14

357 17 1
                                    

Draco z Hubertem się pokłócili, a co z tym idzie nawet na siebie nie patrzyli podczas lekcji ani posiłków. Byli zbyt dumni, aby pokazywać jakiekolwiek wyrzuty sumienia.
Natomiast Nina zniknęła ze swoich kwater na całą noc, a także w dzień nie było po niej śladu.
Najbardziej martwiła się profesor transmutacji i dyrektor Hogwartu. Od śniadania rozmawiali tylko o jednym temacie- co mogło się stać?

-Minerwo. Gdybym ja wiedział gdzie ona się podziewa, teraz nie próbowałbym zadźgać herbaty łyżką.-wycedził z zaciśniętymi zębami Snape.
-Ale ja się martwię! Co jak coś jej się stało? Albo ktoś jej coś zrobi?
-To to samo.
-Nie przejmujesz się? To twoja narzeczona! Nie sądziłam, że jesteś aż takim tchórzem!
Słowo tchórz...obijało mu się o uszy od dzieciństwa...

-Ha ha! Wycierus znowu rzuca książkami po ziemi!-śmiał się Rogacz.
-James..nie przesadzaj, to nie jego wina...-powiedział Łapa i wyrwał z dłoni Severusa różdżkę, aby ją złamać.- Ale to, już tak!
-No co?? Nawet się nie obronisz? Dziwadło! Znasz tyle zaklęć...a no tak, nie masz różdżki!
Snape tylko warknął pod nosem.
-Tchórz! I że ty, Smarkeusie ubiegasz o Lily? Ha! Ona na ciebie nawet nie spojrzy!
-Ja nie chciałem jej tego powiedzieć.-warknął.
-Ale powiedziałeś! Tchórzu! Walcz!-wycelował w niego różdżką Potter.
Remus Syriusz i Peter przyglądali się wydarzeniu stojąc za James'em.
-Walcz Wycierusie!-krzyknął okularnik.
Cisza.
-No dalej!-ponowił.
-Sectumsempra!-rzucił niewerbalnie Snape.
James upadł na ziemię mocząc się od krwi.
-Co żeś zrobił?!-krzyknął Lupin.
-Coś, na co zasłużył.-mruknął cicho i wybiegł z osamotnionego korytarza.

-Nie. Jestem. Tchórzem.-spojrzał na nią lodowatym spojrzeniem.
-Ah przepraszam, ja się tylko martwię...-westchnęła z troską w głosie.
-Tak samo jak i ja. Tylko mniej.
McGonagall tylko spojrzała na niego z pocieszającym uśmiechem. Jednak nawet najjaśniejszy uśmiech teraz nie poprawiłby mu humoru.

Mijały sekundy, godziny...a jej nie było.
Nawet uczniowie na eliksirach odważyli się zapytać profesora o kobietę.

-Ekhem...profesorze..?-powiedział jeden z Krukonów.
-Tak?-uniósł brew odwracając się w stronę dziecka.
-G..gdzie jest panna Black..?-zapytał niepewnie.
-Nie mam zielonego pojęcia, a chociaż jakbym miał, nie podzieliłbym się tą informacją z bandą bałwanów, którzy mają głowę w chmurach zamiast składników w kociołku.-odparł twardo mężczyzna.
-Przepraszam.-wybełkotał chłopiec z niebieskimi barwami.
-I słusznie. Minus pięć od Ravenclawu.

Już wszystkie domy przekonały się, że lepiej nie wchodzić nietoperzowi w drogę.
Jednak wiadomo, Gryffindor oberwał najbardziej.

-Ty zapyziały durniu! Uwziąłeś się na moich wychowankach!-biegła za nim animażka.
-Nieprawda.-zaprzeczył, aczkolwiek skłamał.
-Wcale! Przestań żyć przeszłością! To była banda idiotów! Zobacz, i tak nic pożytecznego z nich nie wyrosło...
-Przestać żyć przeszłością, tak? Mówi osoba, która do dziś płacze w poduszkę za kotem!
-Bo Angelina była częścią mnie!
-A oni częścią mnie! Gdyby nie oni nic by się nie stało! Byłbym szczęśliwszy!-powiedział z wyrzutem odwracając się w stronę kobiety.
-Severusie, proszę...
-Jak każdy. Każdy mnie prosi. A może wreszcie ktoś podziękuje?!-krzyknął i opuścił mury Hogwartu zmierzając do Zakazanego Lasu, po składniki.

Kiedy szedł między drzewami i krzewami usłyszał szelest.
Od razu udał się w miejsce odgłosu i zastał tam postać w czarnym płaszczu. Snape pomyślał sobie- „Widziałem gdzieś już taki...". I miał rację.
Postać wstała uderzając Mistrza Eliksirów plecami, tak, że upadł. A w locie złapał tajemniczą osobę, która wylądowała na jego klatce piersiowej. Kaptur spadł z jej głowy a Snape...ją przytulił.
-Nigdy więcej mi tego nie rób!-warknął ostro po chwili czułości.
-Musiałam coś załatwić...poza tym- nie było jej dane dokończyć, bo Severus zamknął jej usta pocałunkiem.
-Powiedziałem, nigdy. Nie obchodzi mnie że ty masz coś do załatwienia. Nigdy.-powiedział.
-Wiesz, zbierałam różne kwiaty zioła i rośliny do eliksirów, dla ciebie, bo widziałam twoje kończące się zapasy...-wytłumaczyła spokojnie.
-Nino. Czy ty wiesz, że ja posiadam coś takiego jak ręce? Nogi też, jakbyś tego nie widziała.
-Oh wiem, ale chciałam zrobić coś pożytecznego, mam wrażenie, że tylko przeszkadzam bo w niczym ważnym nie pomagam!-westchnęła z bezradnością.
-Ty robisz coś pożytecznego, a tą rzeczą jest bycie z moją osobą w tak bardzo bliskiej relacji, bez żadnego zmuszania ani zaburzeń psychicznych.-powiedział poważnym tonem, ale w oczach iskrzyły mu gwiazdki śmiechu.
-Nie przesadzaj, Sev.-przewróciła oczami.
-Dobrze, skoro masz składniki to możemy wracać, robi się chłodno...-powiedział i podniósł się z ziemi.

Kiedy dwójka weszła do zamku zaatakował ich nie kto inny, jak Minerwa McGonagall.

-Gdzieś ty była?! Tak się martwiliśmy...-wyściskiwała dziewczynę jak pluszaka.
-Robiłam niespodziankę naszemu mistrzowi-zaśmiała się Nina. Minerwa pokręciła głową.
-Ty to jak na coś wpadniesz...dobrze, ja wam nie przeszkadzam! Lecę, dobranoc!-pożegnała się z parą i poszła do swoich komnat, tak samo zrobili Snape i Black.

Mężczyzna układał na półkach składniki, a jego ukochana przyglądała się jego plecom leżąc w łóżku.

-Nazbierałaś mi zapasów na rok...jak ja ci się odwdzięczę?-westchnął idąc w jej stronę.
-Nie wiem jak, to już twoja sprawa.-uśmiechnęła się dziewczyna.
-Tak to nie, musisz pomóc,, nie mam pomysłów co do odwdzięczania się...Co mogę dla ciebie zrobić?
Nagle z kominka odezwał się głos.
-Ślub! Albo lepiej. Mini Snape'a!-przekazała wiadomość Minerwa.
-Zablokuję jej dostęp do tych wiadomości przez kominki. Przysięgam.
Nina się zaśmiała.
-Świetny pomysł.
-Ale że jej czy mój?-zapytał zdezorientowany.
-Oba.-odpowiedziała ze śmiechem.
-Pff, oczywiście...i są do zrobienia w rzeczywistości...-mruknął jej do ucha.
Uniosła brew.
-Czyżby? Bo wiesz, to są poważne decyzje...
-Zdaję sobie z tego sprawę, mam trzydzieści osiem lat na karku, skarbie.
-Wiem, tylko mówię, upewniam się.
-To ja powinienem upewnić się, czy ty jesteś gotowa na takie decyzje..-spojrzał jej w oczy.
-Oczywiście, jeśli się kogoś kocha, to jest się gotowym na wszystko z tą osobą.
-Pięknie powiedziane...-powiedział i położył się w łóżku obok kobiety.

Rano, w porze śniadaniowej Nina dawno siedziała przy stole jedząc posiłek, kiedy nagle w drzwiach stanął profesor eliksirów, w szarej koszulce i luźnych, piżamowych spodniach w czarno białą kratkę.
Uczniowie zawiesili na nim swój wzrok.
Kilka dziewczynek z szóstego roku mamrotało o tym „jakie on ma przystojne ciało...no ale nosi te szaty i nic nie widać." Nina słysząc uwagi zaśmiała się pod nosem.
Snape wskazał na nią palcem i podszedł szybkim krokiem.
-Ty. Tak ty. Co to jest?-pokazał małe niebieskie buciki, które leżały na jego dużej dłoni.
-To? Severusie, nie udawaj głupiego...
Uniósł brwi.
-Wiem co to, tylko nie wiem, czemu zamiast ciebie obok znalazłem to.-powiedział.
-Zostawiłam prezencik, to nie jest sprawa poważna...-uśmiechnęła się.
Uczniowie nadal wlepiali gałki oczne w ubiór profesora. A jeszcze bardziej zszokował ich widok nauczyciela w kucyku umieszczonym na dolnej części tyłu głowy.
-Prezencik? Interesujące.-westchnął.-Czy chcesz mi o czymś powiedzieć?-zapytał patrząc na narzeczoną.
-Nie...-odparła spokojnie.
-Nie? Nie? Czy ty powiedziałaś nie?
-Dokładnie to powiedziałam, Sev.-znów posłała mu uśmiech.
-Kobieto! Czy ciebie coś uderzyło w głowę? Jesteś w ciąży?
-Nie jestem.-powiedziała i zdjęła zaklęcie maskujące z „bucików" odsłaniając karteczkę z napisem „Przyjdź na śniadanie, ale się ubierz."
Profesor po przeczytaniu tego spojrzał na nią wzrokiem godnym Bazyliszka.
-Z takich rzeczy się nie żartuje. Ty wiesz że mi zależy na posiadaniu rodziny, tak?-odparł a uczniowie wydali z siebie dźwięk zaskoczenia.
-Oj wiem...wybaczysz?-zrobiła maślane oczka.
-...Niech ci będzie. Ale następnym razem, jak zostawisz takie coś obok mnie, chcę usłyszeć „Kochanie, tak, jestem w ciąży", albo ty usłyszysz niewybaczalne zaklęcie.-posłał jej uśmiech i rozpłynął się w dymie, dzięki niewerbalnie rzuconym przez niego zaklęciu teleportacji.
________________________________
1215 słów

𝐇𝐢𝐬 𝐬𝐩𝐞𝐥𝐥𝐬 || 𝐒𝐞𝐯𝐞𝐫𝐮𝐬 𝐒𝐧𝐚𝐩𝐞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz