Rozdział VI

356 14 7
                                    


Minął już jakiś czas odkąd założyliśmy Gwardię Dumbledora. Wciąż trzymam to w sekrecie przed Blaisem. Źle mi z tym, ale patrząc na to jak dobrze się teraz bawi przy swojej bandzie to raczej dobrze zrobiłam. Kocham go, więc niezależnie od tego co się stanie uszanuję to, przynajmniej spróbuję... Oczywiście, dla mnie Blaise jest wciąż tym samym uroczym chłopcem i starszym bratem, jeśli mogę to tak nazwać.

No i ten nieszczęsny Malfoy. Teraz trzymają się jeszcze lepiej niż wcześniej. No a on sam oczywiście dalej nie obdarzy mnie nawet zwykłym spojrzeniem. Jedynie Pansy zawsze mu coś szepnie na ucho jak mnie widzi, po czym uśmiecha się do mnie dumnie. Staram się to ignorować, chociaż czasem (nawet czasem bardzo) nie potrafię i wystawiam jej środkowy palec. Wciąż klei się do niego jak rzep do psiego ogona. A temu kretynowi chyba wcale to nie przeszkadza. Jestem zazdrosna, oczywiście. Ale nie dam tego po sobie poznać nikomu, no może za wyjątkiem Blaisa.

Do tego za 2 dni jest mecz quidditcha, pierwszy w tym roku, z puchonami. Może i jestem tylko ścigającą, jednak zamierzam dać z siebie wszystko i pokazać temu dupkowi, Malfoyowi, że potrafię grać, a nie tylko mówić, że potrafię. Przynajmniej mam nadzieję, że tego nie spieprzę. Bo wtedy nie wyjdę z dormitorium.

Co do Gwardii, Neville znalazł tajemny Pokój Życzeń, który okazał się idealny do naszych posiedzeń. To tak, jakby szkoła chciała żebyśmy się uczyli, trenowali. Czy to nie cudowne?

Jest bardzo przestronny, dosyć jasny, z lustrami, fantomami i innymi potrzebnymi do czarowania rzeczami. Gdy tylko pobiegłam tam z Harrym, Hermioną i Ronem, normalnie mi mowę odjęło. Pokój był wręcz cudowny!

I to właśnie dzisiaj, za kilka minut rozpoczną się pierwsze zajęcia. Widać było, że Harry jest zestresowany. Czekał, aż wszyscy w końcu przyjdą, co pewnie jeszcze bardziej powodowało zdenerwowanie.

- Spokojnie Harry, dasz sobie radę bez problemu. - pocieszyłam go, na co tylko się uśmiechnął. Po tym spojrzał na Cho, która stała obok mnie. Dziewczyna odwróciła wzrok, tak jak i Harry i zauważyłam na jej policzkach rumieńce. Czyżby ona...

W końcu zebrali się wszyscy i mogliśmy zacząć długo wyczekiwane zajęcia z czarów. Na początku zaczynaliśmy od prostych, typu Expelliarmus czy Protego. Nie każdemu udawało się to opanować od razu, dlatego też kto już się nauczył pomagał reszcie. W tym oczywiście i ja. Nie jestem wredną zołzą, chętnie pomagam przyjaciołom. A każdego w tej sali uważam za, no może nie przyjaciela, ale bardzo bliską sobie osobę. Kiedy skończyłam pomagać jakiejś dziewczynie, przeszłam do kolejnej osoby, którą okazał się być Jeremy.

- Co ci dokładnie nie wychodzi? - zapytałam z troską.

- Expelliarmus... - powiedział lekko zawstydzony. - Wiem, że jestem starszy i to śmieszne, ale...

- Spokojnie, po to tu jesteśmy, aby się ich nauczyć bezbłędnie. - uśmiechnęłam się zachęcająco i wytłumaczyłam mu jak machać różdżką, aby wypaliło.

- Jesteś dobra w czarach.

- Wiesz, niekoniecznie. Jest wiele zaklęć, których nie potrafię. Powiedziałabym nawet, że większość taka jest.

- Nie sądzę. - uśmiechnął się do mnie w taki sposób, że poczułam dziwne ukłucie w brzuchu. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Flirtować nie potrafię, zresztą nie jestem z tych dziewczyn. Mimo pozorów jestem bardzo nieśmiała. Uśmiechnęłam się głupio cała zlana rumieńcem. Na szczęście w porę pojawił się Harry pytając Jeremiego jak mu idzie. To nie tak, że go nie lubię, bo w sumie jest nawet słodki, tylko cholernie się zawstydziłam. Tak strasznie, cholernie bardzo. Widząc, że Harry teraz mnie zastąpi, nie zostało mi nic innego jak sprawdzić, jak sobie radzi Cho. Już miałam odchodzić, kiedy usłyszałam głos chłopaka wołający moje imię.

- Powodzenia na meczu. Chociaż na pewno dobrze sobie poradzisz. - po tych słowach puścił do mnie oczko, przez co kompletnie zrobiłam się czerwona. Podziękowałam mu i szybko, ze spuszczoną głową (w końcu miałam długie włosy, mogłam w spokoju zakryć rumieńce) skierowałam się w stronę swojej przyjaciółki.

- Jak ci idzie? - zapytałam ją tak szybko, że aż się wzdrygnęła.

- Jejku, Lacey, dobrze... A tobie co? - zapytała patrząc na moją twarz, jeszcze czerwoną.

- Eee, gorąco tu...

- Nie wierzę ci. - spojrzała na mnie zadziornie, czekając na to co odpowiem, ale w tym samym momencie odezwał się Harry, który dodał jeszcze kilka zaklęć do przećwiczenia na dzisiejszych zajęciach. Między innymi Drętwote. Na pokazanie stanęli Ron i Hermiona. Dziewczyny były po jej stronie, a chłopcy po stronie Rona. Oboje są dobrzy, ale z góry wiedziałam, że to Hermiona wyjdzie zwycięsko. I tak też się stało. Wszystkie zaczęłyśmy chichotać patrząc na speszonego i tłumaczącego się chłopaka. Poćwiczyliśmy jeszcze trochę, kilka osób odlatywało od zaklęcia, ja zresztą też. Ale bardzo dobrze się bawiłam i założę się, że nie tylko ja. Każdy z nas wyszedł z szerokim uśmiechem na twarzy. Wróciłam do dormitorium razem z Harrym, Ronem i Hermioną.

Usiedliśmy przy kominku i chwilę posiedzieliśmy patrząc po prostu w ogień.

- Myślicie, że on gdzieś tam jest? - zapytała Hermiona, nie odrywając wzroku od okna.

- Na pewno. Tylko jeszcze nie ma sił. - odpowiedziałam. - Harry, dziękujemy, serio. Jesteś super nauczycielem i na pewno każdy jest zadowolony. - skierowałam się do chłopaka. Widziałam, że jest czymś przejęty.

- Dzięki Lacey. - uśmiechnął się lekko. Złapałam go za dłoń, żeby dodać mu otuchy, po czym wstałam i pożyczyłam reszcie dobrych snów. Musiałam odpocząć.

Rough | D.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz