✏31✏

397 19 2
                                    

Dzisiaj jest ten dzień w którym muszę iść do psychologa.
Nie widziałam i nie rozmawiałam z nim odkąd wyszłam z jego domu. To nie powinno mieć miejsca.
Z niechęcią wstałam z łóżka.
Kiedy zrobiłam poranną rutynę, ubrałam czarną bluzę, czarne getry i do tego granatowe buty. Zoczesałam włosy i wyszłam z pokoju.
Po wizycie u psychologa odrazu mam jechać do szkoły. Więc dlatego przy sobie miałam torbę.
Moje kroki podążyły do dużych schodów. Po cichu zeszłam żeby nie obudzić mamy ponieważ wróciła z nocki, a po drugie by zrobiła wojnę.

Wypiłam łyk soku i wzięłam gryz kanapki.
- I jak się wam uczyło?- pyta tata spoglądając za gazety.
- No dobrze- powiedziałam nie patrząc na niego, bo zapewne by zauważył mojr zdenerwowanie. Kiedy skończyłam kanapkę i napój, rodziciel wstał i zaczął się kierować do przed pokoju. Kiedy wyszedł z kuchni spojrzałam na swoje ręce. Trzęsły się. Już tak mam gdy się stresuje. A że często mam takie dni to jakoś się nauczyłam opanować tej tik. Wzięłam w dech, i przez dłuższą chwilę trzymałam powietrze w płucach, a po chwili je wypuściłam. Ręce mniej się trzęsły więc schowałam je do kieszeni.
Potem podążyłam za ojcem.

Podróż minęła nam w ciszy. I nie miałam zamiaru ją przerywać. Gdy ojciec skręcił na znany mi parking czułam gulę w gardle. Boję się że dzisiejsze spotkanie będzie napięte. Wysiadłam z auta, i stanęłam obok rodziciela. Kiedy zamknął auto na klucz, razem zaczęliśmy dążyć do budynku.

Czy Pan Harry jest na mnie zły za to że krzyczałam na niego? Czy dzisiejsze spotkanie będzie odnośnie mojego siniaka , czy takie jak zawsze były? No wiadomo jaką ja wolę opcję. A jeśli powie ojcu, a tym bardziej mojej matce o tym?! Przecież już ona nie da mi nawet szans na wyjaśnienie. Mój stres wrócił. Szybko schowałam ręce do kieszeni, bo czułam jak się trzęsą i zaczęło robić mi się w sucho w gardle.

Usiadłam jak na szpilkach przed salą numer dziesięć.
- Przyjadę po ciebie. Tylko proszę nigdzie nie odchodź. Czekaj pod budynkiem.
- Dobrze- mówię i znowu patrzę na dywan.
Nawet nie minęło dziesięć sekund a usłyszałam ten głos.
- Dzień dobry Panie Adrien- wita się mój psycholog.
- Dzień dobry- podają swoje ręce.- tak jak zawsze?- pyta mój opiekun.
- Tak proszę Pana- kiwa głową. Żegna się ze mną i rusza do wyjścia. Wstałam z miejsca i podeszłam do drzwi. Kiedy mężczyzna je otworzył puścił mnie jako pierwszą, tak jak na pierwszej wizycie stanęłam obok kosza.

- Witaj Jesse. Siadaj proszę- mówi to sam siadając na swoje miejsce. Połknęłam ślinę i usiadłam.
- Jak tam idzie ci nauka z Pismem?- pyta patrząc na mnie. Jego zielone oczy wierciły dziurę w mojej duszy. Ale tym razem nie spóściłam wzroku. Sama nie wiem dlaczego.
- Dobrze- zapewniam. Kłamię go znowu. Ten jedynie kiwa głową. Nastała cisza. Ta niezręczna. Nie patrzyłam już na Psychologa. Tylko na biurko.
Chyba mężczyzna nie wytrzymał i przerwał ciszę.
- Jak się czujesz?- spojrzałam na niego z szokiem.
- Normalnie- mówię speszona. Ale czemu speszona?
- Twoi rodzice wiedzą o tym siniaku?- pyta nie pewnie.
- Nie. I nie mogą się dowiedzieć.
Mówię odrazu. Taka racja. Gdyby się matka dowiedziała to po mnie.
-A to czemu?- pyta opierając się o oparcie swojego krzesła.
- Musimy o tym rozmawiać?
- Widzisz to?- nie odpowiedziałam. Nie wiem o co może mu chodzić. Chyba się skapnął bo znowu zaczął mówić- znowu zbywasz. Znowu chcesz ominąć to pytanie. Potwierdza mnie tym twoja postawa za każdym razem. Spinasz się i układasz ręce w pięści,lub je chowasz do kieszeni. Tym przypadku pierwsze.- patrzę na swoje dłonie. Ma rację. To aż tak po mnie widać?-  Nie chcesz o tym rozmawiać ponieważ mam przepuszczania że ktoś cię bije, i gdyby taki owaki się dowiedział to by było po tobie. Lecz twoje myślenie jest błędne Jesse- patrzy w moje oczy- jestem tu po to aby ci pomóc. Ale się boisz jej przyjąć.- kończy.
Patrzę na jego zielone oczy z niedowierzaniem. Nie wiedziałam że aż tak to po mnie widać.
Wzięłam wdech.

- A nie uważa Pan że nie ufam szybko ludzią?- pytam- na przykład nasze spotkanie w klubie a potem się obudziłam u Pana w domu..nie powinno nic takiego się zdażyć?- przerwałam chwilę. Zmarszczył brwi. Niestety muszę zrobić zły ruch z mojej strony żeby chronić swoją skórę- jeśli Pan nikomu nie powie o moich siniakach to ja nie powiem o tych incydentach. Lecz Pan jeśli to zrobi, stracisz odrazu pracę.- mówię pewna. Lecz w środku siebie się boję i współczuję mu
Patrzy na mnie uważnie. Widzę w jego oczach obawę lecz szybko znika.
- Jesse w co ty grasz?- kiwa z niedowierzaniem głową.- ja chcę pomóc tobie. A nie niszczyć psychicznie czy rani. Lecz ty....ty próbujesz się bronić z niszych lin obrony, czyli szantaż.

Kurde ma tu rację. Ale muszę się bronić. Tylko kto by mi uwierzył?
- Tylko proszę. Lecz błagam. Żeby Pan nikomu nic nie mówił, a za to zapomnimy o wszystkim i zaczniemy od nowa. Zgodą?- pytam.

- Zgoda- potwierdził







Jak są błędy to przepraszam


⭐ Cenię
💭Kocham

~Wi~

Mój PsychologOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz