ROZDZIAŁ 8

23 13 0
                                    

Lady Lilian nie mogła usnąć. Przewracała się z boku na bok, myśląc o dzisiejszej rozmowie. To łóżko wydawało się zbyt małe. Zbyt miękkie. Czemu nie umieścili jej w innej komnacie? Gdy przybyła tu kilka miesięcy wcześniej, miała nadzieję na większe wygody.

Uśmiechnęła się. Dobrze, że przynajmniej książę chce z nią spędzać czas. Dzięki temu ma większe szanse na zostanie jego żoną. Przecież królowa wspominała, że bierze ją pod uwagę. Ech, gdyby to wszystko działo się szybciej... Musi jednak być wytrwała. Jeśli wszystko pójdzie po jej myśli, już niedługo owinie sobie księcia wokół palca. W jej głowie biegały już tysiące intryg dotyczących jej życia dworskiego. Ale to potem.

Wracając do wczorajszej rozmowy... Dlaczego ta kobieta przybyła pod eskortą księcia? Nowa dwórka? Rywalka? Wybranka Nico? Niech Bogowie uchronią. Jeśli książę już zdecydował... Nie, nie może nawet o tym myśleć. Jej plany nie legną w gruzach przez jakąś głupią, głupią dziewuchę.

Wiedząc, że już nie zaśnie, odsunęła kołdrę na bok i ostrożnie przeszła przez pokój. Po chwili zastanowienia otworzyła drzwi wychodzące na ogród, po czym odetchnęła głęboko. Raz. Drugi. W końcu poczuła się odprężona. Wiatr owiewał jej jasne włosy, które falowały niczym woda. Rozejrzała się i dostrzegła samotnego wilka siedzącego na pobliskim pagórku. Zdawał się patrzeć na nią, oceniać. Mrugnęła. Zwierzę zniknęło bez śladu.

Jej myśli znów poczęły krążyć wokół tajemniczej kobiety. Tej nocy Lilian podjęła decyzję. W tej bajce mogła być tylko jedna księżniczka. I nie zamierzała ustąpić nikomu tego miejsca.

***

— Zgłupiałaś? Już całkiem ci odbiło? — zapytała Pethane ze złością.

— To tylko dziecko. A do tego ma dar. Co może zaszkodzić?

— Jest zmiennokształtna i niewyszkolona — krzyknęła przyjaciółka, a na jej twarzy było widać czystą złość.

— Oj tam, oj tam — mruknęła cicho skruszona Pogo.

Dziecko patrzyło na Peth z nieukrywanym smutkiem. Ognista spiorunowała wzrokiem przyjaciółkę. Nie powiedziała jej jeszcze o przeszłości Elenty. Miała prawo tak zareagować, jednak mimo wszystko powinna być delikatniejsza.

— Jak sobie to wyobrażasz, co? Będziemy się z nią bawić i zabierać na zabawy dla dzieci?

— Nic takiego nie powiedziałam i nie zamierzałam. Ona jest bardziej dojrzała, niż myślisz. Nic nie rozumiesz! — krzyknęła gniewnie i obronnym gestem przygarnęła do siebie małą.

Pethane przez dłuższą chwilę się nie odzywała. Myślała. Dobry znak. Gorzej, gdyby ciągle mówiła, bo wtedy znaczyłoby to, że nie ma mowy o pomocy temu dziecku.

Chloride jeszcze nie wróciła z miasteczka. Żadna z nich nie znalazła noclegu, dlatego też Chlo była ich jedyną nadzieją na dobry sen. Eh, brak snu dopełniłby całą sytuację i sprawiłby że Peth by wybuchła. Miała nadzieję, że nie dosłownie.

— Masz jej pilnować. — Poszła sobie. Tak po prostu weszła z powrotem do miasta, nie patrząc za siebie.

Mała spojrzała pytająco na Pogo.

— To normalne. Nie martw się. Wszystko dobrze. — Elenta nie wydawała się przekonana i to sprawiało, że Łowczyni też zaczynała wątpić.

— Myślę, że jednak nie całkiem normalnie — wyraziła swe poglądy dziewczynka i pociągnęła ją w kierunku, w którym odeszła Śmierć.

Nie miała innego wyjścia i ruszyła za nią. Chodziły ciemnymi uliczkami, przemykały tymi głównymi. Peth majaczyła w oddali.

Szły ciemnymi uliczkami, które powoli zmieniały się w szerokie drogi, na których spacerowali, sprzedawali i rozmawiali ludzie. Jak zwyczajne było ich życie, jak mało w nim było niespodzianek, myślała Ognista. Znów skupiła się na otoczeniu.

Na jednym z szarych dachów mignęły zielone włosy i Chloride przeskoczyła dalej. Przemieszczała się błyskawicznie i tylko przystosowane do tego oko mogło ujrzeć jej bytność. Na sekundę zatrzymała się, popatrzyła na Pogo, kiwnęła głową dziewczynce i ze śmiechem pomknęła dalej. Łowczynie pobiegły szybko za nią, nie zwracając już uwagi na publiczność. Zresztą mało osób w ogóle je zauważyło. Ech, śmiertelnicy. Gdyby śmierć po nich przyszła, nawet wtedy nie przestaliby rozmawiać.

— Szybciej, bo zniknie nam z oczu — krzyknęła Pethane.

Próbowały, ale małe nóżki dziewczynki nie dawały rady.

— Masz się przemienić, rozumiesz? Przemieniaj się!

Na chwilę Pogo oślepła, ale już po kilku sekundach znów widziała otaczający ją świat rozmazujący się z prędkości. Koło niej biegła mała lisiczka z białym futrem. Wydawało jej się, że się uśmiecha.

W końcu na dachu jednej z zatłoczonych tawern przysiadła Flora i patrzyła na nie z wyczekiwaniem. Ostrożnie weszły do głównego pomieszczenia pełnego półnagich ciał i pijanych mężczyzn. Szybko pomknęły przez schody na górę, gdzie mieściły się pokoje do wynajęcia. W jednym już było widać rzeczy Chlo, która pewnie przybyła tu wcześniej. Mała zwaliła się na materac i zasnęła. Pethane zawołała siostry i wyszły przez okno na dach. Dopiero wtedy ciekawość Łowczyni Natury się uwolniła w pełnej mierze.

— Co to za dziecko? Gdzie je znalazłaś? A jej rodzice? Nie możemy jej pilnować cały czas. Przecież mamy też swoje sprawy. Ale z drugiej strony... tak! To jest pomysł... — kontynuowałaby swój monolog, gdyby nie przerwała jej Pethane.

— To problem Pogo — spojrzała na nią groźnie — nie nasz.

— A od kiedy to za mnie decydujesz? — zapytała z wyrzutem Chlo, patrząc to na Śmierć, to na Ognistą.

— Nie decyduje za ciebie, nic nie rozumiesz? Mamy misję. Nie możemy sobie pozwolić na następne problemy!

— Ona nie jest problemem. To zmiennokształtna. Wyszkolimy ją, to będzie przydatna. Jaki masz problem, dziewczyno? — zapytała Pogo z irytacją.

— Niestety muszę się zgodzić z naszą siostrą. Ona nie jest ciężarem, a może się przydać.

— A więc dobrze, ale trzymajcie bachora z daleka ode mnie.

Chlo i Pogo uśmiechnęły się do siebie i zadowolone wróciły do pomieszczenia. Pethane jeszcze długo nie wracała. Ale nie było to teraz ważne. Nie obchodziło je to, bo miały teraz następne, małe zajęcie na głowie. A to zajęcie właśnie słodko spało.

***

Obudziła się w zmiętej pościeli z głową prawie na podłodze. Zbyt blisko podłogi. Poderwała się gwałtownie, nie zwracając uwagi na ból karku spowodowany prawdopodobnie niewygodną pozycją. Przeciągnęła się i głęboko odetchnęła niezbyt świeżym powietrzem. Do późnych godzin było słychać na dole wrzaski, piski i śmiechy. Pogo, której przeszkadzały, nie spała razem z nimi. Chlo nie miała tego problemu. Od razu zasnęła, zanim jeszcze przyłożyła głowę do poduszki.

Pod nimi trwała ostra wymiana zdań gospodarza i prawdopodobnie kelnerki. Za oknem słaniali się na nogach mężczyźni, a kobiety próbowały się ogarnąć po nocy spędzonej w tej ohydnej tawernie. Mała też jeszcze spała. Pogo przeciągnęła się ponownie i wyjrzała przez okno. Przeczesała palcami splątane, rude włosy i spojrzała na wstające słońce. Jedyna rzecz, jaką mogła teraz zrobić, to odnalezienie siostry i zebranie tej całej rozbrykanej zgrai.

Dziedzictwo BogówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz