II. Naboje w pustym pokoju.

513 50 4
                                    

twitter @dekliinacja + #dawkawatt

miłego czytania! 

Finalnie opcja Aidema wygrała. Skończyliśmy we względnie małym parku, gdzie po dziesięciominutowej przechadzce odnaleźliśmy nieco oddaloną od wszystkiego ławkę, na której spędziliśmy resztę nocy. Ustaliliśmy, że będziemy robić swego rodzaju warty i na przemian jedno z nas będzie kręcić się po okolicy i wypatrywać ewentualnego zagrożenia tak, by reszta mogła choć chwilę się przespać.

Plany były całkiem obiecujące, jednak spełzły na niczym. Aidem czuł się za nas odpowiedzialny do tego stopnia, że nie umiał choćby przemknąć oczu. Wytrzymał na swoim miejscu niewiele ponad kwadrans, aż wreszcie oznajmił, że dopilnuje nas, gdy będziemy spać. Nie znosił sprzeciwu, a nam – prawdę mówiąc – sprzeciwiać się nie chciało. Byłyśmy wymęczone już do granic możliwości.

Harper co chwilę leciała krew z nosa, Jenny bladła już tak nienaturalnie, że aż przerażająco, a ja sama trzęsłam się niemiłosiernie mocno, choć nie było mi nawet zimno. Na całej naszej zgrai odbijały się skutki podjętego przeszło tydzień temu procederu.

Jadaliśmy same śmieciowe i najtańsze posiłki – jeżeli w ogóle jakiekolwiek – nie śpiąc przy tym zbyt wiele i wystawiając się na każde możliwe warunki atmosferyczne.

Choć wierząca nie byłam, w ciągu ostatnich dwóch dni zaczęłam się już modlić. Manifestowałam znalezienie jakiegokolwiek lokum, w którym moglibyśmy się z względnym poczuciem bezpieczeństwa przespać. Drzemka na parkowej ławce nie była nawet odpoczynkiem, a już bardziej przystankiem. Cały czas musiałyśmy przecież mieć się na baczności, by zerwać się do ucieczki w razie potrzeby.

Na całe szczęście pomijając niemieckojęzyczny epizod z policjantem w okolicach rynku, nic właściwie się już do rana nie wydarzyło.

Od godziny siódmej powróciliśmy do wydzwaniania w sprawie ewentualnego najmu pokoju. Wciąż opcje ograniczaliśmy do tych najtańszych, ulokowanych w nie najciekawszych okolicach. Jenny co prawda porwała się raz czy dwa na lokum z nieco wyższej półki, jednak telefony albo urywały się, albo rozmówca odprawiał ją z kwitkiem, jako iż ktoś już zdążył ją wyprzedzić.

W okolicach jedenastej obejrzeliśmy jeden pokój, jednak karaluch, który przebiegł mi po nodze, skutecznie nas z niego wypłoszył. Zważywszy na ilość grzyba piętrzącego się po kątach, mieszkanie zostało już najpewniej dawno wynajęte – właśnie tym cholernym robakom. Nawet nie chciałam wiedzieć, ile jeszcze moglibyśmy ich tam spotkać.

Pierwszym, prawdziwym przebłyskiem radości od samego przyjazdu do miasta był dla nas telefon od właściciela mieszkania, które wskazała Jenny już wczoraj. Kompletnie pusty pokój ponoć został zwolniony, co dało nam cień szansy na wynajęcie go. Mieliśmy się po prostu spieszyć, by nikt nie zdołał nas uprzedzić.

– O której mamy być na miejscu? – sapnęłam, zajmując jedno z wolnych miejsc w autobusie.

– Najlepiej, gdybyśmy dotarli w mniej, niż pół godziny. Sam dojazd trwa piętnaście minut, więc powinniśmy na luzie wyrobić się ze znalezieniem kamienicy i mieszkania.

– Och, no dobrze. Po prostu strasznie boję się, że ktoś nas wyprzedzi i zgarnie pokój sprzed nosa – westchnęłam, spoglądając na równie zaniepokojoną Harper. – A co, jeśli znów skończymy w jakimś parku? To, że raz udało nam się uciec policji nie znaczy, że będziemy mieć farta co noc.

– Już szybciej skończymy śpiąc na gołych deskach, niż na ławce – parsknął Aidem, delikatnie pocierając moje ramię – Jenny wybłagała właściciela, by zarezerwował pokój do naszego przybycia, więc spokojnie – nikt nie powinien nas wyprzedzić.

Dawka ŚmiertelnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz