VII. Droga przez piekło.

163 21 10
                                    

twitter @dekliinacja + #dawkawatt

miłego czytania!

Siedziałam w łazience od przeszło dwóch godzin. Na całe szczęście żaden z pozostałych lokatorów jeszcze nie zdecydował się wstać, dając mi tym samym sposobność do spokojnego i dokładnego ogarnięcia wygenerowanego dotychczas bałaganu. Po całej podłodze walały się zabrudzone skrawki papieru, którym usiłowałam choćby minimalnie zatamować krwawienie z kilku świeżych szram na mojej nodze.

Choć preferowałam mniej widoczne metody wyrządzania sobie krzywdy, dziś po prostu nie miałam innego wyboru – jedynym, co wpadło mi ręce był lichy nożyk uchowany na dnie jednej z szuflad w kuchni. To był, prawdę mówiąc, odruch. Wydaje mi się, że dużo dłużej zajęło mi przemyślenie i znalezienie odpowiedniego miejsca na skórze, którego nikt nigdy nie wypatrzy, niż sama racjonalizacja tego posunięcia.

Po tym, jak raz na lekcji wychowania fizycznego zostałam bezprecedensowo zapytana przez nauczycielkę o genezę bladych blizn na moim przedramieniu, dużo bardziej zwracałam uwagę na to, gdzie się cięłam.

Pytania były dużo boleśniejsze, niż same rany.

Coraz mocniej dobijał mnie zarówno ciężki do opisania ból psychiczny powiązany z podejrzewaną u mnie depresją, jak i nieodpuszczające wspomnienia i demony spowodowane przez moje traumy. Pomimo upływu miesięcy, wciąż nie potrafiłam się otworzyć i porozmawiać o tym z kimkolwiek; nie umiałam tego tematu dotknąć czy wyznać komuś, co tak naprawdę mnie spotkało.

Widziałam jedynie to, jak traciłam młode lata i niezliczoną ilość okazji przez to, że najzwyczajniej w świecie bałam się ludzi. Strach paraliżował mnie doszczętnie na samą myśl o tym, że miałabym komukolwiek ponownie zaufać.

Nie dość, że traumatyczne przeżycia zrobiły ze mnie osobę po prostu niemożliwą do polubienia, to jeszcze dawały rozmówcom nieograniczone pole do wyśmiewania i linczowania mnie. Dokładnie tak, jak to się stało w szkole.

Ludzie w szkole byli naocznymi świadkami lawinowego ciągu tragedii, który miał miejsce w moim życiu i uczynili sobie z tego naprawdę niezłą zabawę, więc nie rozumiałam, czemu inni mieliby wziąć problem na poważnie.

Nienawidziłam równie mocno sprawców mojego upadku, jak i samej siebie. Nie mogłam już dłużej patrzeć w lustro na tę słabą, okropnie kruchą osobę, która tak łatwo dała się zmanipulować i zniszczyć.

Nienawidziłam osoby, która poprzez krótkie wybuchy euforii pakowała się w sytuacje bez wyjścia, z których największą była właśnie nasza ucieczka ze szpitala.

Kojącą była dla mnie odległość i rozłąką z moją rodziną, jednak ta utopijna cząstka świata już w szpitalu przysłoniła mi jeden z najważniejszych szczegółów – przymus spędzania czasu z nowopoznanymi osobami. Byłam cholernie głupia i naiwna, ponieważ liczyłam, że radykalna zmiana otoczenia magicznie odmieni coś w moim sposobie myślenia i sprawi, że będę choć trochę inna.

– No to się zdziwiłaś, idiotko – parsknęłam pod nosem, zamykając za sobą drzwi do mieszkania.

Musiałam niezauważenie wymknąć się i pozbyć wszystkich śladów po dzisiejszym ataku. Nie chciałam tych cholernych chusteczek wyrzucać zbyt blisko bloku, co poskutkowało dość długim spacerem w niesprawdzonym dotychczas przeze mnie kierunku.

Na zewnątrz wciąż panował półmrok, który w połączeniu z lekką mżawką, tworzył iście brytyjski klimat. Ulice były jeszcze spowite mgłą, przez co kompletnie nie rozpoznałam twarzy mężczyzny zmierzającego w moim kierunku.

Dawka ŚmiertelnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz