Rozdział XXII

331 13 0
                                    


Nadszedł dzień egzaminów. SUMy. Każdy zestresowany jak diabli. Ja tak samo. Mimo, że jestem nauczona to i tak boję się że je obleję. Samo patrzenie na innych jest stresujące. Każdy wygląda jakby zaraz miał zejść na zawał serca. To wszystko tylko potęgowało mój lęk tymi cholernymi egzaminami.

- Spokojnie Lacey, poradzisz sobie. - usłyszałam głos Hermiony, która poklepała mnie po ramieniu. - SUMy wcale nie są takie trudne...

- Nie są trudne? Chyba zwariowałaś. - wtrącił się Ron.

- Nie Ronaldzie, nie zwariowałam. Po prostu potraktuj to jak zwykły sprawdzian.

- Chciałabym być tak mądra jak ty... - westchnęłam. Tak, Hermiona z pewnością pozdaje wszystko na wybitne. Jak ona to robi, że chce jej się uczyć? Ja się muszę zbierać kilka dni, żeby zacząć, albo robię to w ostatniej chwili.

- Musiałabyś spędzać całe dni w bibliotece. - dopowiedział Ron. Oboje z Hermioną spojrzeli na siebie wzrokiem, który nie wróży nic dobrego. W tym momencie wiedziałam, że lepiej jest się ulotnić i tak też zrobiłam. Postanowiłam poszukać Cho i rozejrzałam się w tym celu. Przy okazji zauważyłam, że wiele osób, a raczej wiele dziewczyn, patrzy w moją stronę. Te, które stały w grupkach, szeptały coś między sobą. Jak widać wieść o tym, że Malfoy mnie pocałował na środku korytarza rozniosła się bardzo szybko. Przez to narobiłam sobie wrogów. Nie mając nawet na to wpływu.

- Lacey, tu jesteś. Szukałam cię.

- Cho! Ja ciebie też. Jak się czujesz? - spytałam, bo wiem, że Cho bardzo stresuje się przed egzaminami.

- Do przeżycia... a ty?

- Stresuję się jak nie wiem co i do tego wkurzam się bo wszystkie dziewczyny się na mnie gapią.

- Właśnie zauważyłam. Nie zwracaj na nie uwagi, w końcu im przejdzie.

- Tak, jak rzucą na mnie Crutiatus. O Boże. - powiedziałam, kiedy zobaczyłam idącego Malfoya. Szedł razem z Blaisem. Kiedy tylko na mnie spojrzał, momentalnie odwróciłam wzrok i obróciłam się do niego tyłem.

- Jesteś cała zarumieniona.

- Dziwisz się? Wiesz co do niego czuję. - pociągnęłam ją lekko ze sobą w przód, bo chciałam wejść w tłum, żeby tylko mnie nie zaczepił. - Unikałam go przez cały tydzień. Na lekcjach było ciężko, ale udawałam, że go nie widzę. - Cho tylko się roześmiała.

- Po co to wszystko?

- Nie mogę mu pokazać, że mnie to ruszyło. Jakby do mnie gadał to by się wydało.

- Lacey... jeszcze gorzej ci to wyszło. Skoro go unikałaś i robisz to dalej, a do tego unikasz jego wzroku, to jeszcze bardziej mu pokazujesz, że cię to ruszyło, niż jakbyś tego nie robiła.

- Na Merlina... - jak ja mogłam być tak głupia? Przecież ona ma rację, pogrążyłam się jeszcze bardziej. Dlaczego o tym nie pomyślałam wcześniej, tylko dopiero po tygodniu? Te wszystkie emocje już chyba padają mi na łeb. Nie pomyślałam nad czymś tak oczywistym. Kretynka z ciebie Lacey.

Spojrzałam na przyjaciółkę przerażonym wzrokiem i po chwili otworzyły się drzwi do Wielkiej Sali i każdy z uczniów zaczął do niej wchodzić. Oczywiście byliśmy obszukiwani i usadzani przez nauczycieli. Chociaż nie wiem po co te ceregiele, skoro testy ą tak zaczarowane, że nawet najlepszy sposób ściągania nie zadziała.

Zajęłam swoje wyznaczone miejsce i rozejrzałam się. Każdy uczeń siedział już na swoim miejscu. Kiedy tylko Umbridge stanęła na podeście i życzyła nam powodzenia, co nie było z pewnością szczere, każdy zaczął rozwiązywać test.


*


Mój tok myślowy nad jednym zadaniem trafił szlag. Jakieś dziwne burczenie rozprasza już nie tylko mnie, ale i pozostałych. Ktokolwiek to robi, wybrał sobie zdecydowanie najgorszy moment. Chcę to napisać co najmniej na zadowalający, bo szczerze mówiąc umiem ten materiał, ale jeśli wciąż będą te dziwne dźwięki to nie skończę tego w spokoju.

Co raz jakaś osoba obracała się za siebie, bo burczenie przerodziło się w syczenie, co już zaczynało wyprowadzać z równowagi większą część piszących.

W pewnym momencie Umbridge zeszła z podestu i zaczęła iść w stronę drzwi żeby pewnie sprawdzić co to takiego. I kiedy tylko je otworzyła, cała sala zaczęła mienić się w różnych kolorach. Wszystko błyszczało i wybuchało strasznie dużo fajerwerków. Kiedy wstałam z ławki żeby się temu wszystkiemu przyjrzeć nad moją głową przelecieli Fred i George. A więc to ich sprawka! Wywołali rozróbę w dzień naszych egzaminów?!

- Więc to jest ten wasz ostateczny numer?! - krzyknęłam do nich.

- Prawie. Ostateczny numer będzie teraz! - krzyknął Fred i razem z Georgem rzucili wielką petardę, która zmieniła się w smoka lecącego w stronę Umbridge. Ta zaczęła uciekać, a my tylko śmialiśmy się z całej tej sytuacji.

Kiedy tylko bracia wylecieli na dziedziniec, wszyscy pobiegliśmy za nimi żeby obejrzeć ich ostatnie show w tej szkole. Byłam rozbawiona tą sytuacją, ale też lekko zasmucona, że od teraz nie będzie ich psikusów.

Swój pobyt tutaj zakończyli hałaśliwie, czyli tak jak na nich przystało. Na niebie świeciły ostatnie petardy, a bracia zniknęli. Wszyscy klaskali i śmiali się, a mi łzy napłynęły do oczu, że już nie będę z nimi w szkole obmyślać głupich żartów, że nikt mnie tak już nie rozbawi jak będę mieć zły humor... Ale nie mogę sobie pozwolić na płacz przy wszystkich, więc tylko wytarłam oczy rękawem odwracając się przy tym i schylając głowę. Przez ludzi zobaczyłam, że Harry, Ron i Hermiona dokądś biegną. Nie ma mowy, że to tak zostawię. Pobiegłam szybko za nimi bo wiedziałam, że coś się dzieje. I jak się okazało miałam rację. Kiedy ich tylko dogoniłam to dowiedziałam się, że Harry miał wizję. Syriusz jest w niebezpieczeństwie, więc trzeba mu pomóc.


Rough | D.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz