Rozdział II: Londyn

1.5K 77 6
                                    

Koło południa znalazłyśmy się na miejscu. Mugole zdawali się nie zauważać Dziurawego Kotła. Emily popchnęła mnie w jego stronę, by chwilę później znaleźć w środku.

Niewielki, brudny pub, w którym było ciemno i obskurnie, nie zachęcał do spędzenia w nim dłuższego czasu. Ciotka złapała mnie za rękę, ignorując ciekawe spojrzenia innych i ruszając w głąb pomieszczenia. Popatrzyłam na Emily pytająco, lecz ta zdawała się mnie zbywać.

Zatrzymałyśmy się przy murku. Brązowowłosa zaczęła liczyć cegły pod nosem, a moja brew wystrzeliła do góry. Nagle Emily zatrzymała wzrok na odpowiedniej, stuknęła w nią trzy razy i uśmiechając się szerzej pod nosem, czekała na efekty. Ta drgnęła, by potem zniknąć, a na jej miejscu pojawiła się dziura. Powiększała się z każdą sekundą.

— Ulica Pokątna — wymamrotała rozmarzona brunetka, kiedy przejście całkowicie się otworzyło.

Wszędzie były szyldy sklepów z ciekawymi reklamami. Na rogu jakaś kobieta narzekała na ceny smoczej wątroby, a przed nami roiło się od czarodziei ze swoimi dziećmi i dźwięku obijania się o siebie monet oraz wesołego gwaru.

Oczy błyszczały mi z zadowolenia, uśmiech nie schodził z twarzy. Nawet nie zauważyłam kiedy ścisnęłam dłoń Emily. Zorientowałam się po chwili, lecz widząc, że jej to nie przeszkadza, nie puściłam jej. Przez ten mały gest pierwszy raz czułam się jak członek rodziny.

Emily Moon jest siostrą mojej mamy. Brunetka o brązowych oczach, która rzadko okazywała jakiekolwiek uczucia. Uczyła mnie prostych zaklęć od kiedy skończyłam sześć lat. Była bardzo zdeterminowana, kazała mi panować nad magią, żeby nie doszło do żadnych wypadków przy mugolach. Nasz dom był zabezpieczony przed innymi czarodziejami, więc nikt nie mógł wykryć, że nie mieszkają tam mugole.

W szkole zawsze byłam sama. Nikt ze mną nie rozmawiał, bo wszyscy uważali mnie za dziwadło. Kiedyś podsłuchałam rozmowę dwóch dziewczyn, o tym, jaki mój nos jest niekształtny, a szare oczy w ogóle nie pasują do ciemno-brązowych włosów. Kiedy wróciłam do domu, zapytałam Emily czy to prawda, lecz ta jedynie wywróciła oczami i dalej zmywała naczynia.

— Chodź. — Ciotka pociągnęła mnie w stronę pierwszego sklepu.

Kupiłyśmy tam cynowy kociołek w rozmiarze drugim i wagę miedzianą. Naszym następnym celem było ubranie. Wstąpiłyśmy do Madame Malkin, ładnie urządzonego sklepu, gdzie uszyto dla mnie szatę. Dopadł nas szał zakupowy. Emily, mimo swojej grobowej miny, wydawała się szczęśliwa. W kolejnych sklepach kupiłyśmy teleskop i zestaw szklanych fiolek. Nareszcie przyszedł czas na różdżkę. Do tej pory używałam różdżki mojej mamy, ponieważ jej siostra twierdziła, że nie potrzebuje własnej.

— Tutaj. — Wskazała palcem na szyld.

Ollivanderowie: Wytwórcy najlepszych różdżek od 382 r. przed nową erą

Sklepik był naprawdę mały. W środku kłębiło się sporo kurzu, a na półkach poukładane były przeróżne różdżki. Rozglądając się po sklepie nie zauważyłam, gdy przed nami znikąd wyrósł stary mężczyzna o zamglonych oczach, ukrytych za dużymi okularami.

— Dzień dobry — mruknął zachrypniętym głosem.

— Dzień dobry — odezwała się Emily, po czym sprzedała mi kuksańca w bok, abym się przywitała.

— Dzień dobry — powiedziałam nieco zmieszana przenikliwym wzrokiem staruszka.

— O kogo moje oczy widzą! — Widocznie się rozweselił. — Panna Moon, a to musi być... — Jego twarz wykrzywiła się, a zamglone oczy przeszły czymś w rodzaju strachu. — Panna Black.

The Murderer's DaughterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz