I. Nowy, lepszy świat.

1.4K 86 39
                                    

twitter: @dekliinacja  + #dawkawatt

miłego czytania! 

            Manchester był piękny, a pierwszy, głęboki wdech świeżego powietrza tuż po opuszczeniu pociągu był jednym z lepszych momentów ostatnich kilku miesięcy.

Zaczynała się wiosna, a wraz z barwnymi kwiatami, w moim sercu nieśmiało kiełkowała nadzieja. Było to dla mnie wręcz niemożliwym do opisania uczuciem, gdyż od zawsze plasowałam wiosnę na pierwszym miejscu najbardziej znienawidzonych przeze mnie pór roku.

Czułam się dziwnie wolna. Starałam się nie zawracać sobie głowy wszystkimi nadciągającymi problemami i wyzwaniami przynajmniej przez pierwszych kilka godzin po przyjeździe. Starałam się zapamiętać jak najwięcej miejsc i nazw uliczek, które przemierzyliśmy po drodze. Przyglądałam się twarzom ludzi i obserwowałam ptaki, które pałętały się po chodniku w ogromnych ilościach.

Czułam się tak, jakbym widziała to wszystko po raz pierwszy, a wyhodowana w mojej głowie bańka dodawała mi sił i nakładała na oczy różowe okulary. Nie chciałam uświadamiać sobie, że wszystko, co widzę, wcale nie jest dla mnie nowością. Chciałam jak najdłużej czuć się tak, jakbym była w innym świecie, nie mieście.

Po części byłam jednak w innej rzeczywistości – od lat nie miałam okazji spojrzeć na świat, który nie był zasnuty czarnymi chmurami, napędzanymi przez moje otoczenie, jak i spaczoną traumami głowę. Już dawno nie patrzyłam na świat, który nie był stuprocentowo dominowany przez moją chorobę.

Pierwsze godziny w mieście wyglądały jakby zostały wyrwane z młodzieżowego filmu. W pierwszej kolejności udaliśmy się do sklepu z używaną odzieżą, by jeszcze mocniej zmienić swój dotychczasowy wizerunek. Śmialiśmy się przy tym do rozpuku, ponieważ wybierane przez nas ubrania były dosłownym przeciwieństwem preferowanych.

Aidem – jedyny chłopak w naszej nieszczęsnej zgrai – dotychczas ubrany prosto i schludnie, w większości w sweterki czy koszule, aktualnie miał na sobie przyduży, ortalionowy dres i doświadczoną upływem czasu czapkę z daszkiem.

Od kilku dobrych dni nie miał już swoich blond włosów, skutkiem czego nieco wpisywał się w aparycję osiedlowego dilera; gdy był już łysy, sprawiał wrażenie znacznie groźniejszego. No, sprawiał przede wszystkim wrażenie kogoś, kto z własnej woli takowy dres by w ogóle wybrał.

Jenny i Harper wyglądały natomiast najciekawiej z całego naszego zestawienia. Pierwsza z nich była od góry do dołu ubrana w jeans, a rozpięta, luźna kurtka odsłaniała jedynie krótki, biały top. Mimo, że ona sama ogromnie narzekała na swój strój, ja kompletnie nieironicznie uważałam, że wyglądała w nim korzystnie.

Była drobną blondynką o kanonicznie pięknej twarzy, której kompletnie nie potrzebny był makijaż. Nawet i bez niego, z tłustymi włosami spiętymi w ciasny kok i rażącymi worami pod oczami, wyglądała tak, jakby wszystko to było zaplanowane. Wpasowała się po prostu w każdą estetykę.

Harper natomiast była wybitnie zadowolona ze swojego różowego, dwuczęściowego dresu. Zarzekała, że od zawsze chciała poczuć się, jak te wszystkie cukierkowe, głupiutkie dziewczyny w filmach. Postanowiła, że jeżeli tylko dostanie dostatecznie duży zastrzyk gotówki, dorobi sobie również długie, akrylowe paznokcie i zakupi wielkie sztuczne rzęsy, by jak najmocniej wczuć się w kreowaną przez siebie postać.

Mnie osobiście bardzo spodobał się narzucony przez pozostałych styl, ponieważ wcale nie był mi on tak obcy, jak się wydawało. Przed zerwaniem z moim byłym chłopakiem, jak i serią nieprzyjemnych wydarzeń, które po nim nastąpiły, bardzo lubiłam ubierać się zwiewnie i dziewczęco. Uwielbiałam spódniczki i śliczne, nieco krótsze bluzki.

Dawka ŚmiertelnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz