Rozdział LIII

225 7 0
                                    

Całe szczęście, że po tym szlabanie poszłam do pani Pomfrey. Ten żałosny napis na ręku prawie zniknął. Tak, niestety prawie. Reszta musi zagoić się sama. Ale o tyle dobrze, że jak się ktoś nie będzie mi przyglądał na rękę to tego nie zauważy.

Weszłam do Wielkiej Sali, żeby opowiedzieć całą tą sytuację Cho. Długo jej nie szukałam. Siedzi sobie z Ginny i coś piszą w zeszytach. Pewnie jakieś lekcje.

- Nie uwierzycie, co się stało. - powiedziałam od razu, siadając obok Cho.

- Widziałaś się z Malfoyem? - spytała dziewczyna.

- Nie... niestety. Miałam szlaban u Carrowa.

- O matko jedyna. I jak? - zapytała przerażona Ginny.

- A no tak, że musiałam pisać karę tym samym piórem, jakim pisaliśmy wtedy z Umbridge. - pokazałam im rękę. - Byłam u pani Pomfrey, więc wygląda to zdecydowanie dużo lepiej. Ale przyjrzyjcie się i same przeczytajcie to, co ten stary kretyn kazał mi napisać, bo ja nie mam ochoty mówić tego na głos.

- Profesor Carrow jest najprzystojniejszym mężczyzną jakiego znam... Co takiego? - prychnęła Ginny.

- Kto normalny każe pisać coś takiego? - spytała Cho.

- To jeszcze nie wszystko. Chłop znowu dotykał mnie po włosach. Do tego powiedział, że mam ładne perfumy. Już byłam przygotowana, że coś się wydarzy. Na szczęście zjawił się Blaise bo akurat ktoś sobie urządził bójkę. Cóż za idealny czas. - westchnęłam.

- Co za obrzydlistwo. Ale może mogłabyś rzucić jakieś zaklęcie, gdyby cię zaatakował?

- A gdzie tam. Głupi to on nie jest. Na samym początku zabrał mi różdżkę. A nawet gdyby tego nie zrobił, to co ja mogę? To Śmierciożerca, a nie byle kto.

- No nie powiem, to nie jest normalne. - odpowiedziała mi Ginny kręcąc głową. - Dobrze, że Blaise się pojawił, bo ciekawe jakby się to skończyło.

- Weź nawet sobie tego nie wyobrażaj. Chyba pierwszy raz w życiu się tak bałam, serio. Już nasz wypad do Ministerstwa dwa lata temu był lepszy niż to.

- Nawet nie wiem co mam powiedzieć, to straszne... - powiedziała przerażona Cho. Nie dziwię się, sama bym nie wiedziała. Ale cóż, nie musi nic mówić żebym wiedziała, że się tym przejmuje.

- Ciekawi mnie, czy gdyby był tutaj Malfoy... - zaczęłam. Ukuło mnie w żołądku na myśl o tym, że go tutaj nie ma. Minęło już trochę czasu, a mnie dalej tak samo to boli. Wciąż czekam, aż wróci.

- Pewnie byłoby podobnie. Z tym, że ty byłabyś chociaż trochę weselsza. - powiedziała Ginny posyłając mi lekki uśmiech.

- Tak, pewnie masz rację. - westchnęłam. - Dobra, idę do dormitorium. Muszę ochłonąć po tej idiotycznej sytuacji.

- Do zobaczenia. - powiedziały obydwie.

Zaraz jak wyszłam z sali podbiegł do mnie Jeremy. Trochę mnie wystraszył, bo wyskoczył tak znienacka.

- Jeremy, nie strasz mnie tak. - powiedziałam.

- Przepraszam... to nie było celowe. - uśmiechnął się. - Zrobiłaś już swoje zadanie z Transmutacji?

- Zadanie? Nie... O matko! Zapomniałam! - wrzasnęłam przerażona. Jak mogłam zapomnieć o czymś takim?! O Merlinie, jak dobrze, że Jeremy mi o tym przypomniał bo miałabym przechlapane!

- To dobrze się składa. Możemy je zrobić razem.

- Tak, tak! Jeremy, dziękuję! Gdyby nie ty, to nie zrobiłabym tego.

Rough | D.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz