widać. Zresztą żadna z nich nie miała dobrego humoru po czterech dniach pieszej wędrówki przez opustoszały szlak handlowy wiodący do tego miejsca. Nie spały, a do tego mało jadły. Nie było lepszego połączenia prowadzącego do podziału w grupie. Dlatego nikt nie zaczepiał Peth i szły raczej w ciszy, odzywając się tylko w ważnych sprawach. Nawet mała Elenta nie wypowiedziała ani słowa, tylko cierpliwie parła przed siebie. Pogo była pełna podziwu dla upartości tego małego stworzenia. Ona po kilku godzinach podróży miała już serdecznie dość wszystkiego i marzyła o krótkiej przerwie. O Bogowie, dlaczego przeskakiwanie było tak wyczerpujące? Gdyby się nim posłużyły, dotarłyby tu w dużo krótszym czasie.

W mieście nikt nie zwracał na nie uwagi, bo wszyscy chodzili do sklepów, bibliotek i na spotkania. Dla nikogo nie były dziwnym widokiem cztery kobiety z kolorowymi włosami i kotem wielkości małego dziecka. Czy naprawdę byli aż tak ślepi? Pogo z całego serca im współczuła. Jak to by było nic nie widzieć? Całej magii, wirów powietrza. Czułaby się jak bez jednej ręki. Dałoby się żyć, ale byłoby jakoś inaczej, trudniej.

Zamek majaczył w oddali, ale już dużo bliżej. Napawało to ją nadzieją. Jedyną przeszkodą mogli być strażnicy patrolujący miasto i pomylenie korytarzy. Jeśli nie będą miały problemu z żadną z tych rzeczy, nie powinny napotkać innych przeszkód. Plan był dosyć prosty i chodziło w nim tylko i wyłącznie o to, aby przedostać się do sekretnego wejścia, nie zabłądzić w plątaninie korytarzy, wydostać Re i jak najszybciej się zmywać. Co w tym trudnego? Nic. Co w tym niebezpiecznego? Wszystko.

Cicho niczym myszy przedostały się przez miasto i podeszły do wielkiej budowli, która z bliska wydawała się dużo większa niż na początku. Pogo zadarła głowę, aby popatrzeć na okno, które wskazała im Chlo. Tam miały znajdować się komnaty Rehme, która miała na nie czekać.

— Jest wejście — szepnęła z przejęciem Chloride i już po chwili zniknęła w ciemnym otworze. Za nią weszła Peth, a potem Pogo i Elenta, która zmieniła już postać i szła na ludzkich nogach. W korytarzu nie było widać nic oprócz własnych rąk, a i te znikały w cieniach. Jedynym źródłem światła mogły być ich roziskrzone magią dłonie. Mała dziewczynka trzymała się tuniki Pethane i z niepokojem obserwowała otoczenie. Pod butami chrzęścił piach i drobne kamyczki. Było tu zimno, a jedynymi dźwiękami były ich oddechy.

"Cicho, zbyt cicho" — myślała Pogo i zastanawiała się, jak dużo pozostało im czasu do tego, aż zza rogu wyskoczy jakaś bestia i zaatakuje je.

— Pogo? Możesz podejść i zaświecić mocniej? Chyba znalazłam drzwi — odezwała się Chloride, która wiedziona głosem serca doprowadziła je aż tutaj. — Pospiesz się.

Z rąk Ognistej wypłynęła fala tak jasnego światła, że siostry musiały na chwilę odwrócić wzrok. Zręczne dłonie Łowczyni Natury szybko uporały się ze starym zamkiem i po chwili zapukała w drzwi trzykrotnie. Odpowiedziała jej cisza. Przecież musiała się pomylić, prawda? Wtem rozległ się zgrzyt dawno nie otwieranych drzwi i do korytarza wpadła Rehme.

Pogo myślała, że zdała nie uronić ani jednej łzy, ale od razu jej oczy stały się mokre, zresztą chyba każda z nich cicho szlochała. Pethane, co zdziwiło je wszystkie, łącznie z nią samą, wpadła z impetem na przyjaciółkę i przytulała ją mocno. Nie czując już żadnego oporu, Pogo zrobiła to samo, a po chwili dołączyła do nich też Chlo. Elenta stała z boku i patrzyła na to z szeroko otwartymi oczami. Pogo przywołała ją do siebie. Teraz już były razem.

— Nic ci się nie stało — szlochała Rehme. — Jesteś cała.

Pethane pokiwała głową na tak i dalej trzymała przyjaciółkę w objęciach, tak jakby ta miała się lada moment rozpłynąć w powietrzu.

— Martwiłam się, że nie uciekłaś, że coś ci się stało.

— Nie tak łatwo mnie zranić — powiedziała słabym głosem Śmierć. — Dość już o tym. Wracajmy, a potem będzie czas na uściski i szlochy. — Jakby nigdy nic otarła oczy i odetchnęła kilkukrotnie, aby się uspokoić. Pozostałe Łowczynie zrobiły to samo i już po chwili szły w dół przestronnymi schodami.

Nagle za nimi rozległ się szczęk wyciąganej broni i pokrzykiwanie mężczyzn.

— Jak się dowiedzieli?

Re wciągnęła gwałtownie powietrze i z wyraźnym przestrachem szepnęła w ciemność:

— Nie zamknęłam drzwi, gdy wchodziłyśmy do korytarza.

Za nimi dało się słyszeć coraz głośniejsze pomruki prześladowców. Przyspieszyły, ale jednocześnie starały się zachowywać dosyć cicho. W pewnym momencie Pethane rzekła:m

— Jeśli nie dotrzemy na czas do wyjścia, przygotujcie się na użycie magii. — Z tymi słowami jej dłonie roziskrzyły się delikatnie i wszystkie poczuły lekkie wibracje magii przypominające podmuchy wiosennego wiatru. Chlo i Rehme wstrzymały się z użyciem magii z tylko sobie znanych powodów.

Strażnicy byli coraz bliżej. Wyjście prowadzące na dwór zdawało się rosnąć wraz z pokonywaną odległością. Zostało już tylko kilka metrów...

Nagle w korytarzu pociemniało jeszcze bardziej. Krzyki były teraz głośniejsze niż przedtem, a to dlatego, że dobiegały z obu stron. Wyjście zostało zamknięte i zablokowane przez drugą falę strażników, którzy, zainteresowani wrzawą w dotąd nieznanym tunelu, postanowili sprawdzić źródło hałasu.

Teraz nawet Chlo i Re przygotowywały swą magię do ataku, bo chyba tylko to im zostało.

Pogo spojrzała w stronę Peth. Z jej oczu dało się wyczytać tylko jedno pytanie.

"I co teraz przywódczyni?" — to pytanie aż kipiało sarkazmem.

"Gdy korytarz rozświetli ogień, wyrwij im dech z piersi'' — odpowiedziała równie bezgłośnie Ognista, równocześnie uważnie rozglądając się dookoła.

Pethane skinęła jej głową i także odwróciła się w stronę zatarasowanego wyjścia.

Pogo skupiła się na swoim zadaniu. Wdech. Jeszcze dziesięć kroków. Wydech. Siedem. Wdech...

Wypuściła swą magię, aby jak bestia zaatakowała przerażonych ludzi. Ogień palił ciało i roztapiał stal. Peth słusznie uznała to za znak i śmierć pochłonęła nieszczęśników. Krzyczeli i drapali się po szyjach na próżno. Ich twarze, już poszarzałe, wykrzywiała nienawiść. Pogo szczerze im współczuła. Nagle woda zaatakowała tych z tyłu, a zielone pnącza wyskoczyły z martwych dotąd ścian korytarza. Krzyki słychać było jeszcze przez chwilę, po czym zapadła śmiertelna cisza. Wyczerpana gwałtownym uwolnieniem magii Pogo osunęła się na kolana. To był duży wysiłek nawet jak na nią.

Rehme patrzyła nieobecnym wzrokiem na martwe ciała. Dla wszystkich było wiadome, że gdyby mogła, zaniechałaby rozlewu krwi. Każda z nich by tak uczyniła. Nie było to jednak możliwe.

Powoli wstały, otrzepały tuniki z kurzu i zmęczonym krokiem wyszły na światło dzienne. Na ich szczęście krzyki umierających ludzi nie przyciągnęły innych ciekawskich i bez problemu niezauważone przemknęły przez miasto, zachodząc tylko tam i tu po prowiant oraz rzeczy potrzebne do przeżycia. Po tym udały się w dalszą drogę. Ich następnym celem miało być Srebrną Krynicę, do którego pierwotnie zmierzały. Tam powinny znaleźć wszelkie informacje o upadłych i gdzie do cholery ich znaleźć.

— No to teraz ostatnia prosta — rzekła nieco głośniej, niż to było potrzebne.

Odpowiedziały jej ciche pomruki aprobaty. Wyruszyły w dalszą drogę jeszcze przed zmrokiem.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 22, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Dziedzictwo BogówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz