XXIV. Pomysły, które zapierają dech.

18 2 0
                                    

twitter @dekliinacja + #dawkawatt

miłego czytania!

Czymś, co mogłabym robić w nieskończoność, było zachwycanie się okolicą domu Bryce'a. Choć cały Manchester uważałam za naprawdę piękny, ta właśnie jego część urzekła mnie najbardziej. Nawet dosięgający nas z każdej strony mrok, nie był w stanie zmienić mojego przysłoniętego różowymi okularami spojrzenia na wszystkie te kręte uliczki, wyjęte z obrazów parki i iście mroczny, choć tak filmowy klimat.

Mrok ten był bowiem skrajnie odmienny od tego, jakim szczyciły się okolice mojej kamienicy; tutaj dominował spokój, w którym nie dopatrywało się mordercy czyhającego gdzieś w zaroślach. Tejże ciemności dało się w dziwny i pokrętny sposób zaufać.

Jakże dziwnym było dla mnie to, że w moim życiu pojawiały się wreszcie przebłyski zaufania im dłużej miałam przy sobie tak Harper, jak i Bryce'a.

– Nie masz dość? – parsknęłam, starając się nabrać do płuc jak najwięcej powietrza – Bryce, już nawet ja się męczę.

Od przeszło dwudziestu minut krążyliśmy bowiem po okolicy, zbaczając przy tym w coraz bardziej kręte uliczki, które znane były już tylko Addamsowi. Na całe szczęście wciąż dosięgały tu gęsto usiane latarnie uliczne, które w połączeniu z jaskrawym światłem lampki przy rowerze, tworzyły naprawdę przyjemny klimat.

Do chwili obecnej nie byłam w stanie zrozumieć, skąd właściwie wziął się pomysł na takie spędzenie czasu. Fakt, zaoferowałam towarzyszenie mu w wybranej aktywności, jednak za żadne skarby nie spodziewałabym się, że wybierze wspólne bieganie niewiele przed trzecią w nocy. Choć bieganie było nieco zbyt ogólnikowym określeniem– to on biegł, ja natomiast goniłam za nim na starym rowerze Olivera, który znaleźliśmy w piwnicy.

– Oczywiście, że mam dość, ale jeszcze ze mnie nie zeszło – westchnął, spoglądając na mnie z naprawdę wyraźną mieszanką poirytowania i zmęczenia – Dobiegniemy na tą górę i będę usatysfakcjonowany.

– No, ale przecież możemy zrobić przerwę – mruknęłam, wspierając łokcie o kierownicę – Płuca wyplujesz jeśli tak dalej pójdzie.

– O to się rozchodzi – zaśmiał się w głos, po czym pociągnął trzy głębokie wdechy – Muszę się kurewsko wymęczyć to mi przejdzie, serio.

– Zwolnij chociaż – stęknęłam, coraz mocniej obawiając się o skutki jego nagłego, zaskakującego napadu sił – Nie obraź się, ale nie wyglądasz jak ktoś, kto na co dzień biega. Palisz szlugi i wszędzie mnie wozisz, ale nie biegasz.

– Nie biegam, to fakt. Żadnego sportu się nie tykam, dopóki nie muszę, bo już nawet na siłownię niespecjalnie chce mi się chodzić. Ale nie udawaj, że z ciebie taki sportowiec, bo widzę, że oczy wychodzą ci na wierzch, a jeszcze się nawet porządne wzniesienie nie zaczęło.

– Mam absolutnie zerową kondycję i nigdy nie mówiłam, że jest inaczej – prychnęłam, z wyraźną ulgą wbijając luźniejszą przerzutkę w rowerze – Ja w liceum byłam paniusią, która nigdy nie ćwiczyła na wfie. Jeśli już się zdarzyło, to żałowałam przez następnych kilka tygodni i dalej grzałam ławę, także nie miałam gdzie się wyrobić.

– Ty paniusią? To jest ostatnie, z czym bym cię połączył – skwitował, wreszcie zwalniając tempa – To komplement, rzecz jasna, jeśli nie zdążyłaś ogarnąć.

– Wiesz, to ostatnie z czym można mnie kojarzyć, dlatego że ta faza skończyła się już z rok temu – westchnęłam, automatycznie spinając się naprawdę wyraźnie – Później byłam już tylko po drugiej stronie lustra, a do paniusi było mi najdalej na świecie.

Dawka ŚmiertelnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz