Rozdział XLI

279 10 0
                                    


Poprzedniej nocy Ron został otruty. Na początku był pod wpływem Eliksiru Miłosnego, co jest dosyć zabawne, bo z Draco było to samo, ale kiedy profesor Slughorn go wyleczył postanowili wypić Miód Pitny. I tak się złożyło, że był on zatruty. Trzeba przyznać, że Harry spisał się na medal podając mu Bezoar, bo w przeciwnym razie...

Cieszę się też, że sprawa z Malfoyem w końcu się skończyła. To taka ulga, że jednak nie zakochał się w Amber naprawdę. Jakby tak było, to bym chyba zwariowała. Ale niestety nie wszystko wróciło do normy. Wielu ludzi po tej sytuacji nawróciło się na właściwą stronę obwiniając siebie o to, że mogli jej uwierzyć. Ale jak się można było spodziewać – nie wszyscy. Amber dalej ma swoich zwolenników. Dlaczego? Bo teraz wymyśliła, że musiała podać Malfoyowi ten eliksir, żebym dostała za swoje. Za to, że ją rzekomo prześladowałam w dzieciństwie. To już się robi męczące. Jeszcze ślizgonów zrozumiem, ale inni? Nie mogę się już doczekać, kiedy plan Ginny załatwi sprawę. W końcu ta wredna zołza dostanie za swoje.


*


Postanowiłam, że odwiedzę Rona w szpitalu. Dalej leży pod opieką pani Pomfrey, bo trucizna nie była taka lekka. Ciekawi mnie tylko, kto wręczył to dla profesora Slughorna? Co to za pomysł, żeby chcieć otruć nauczyciela? I to takiego miłego!

- Całe szczęście, że nic mu nie jest. - powiedziałam do Harrego, kiedy szliśmy do skrzydła szpitalnego.

- To prawda. Przez chwilę myślałem, że...

- Ale nic takiego się nie stało, więc powinniśmy się cieszyć. - uśmiechnęłam się promiennie.

- Cieszę się, że i ty lepiej w końcu wyglądasz. Ostatnie dni musiały być dla ciebie bardzo ciężkie.

- No nie było to przyjemne... Ale miałam was. Może tego po mnie nie widać, ale naprawdę bardzo dużo dla mnie znaczycie.

- Miło mi to słyszeć. - chłopak się uśmiechnął. Harry zawsze jest taki miły. - Lacey, spójrz. To chyba Malfoy. - szepnął. Odwróciłam się i rzeczywiście go dostrzegłam. Porusza się dosyć szybko i prawdopodobnie w wiadome miejsce.

- Myślisz, że znowu idzie do Pokoju Życzeń? - spytałam podejrzliwie Harrego.

- Nie wykluczone. Żadnych zajęć już dzisiaj nie mamy... Jak chcesz to idź sprawdzić. Dołączysz do nas później.

- Jasne... to do zobaczenia... - pomachałam i bez zastanowienia pobiegłam za Malfoyem. Nie wiem nawet na co liczę, bo i tak zobaczę tylko jak otwierają się przed nim drzwi i jak on sam wchodzi do środka. W sumie to bez sensu jest za nim iść. No ale, skoro już popędziłam, to nie będę się wycofywać. Kiedy dotarliśmy na siódme piętro, zaczęłam się poruszać bardzo ostrożnie. Po tym jak mi ostatnio powiedział, że widział jak go śledzę to muszę uważać. Tak więc staram się chować najczęściej jak się tylko da, za każdą napotkaną kolumienką. Jestem pewna, że mi to wychodzi! Stanęłam w końcu w dobrej odległości i mogłam w spokoju obserwować co robi. Klasycznie, pojawiły się przed nim wielkie drzwi. Ale przed tym się rozejrzał, więc szybko musiałam się schować. Chwilkę odczekałam i ostrożnie wyjrzałam zza kolumny. Nikogo nie ma, czyli już tam wszedł. Mam pewien pomysł.

Podbiegłam lekko do nich, żeby nie zdążyły zniknąć, bo może uda mi się coś podsłuchać. Ale to głupie, bo jak my mieliśmy tu zajęcia czarów to nikt nic nie słyszał. No ale próbować zawsze warto. Tak więc stanęłam przy drzwiach i przyłożyłam do nich ucho.

- Co ty robisz, Bennet? - usłyszałam i aż podskoczyłam. Malfoy. Co on tu robi, nie wszedł przed chwilą do środka?

- Co ty tu robisz?! I czemu mnie tak wystraszyłeś!

Rough | D.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz