- Blaise! Cho! - zawołałam ich biegnąc jak oparzona. Od razu rzuciłam się na nich z przytulańcem. Poczułam łzy w oczach ze wzruszenia. Są tu ze mną. Żyją.
- Spokojnie księżniczko. - zaśmiał się Blaise i poczochrał mnie po głowie. - Mam nadzieję, że się nią zaopiekowałeś! - powiedział do Draco.
- Oczywiście, że tak! - odpowiedziałam. - Uratował mi życie. Z resztą, nie tylko on... Wierzcie lub nie, ale Amber to zrobiła.
- Amber?! - powiedzieli równocześnie. Ja tylko pokiwałam głową.
- Nie wierzę. Dlaczego? - spytała Cho. Opowiedziałam im cała tą historię. Porządnie się zdziwili i wcale się im nie dziwię. No bo kto by uwierzył, że Amber robiła wszystko z sympatii do mnie?!
- To nieźle to sobie wymyśliła. - prychnął Blaise. - Ale będę musiał jej podziękować za to, że cię uratowała. I tylko za to. Nie wybaczę jej jak cię traktowała.
- A jak Jeremy? - zmieniłam temat.
- Żyje, ale jeszcze się nie obudził. - odpowiedziała Cho.
- Jak się obudzi, to mnie wołajcie.
- Jasna sprawa. Ej, to nie twoi rodzice? - spytał Blaise patrząc za nas. Odwróciliśmy się i rzeczywiście, moi rodzice stoją i urządzają sobie miłą pogawędkę przy herbacie. A to ci niespodzianka! Pobiegłam do nich.
- Mamo! Tato! Tak się o was martwiłam! - wrzasnęłam przytulając ich najmocniej jak się da.
- Córeczko!
- Pijecie sobie herbatę zamiast mnie szukać?! - powiedziałam żartobliwie. Wiem, że po prostu wiedzieli, że żyję.
- Dobrze wiesz, że gdybyśmy nie wiedzieli że żyjesz to byśmy teraz przeszukiwali cały zamek. - powiedział tato. Zaśmiałam się tylko.
- Tak, wiem. O rany. Strasznie się cieszę, że przeżyliście.
- Jesteśmy silnymi zawodnikami. - zaśmiała się mama. - Może chcesz herbaty?
- Na razie nie. Muszę jeszcze znaleźć Harrego i sprawdzić jak się czuje Jeremy.
- W porządku. Całe szczęście, że nic ci się nie stało. - mama zaczęła płakać ze szczęścia a i tato uronił łzę.
- Spokojnie, żyję i to się na razie nie zmieni. - zaśmiałam się. - Kocham was, naprawdę bardzo mocno. - przytuliłam ich. Gdyby nie rodzice to bym zwariowała. Ale przeżyli. Przeżyli i są tu ze mną, cali i zdrowi.
- Też cię kochamy. - powiedział tato. - Dobra, uciekaj już do swojego chłopaka.
- Dajcie spokój... - podrapałam się nerwowo po głowie. - I tak do was wrócę. - uśmiechnęłam się i zobaczyłam rodziców Draco nieśmiało podchodzących w naszą stronę. Pomachałam do nich energicznie i odeszłam, żeby sobie porozmawiali we czwórkę. Draco stoi sam, bo Blaise i Cho poszli odwiedzić innych.
- Powinieneś chyba przywitać się z rodzicami. - przytuliłam go.
- Rodzice poczekają.
- Oh, to nieodpowiednie. Idź do nich.
- Najpierw chcę się zająć tobą. - podniósł lekko moją głowę i pocałował mnie w usta.
- Na zajęcie się mną jeszcze będziesz miał dużo czasu. - uśmiechnęłam się. - No już, idź. O, Harry! - zadowolona mrugnęłam tylko do Draco i podbiegłam w stronę Harrego, od razu rzucając mu się w ramiona.
- Lacey, cieszę się że żyjesz.
- Tak łatwo mnie nie wymażą! Ani przez chwilę w ciebie nie wątpiłam. Brawo Harry! - znowu go przytuliłam najmocniej jak się tylko da. - Teraz musisz odpocząć. - spojrzałam za niego i zauważyłam Rona i Hermionę trzymających się za ręce. Posłałam im porozumiewawcze spojrzenie i zostawiłam ich trójkę samą. W końcu są najlepszymi przyjaciółmi, muszą ze sobą porozmawiać.
CZYTASZ
Rough | D.M.
FanfictionLacey to wybuchowa gryfonka zakochana w Draco Malfoyu. Niestety ten nie jest nią zainteresowany. Zauważa ją tylko wtedy, kiedy coś mu nie pasuje. Wtedy kończy się to kłótnią. Jedno wydarzenie sprawi że chłopak zwróci na nią większą uwagę. Tylko czy...