Rozdział XXVI

292 11 0
                                    


Przed nami pierwsza lekcja eliksirów z nowym nauczycielem. Z tego co wiem, można w nich uczestniczyć mając Powyżej Oczekiwań, więc na starcie można powiedzieć, że chyba będzie miły. Przynajmniej zajęcia będą mniej stresowe, bo na moje, to Snape by mnie pilnował, bo z eliksirów wcale nie byłam taka dobra. Przynajmniej tak mi się wydaje.

Razem z Hermioną skierowałyśmy się do sali, ale w trakcie drogi spotkałyśmy profesor McGonagall, która kazała nam znaleźć Harrego i Rona, bo na zajęcia wystarczy Powyżej Oczekiwań, a każdy wiedział, że Harry chce zostać aurorem. Z uwagi na to, że Hermiona musi być bardziej punktualna niż ja, to postanowiłam ich poszukać. Zajęło mi to aż dziesięć minut! Pięć minut zajęć w plecy. Na szczęście dotarliśmy tam jeszcze na początku, a profesor Slughorn (z tego co powiedziała mi McGonagall) miło nas przywitał. Uśmiechnęliśmy się do niego, po czym ja poszłam w stronę uczniów, a Harry i Ron bili się o książki. Nikt tego nie widział, na szczęście dla nich, a ja lekko zachichotałam pod nosem.

W końcu Slughorn zaczął nam opowiadać o eliksirach i zadawać pytania, na które oczywiście błyskawicznie odpowiadała Hermiona. Ona wie dosłownie wszystko. Podziwiam ją za to. Ale ja też nie jestem gorsza, również znałam odpowiedź na każde pytanie. Chociaż nie orientuję się tak szybko jak ona.

- A co to jest?

- Felix Felicis! Inaczej Płynne Szczęście. - odpowiedziałam szybko, wyprzedzając przyjaciółkę, po czym dyskretnie wystawiłam do niej język.

- Bardzo dobrze panno...

- Bennet. - uśmiechnęłam się przyjaźnie, co on odwzajemnił. Potem spojrzałam w stronę Blaisa, bo on zawsze dodawał jakiś komentarz, gdy odpowiadałam na pytania, a teraz nie powiedział nic. I nic dziwnego, wyglądał okropnie. Był strasznie przygaszony. Dawno go takiego nie widziałam. Coś się musiało stać.

Postanowiłam się tego natychmiast dowiedzieć, więc od razu gdy Slughorn dał nam za zadanie przyrządzić eliksir, podbiegłam do niego. Bez słowa pociągnął mnie za sobą i podeszliśmy do stolika w spokojnym kąciku. O dziwo dołączył do nas też Draco.

- Blaise, co ci jest? - spytałam.

- Lacey... - zaczął. - Mam złe wieści.

Od razu zakuło mnie w żołądku. Skoro Blaise tak mówi i wygląda jak tysiąc nieszczęść to znaczy, że problem jest poważny. Kątem oka spojrzałam na Malfoya, który przyglądał się Blaisowi. On też wyglądał na zmartwionego.

- O co chodzi? - spytałam przerażona.

- Amber... Przeniosła się tutaj i jest w naszym domu...

- C-co? - nie mogę uwierzyć w to co usłyszałam. To nie może być prawda. Nie. On robi sobie jaja, na pewno. - Żartujesz, prawda?

- Nie. Sama zobacz. - rozejrzałam się i rzeczywiście, stoi z nowymi koleżankami i wręcz promienieje z radości. Przeraziłam się. Ręce zaczęły mi się trząść ze strachu i miałam ochotę się wyrzygać. Już nawet zdążyła sobie znaleźć koleżanki... ale ona zawsze taka była. Od razu w nowych miejscach zdobywała znajomych.

- Ale o co z nią chodzi? - odezwał się Malfoy. Spojrzałam na Blaisa kiwając głową na znak, żeby mu nic nie mówił. Nie chcę, żeby dowiedział się, że przez nią nie miałam łatwo i że jestem przerażona na myśl, co ona może teraz wymyślić, żeby znowu uprzykrzyć mi życie. Chociaż mój strach już na pewno zobaczył, bo cała się trzęsę.

- Lacey... nie zwracaj na nią uwagi i rób eliksir. Zajmij teraz czymś głowę. Potem porozmawiamy. - powiedział Blaise. Był bardzo poważny. Postanowiłam go posłuchać i wzięłam się do robienia eliksiru, bo nagrodą za wykonanie jego była fiolka Felix Felicis. Ale z drugiej strony, są osoby którym pewnie bardziej się to przyda. Na przykład Harry. I skrycie mam nadzieję, że to jemu się uda.

- Draco! - usłyszałam piskliwy głos. Należał do Amber. Podeszła do nas, a w zasadzie do niego, jak gdyby nigdy nic i złapała go pod rękę. - Chcesz może mi pomóc z eliksirem? Podobno jesteś w tym dobry. - puściła do niego oczko, ale on nawet nie zwrócił na to uwagi.

- Sama sobie poradzisz. - westchnął i dalej robił swoje, a po jej minie wiedziałam, że nie odpuści. Jak nie teraz, to później. Po chwili obróciła się do mnie i uśmiechnęła się dumnie.

- Lacey! Jak miło cię widzieć! - powiedziała i wyciągnęła rękę, żeby mnie poklepać po ramieniu, ale odsunęłam się. Ona tylko prychnęła i poszła. Zdałam sobie sprawę, że wcale się nie wyleczyłam. Dalej jej osoba mnie paraliżuje. Ona nie da mi spokoju. Ja wiem, czuję to.


***


Nie jestem w stanie nic przełknąć. Tyle smacznych rzeczy, a ja nie mam zupełnie apetytu. Ten stres mnie w końcu wykończy. I to wszystko przez jedną osobę.

- Nic nie tknęłaś. Zjedz choć trochę. - odezwała się zmartwiona Cho.

- Cho, ja nie mam pojęcia co mam zrobić. Jestem przerażona.

- Słuchaj Lacey, nie wiem jak się czujesz, bo nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale pamiętaj, że zawsze masz mnie i nic tego nie zmieni. Nie możesz się ciągle tym zadręczać. Musisz żyć dalej. I musisz jej pokazać, że się zmieniłaś.

- Ale ja wcale się nie zmieniłam. Przynajmniej jeśli chodzi o nią. Dalej się jej boję.

- Ale teraz masz wielu przyjaciół. Nikt cię tu nie zostawi na pastwę losu.

- Dzięki Cho, ale nic mnie już nie zdziwi. Wtedy został ze mną tylko Blaise. - na wspomnienie tego wszystkiego zachciało mi się płakać.

- I nie płacz. Wszystko będzie dobrze, tak?

- Nie. Nie będzie. - odpowiedziałam. - Cho, jedyne miejsce w którym będę teraz bezpieczna to Pokój Wspólny. A poza tym ona jest w Slytherinie. A tam jest też Blaise i Draco. Blaise nienawidzi jej tak samo jak ja, ale Malfoy... Boję się, że jej ulegnie. To osoba, która zawsze dostaje to, czego chce.

- Nie przesadzaj. Serio myślisz, że Malfoy dałby się uwieść jakiejś podlizującej się do niego dziewczynie? Jeśli miałby to robić, to udawałby i to tylko dla swoich interesów.

- Może i masz rację... Ale ja naprawdę nie wiem już w co wierzyć.

Dziewczyna nie odpowiedziała nic i tylko mnie przytuliła. Wiem, że się o mnie martwi, ale nie może nic z tym zrobić. Tylko ja mogę sama temu zaradzić i tylko ode mnie zależy jak się potoczy ten rok...

Rough | D.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz